Michał Bułhakow – Mistrz i Małgorzata – szczegółowe streszczenie

Po Patriarszych Prudach w Mo­skwie spacerowało dwóch mężczyzn: Michał Aleksandrowicz Berlioz i po­eta Iwan Bezdomny. Berlioz, redaktor miesięcznika literackiego i prezes Massolitu, człowiek wykształcony, tłumaczył Bezdomnemu na czym pole­ga zasadniczy błąd jego antyreligijnego poematu: nie chodzi o to, że Chry­stus był człowiekiem złym, istota rzeczy polega na tym, iż w ogóle nigdy nie istniał.

Niespodziewanie do rozmowy pisarzy włączył się jakiś tajemniczy nie­znajomy – wyglądający na cudzoziemca, wysoki, bardzo elegancko ubrany, o nienagannych manierach. Zdziwiony spotkaniem ateistów, zapewnia, że Jezus istniał naprawdę, mówi o tym, że jadł z I. Kantem śniadanie, podczas którego dyskutowali o dowodach na istnienie Boga sformułowanych przez niemieckiego filozofa. Następnie zapowiada, że Berliozowi niebawem utną głowę, Anuszka rozlała już olej, na którym redaktor poślizgnie się. W koń­cu przedstawia się: jest profesorem zaproszonym do Moskwy jako konsul­tant do spraw czarnej magii.

Nieco oszołomieni Bezdomny i Berlioz nie wierzą profesorowi (wyraź­nie zna on ich myśli), domagają się świadectw istnienia Chrystusa. Cudzo­ziemiec odpowiada, że nie są tu potrzebne żadne świadectwa, bowiem wszystko jest oczywiste. Zaczyna opowiadać o wydarzeniach sprzed dwóch tysięcy lat.

Poncjusz Piłat. Poncjusz Piłat, nienawidzący prowincji, w której przyszło mu być rzymskim prokuratorem, cierpiał z powodu bólu gło­wy i nieznośnego upału. Przed jego oblicze przyprowadzono Jeszuę, I człowieka o przezwisku Ha-Nocri pochodzącego z Gamali. Ów czło­wiek został skazany przez żydowski sąd na śmierć za nawoływanie do I zburzenia świątyni. Podczas przesłuchania zaprzeczał zarzutom.

Wyszło na jaw, że jedynie źle zrozumiano zapisywane przez Mateusza Lewitę słowa Jeszui.

Ha-Nocri wyraźnie zainteresował Piłata, dostojnik uważał go za maga, lekarza, który pomógł mu przezwyciężyć ból głowy. Chciał zabrać Jeszuę do swej rezydencji nad Morzem Śródziemnym. Niestety, okazało się, że jest on również oskarżony o krytykowanie władzy, samego Cezara Tyberiusza. Jeszua twierdził wobec prokuratora, że niebawem niepotrzebna będzie wła­dza, bowiem człowiek wejdzie do królestwa prawdy i sprawiedliwości. Piłat musiał zatwierdzić wyrok śmierci, by stał się on prawomocny. Spotkał się z przewodniczącym Sanhedrynu (rady żydowskiej) Kajfaszem, bowiem w związku ze świętem Paschy mógł ułaskawić jednego ze skazanych. Kaj­fasz, wbrew woli prokuratora, nie godził się na darowanie życia Jeszui, wy­brał złoczyńcę Bar Rawana. Piłatowi nie pozostawało nic innego, jak ogło­sić wyrok.

Dowód siódmy. Profesor zakończył opowieść. Zapewniał, iż wszystko, o czym mówił jest prawdą, bowiem widział te wydarzenia na własne oczy. Obaj pisarze uznają cudzoziemca za wariata. Utwierdza ich w tym przeko­naniu informacja, że profesor zajął mieszkanie Berlioza. Ten ostatni spie­szy do telefonu, by powiadomić biuro turystyki zagranicznej, że konsultant zwariował. Przebiegając przez tory, Berlioz, poślizgnąwszy się na rozlanym oleju, przewraca się, wpada pod tramwaj prowadzony przez młodą komso­mołkę, który ucina mu głowę – zgodnie z przepowiednią cudzoziemca

Pogoń. Iwan Bezdomny, wstrząśnięty spełnieniem się przepowiedni, śmiercią Berlioza, rusza w ślad profesora, któremu towarzyszy teraz podej­rzane indywiduum w kraciastej marynarce. Konsultant nie chce okazać po­ecie dokumentów, wyśmiewa go i odchodzi – teraz dodatkowo z wielkim kotem kroczącym na tylnych łapach. Człowiek w marynarce wsiada do au­tobusu, kot usiłuje dostać się do tramwaju, ma nawet pieniądze na bilet, ale zostaje wyproszony z wagonu. Jedzie uczepiony tylnego zderzaka.

