Tytułowy bohater, postać w pewnym stopniu autobiograficzna. Mężczyzna mający około trzydziestu pięciu lat, wszechstronnie wykształcony historyk przez lata pracujący w jednym z moskiewskich muzeów. Wygrawszy, dzięki posiadaniu obligacji o szczęśliwym numerze, wielką sumę pieniędzy radykalnie odmienił dotychczasowe uporządkowane życie: porzucił żonę, wynajął mieszkanie przy Arbacie i poświęcił się wyłącznie pisaniu powieści o Poncjuszu Piłacie.
Przypadkiem poznał Małgorzatę i miłość poraziła ich w jednej chwili. To Małgorzata nazwała go Mistrzem, gdy wyrzekł się swego nazwiska -jak zresztą wszystkiego w tym życiu. Biorąc pod uwagę miłość do Małgorzaty, można doszukiwać się wielu podobieństw pomiędzy Mistrzem a Faustem Goethego (ta postać nieco przypomina również wspominanego w utworze I. Kanta, wielkiego niemieckiego filozofa).
Przyczyną tragedii Mistrza stała się odmowa wydania jego powieści (pokładał w niej ogromne nadzieje) i ataki na autora po ogłoszeniu w czasopiśmie fragmentów utworu. Krytyka literacka, nie tyle wyrażając oficjalny marksistowski punkt widzenia, co chcąc się przypodobać władzom, zarzuciła powieści religianctwo, dokonywanie apologii Chrystusa. Wpędziło to pisarza w stany lękowe, doprowadziło do depresji, próby spalenia rękopisów, sprzeniewierzenia się sobie, w końcu ucieczki do kliniki psychiatrycznej. W nowe, wieczne i metafizyczne życie przeniósł tego, jeszcze niedawno porażonego strachem, człowieka Woland na prośbę Małgorzaty. Mistrz dopiero teraz zazna spokoju (brakowało mu go w ziemskim życiu, a był człowiekiem, który nie znosił gwałtu, przemocy), będzie mógł na zawsze poświęcić się nieskrępowanej pracy twórczej w wieczystym domu. Na prośbę Jeszui zostaje nagrodzony spokojem, ale nie trafia do raju (tam nieśmiertelnego Fausta poniosły anioły, Mistrz nie zasłużył na światłość), lecz do przestrzeni, gdzie przebywają mimowolni grzesznicy, nieochrzczone dzieci, gdzie przebiega granica pomiędzy jasnością i ciemnością. Staje się nieśmiertelny, o czym informuje go Woland.
Mistrz nie jest, możecie spotkać się z taką interpretacją, uwspółcześnioną wersją Jeszui (chociaż w powieści pozostaje z nim ściśle związany). W końcu kapituluje, wybiera spokój, nie pozostaje niezłomnie wierny prawdzie (pali rękopis, ostatecznie ocalony przez Wolanda wypowiadającego sławne zdanie: Rękopisy nie płoną!), której zamierzał służyć, jednak na pewno bezinteresownie czyni dobro (np. kończy pokutę Piłata). Bez wątpienia natomiast nie dorównuje wielkością Jeszui.
Mistrz nigdy nie należał do zhierarchizowanego świata radzieckiej literatury, możemy powiedzieć, że w ogóle nie zajmował żadnego miejsca w ówczesnym społeczeństwie, w którym każdy miał jasno wyznaczoną pozycję. Buntował się przeciw hierarchiom (podobnie, jak czynił to Jeszua), dlatego musiał przegrać.