Profesor ginie z oczu Bezdomnemu, który wpada do jakiegoś mieszka­nia obok Arbatu, bierze stamtąd ikonę i świecę. Biegnie nad rzekę, wskaku­je do wody, w samej bieliźnie spieszy do Domu Gribojedowa, siedziby Mas­solitu, organizacji pisarskiej, którą kierował Berlioz.

Co się zdarzyło w Gribojedowie. W Domu Gribojedowa, późnym wie­czorem, członkowie zarządu czekają na Berlioza. Zniecierpliwieni nieobec­nością prezesa, zmęczeni upalnym dniem przenoszą się do sławnej restau­racji w związku pisarzy, gdzie gra jazz-band, toczy się wesoła zabawa. O dwunastej w nocy biesiadnicy dowiadują się o śmierci Berlioza, wpada też do restauracji mokry Bezdomny, opowiada o profesorze, wypadku. Wzywa do pościgu za domniemanym szpiegiem, mordercą prezesa. Nikt mu nie wierzy, zebrani sądzą, że niekompletnie ubrany poeta ze świeczką i świętym obrazkiem zwariował lub popadł w delirium. Towarzyski skandal kończy odwiezienie Bezdomnego do szpitala dla umysłowo chorych.

Schizofrenia, zgodnie z zapowiedzią. W sławnej klinice psychiatrycznej Bezdomny awanturuje się, domaga się kontynuowania pościgu za cudzo­ziemcem. Pogrąża go w oczach lekarza pisarz Riuchin, który przywiózł po­etę do szpitala, a teraz opowiada o zajściu w Domu Gribojedowa. Bezdom­ny zaczyna mówić o konsultancie, jego osobistych rozmowach z Piłatem. Iwan usiłuje uciec, wyskoczyć przez okno. Zostaje uśpiony zastrzykiem, lekarz podejrzewa schizofrenię, halucynacje spowodowane alkoholizmem.
Riuchin ciężarówką wraca do centrum miasta, rozmyśla o niezwykłych wydarzeniach, chce porzucić pisanie wierszy. Nad ranem dociera do prawie pustego Domu Gribojedowa, samotnie upija się.

Fatalne mieszkanie. Mieszkający (ich lokum przy Sadowej cieszyło się złą sławą, jego lokatorzy znikali bez śladu) wspólnie z Berliozem Stiopa Li-chodiejew, dyrektor teatru Varietes, budzi się straszliwie skacowany, ból rozsadza mu głowę, niewiele pamięta z wczorajszego pijaństwa. W końcu z największym trudem otwiera oczy i ku swemu osłupieniu widzi cudzo­ziemca – profesora Wolanda, który przypomina nieszczęsnemu Stiopie, że wczoraj podpisał z nim umowę na siedem występów w teatrze.

Lichodiejew, poratowany jakby wyczarowaną przez Wolanda zimną wódką i ciepłymi zakąskami, wraca do świadomości. Nie pamięta o umowie, ale konsultant pokazuje podpisany egzemplarz, a Rimski, dyrektor finansowy, telefonicz­nie potwierdza zawarcie kontraktu.

Profesorowi towarzyszy kot i jakiś rudy osobnik. Za ich sprawą dyrek­tor zostaje błyskawicznie przeniesiony gdzieś nad morze, rzucony na brzeg. Napotkany tam mężczyzna, podejrzliwie patrząc na oszołomionego nie­szczęśnika, wyjaśnia, że Stiopa znalazł się w Jałcie. Lichodiejew mdleje.

Pojedynek profesora z poetą. Iwan Bezdomny jest otoczony w klinice psychiatrycznej staranną opieką, wszechstronnie badany. Przychodzi po­rozmawiać z nim sławny psychiatra, profesor Strawiński. Iwan opowiada mu o niewiarygodnej przygodzie z konsultantem, niebywałych zdarzeniach. Lekarz prosi, by sam pacjent przeanalizował logikę przedstawionych zda­rzeń. Poeta rozumie, że dla własnego dobra musi pozostać na razie w klini­ce, że milicja, którą zamierza zawiadomić o wypadkach, nie da mu wiary, ponownie przywiezie go do szpitala.

Głupie dowcipy Korowiowa. Nikanor Iwanowicz Bosy, prezes spółdzielni mieszkaniowej, chroni się przed nachodzącymi go interesantami w mieszka­niu zmarłego Berlioza, o które właśnie zabiegają liczni petenci. Zastaje tam Korowiowa, który przedstawia się jako tłumacz Wolanda. Namawiany pre­zes przyjmuje łapówkę za wynajęcie cudzoziemcowi mieszkania, po powro­cie do domu, chowa w łazience paczkę rubli. Korowiow zawiadamia milicję, że Bosy trzyma w przewodzie wentylacyjnym walutę. Przybyli funkcjonariu­sze znajdują ruble przemienione w dolary, sama umowa wynajmu znika, zrozpaczony prezes zostaje aresztowany jako handlarz dewizami.

Wieści z Jałty. Rimski i administrator Warionucha, siedząc w teatrze, bezskutecznie poszukują Lichodiejewa, próbują też wyjaśnić dziwny kon­trakt z Wolandem. Z Jałty przychodzi telegram: milicja prosi o potwierdze­nie tożsamości zatrzymanego podającego się za Lichodiejewa, który prze­cież jeszcze przed godziną był w Moskwie. Warionucha odbiera tajemniczy telefon, ktoś zabrania mu wysyłać potwierdzenie i pieniądze. Lekceważy polecenie i zostaje napadnięty przez służbę Wolanda, zaciągnięty do miesz­kania Lichodiejewa. Traci przytomność pocałowany przez nagą, rudą dziewczynę o niesamowitych oczach.

Rozdwojenie Iwana. Poeta Iwan Bezdomny bezskutecznie usiłuje napi­sać w szpitalu składny i logicznie uporządkowany donos do milicji. Podczas burzy całkiem opada z sił, dostaje zastrzyk, uspokojony zapada w drzem­kę. Po przebudzeniu, patrząc na tęczę, rozmawia ze sobą, analizuje feralne wydarzenia, uznaje ostatecznie, że wyszedł na durnia. Nagle na balkonie je­go separatki staje tajemniczy człowiek.

Czarna magia oraz jak ją zdemaskowano. Główną atrakcją dzisiejszego spektaklu w teatrze Varietes jest występ profesora Wolanda i jego współpracowników zapowiadany przez Żorża Bengalskiego, który wyja­śnia licznie przybyłej publiczności, że czarna magia nie istnieje. Za sprawą Korowiowa-Fagota na widzów sypią się dziesięciorublówki, Woland de­monstruje niebywałą wiedzę o sekretach publiczności. Bengalski tłumaczy to hipnozą – kot Behemot urywa mu głowę i przytwierdza ją powtórnie. Karetka zabiera oszalałego konferansjera do kliniki psychiatrycznej.

Woland i jego ekipa ubierają obecne na przedstawieniu kobiety w naj­droższe, najmodniejsze zagraniczne kreacje, następnie magowie znikają. W teatrze powstaje ogromny chaos, słychać piekielny śmiech, krzyki, mili­cja przebija się w kierunku loży Siempłejarowa (przewodniczącego komisji artystycznej moskiewskich teatrów), o którego małżeńskich zdradach poin­formowała grupa Wolanda.

Pojawia się bohater. Mężczyzna na balkonie Bezdomnego (ukradł klu­cze pielęgniarce i mógł poruszać się po szpitalu) rozmawia z poetą o litera­turze. Tłumaczy też Iwanowi, że konsultant to Szatan, mówi, że sam jest autorem powieści o Piłacie, Mistrzem, który wyrzekł się nazwiska i wszyst­kiego innego w życiu. Niegdyś mieszkał przy Arbacie, wygrał na loterii 100 000 rubli, pisał tak ważną dla siebie powieść. Zakochał się z wzajemno­ścią w Małgorzacie, spotykał się z tą zamężną kobietą każdego dnia, to ona nazwała go Mistrzem. Nie chciano wydać jego powieści, z powodów ide­ologicznych stał się obiektem ataków krytyki, co doprowadziło go do pró­by samobójstwa, dzięki Małgorzacie ocalały przed spaleniem fragmenty owego utworu. Pogrążonego w skrajnej depresji pisarza przywieziono do kliniki, gdzie jest już cztery miesiące i wcale nie marzy o opuszczeniu szpi­tala, w którym czuje się bezpieczny.

Chwata kogutowi! Gdy skończył się teatralny spektakl i publiczność wy­szła na ulice, zaczęły znikać wyczarowane kreacje dam. Ku radości prze­chodniów, panie zostawały w samej bieliźnie. Dyrektor Rimski, spodziewa­jąc się kłopotów, chce zawiadomić władze o całej aferze, ale telefonuje do niego jakaś kobieta z ostrzeżeniem, by tego nie robił. W gabinecie Rimskie-go zjawia się Warionucha i chaotycznie próbuje wyjaśnić zniknięcie Licho-diejewa. Jest przy tym zdenerwowany, blady, ma wielki siniak pod okiem i – co najstraszniejsze — nie rzuca cienia! W oknie pojawia się naga dziew­czyna, przeklina, Warionucha pada na podłogę. Nadchodzi świt, pieje kogut i rozsierdzona dziewczyna znika. Przerażony Rimski wybiega z bu­dynku, pędzi taksówką na dworzec, wyjeżdża pociągiem do Leningradu.

Sen Nikanora Iwanowicza. Do szpitala psychiatrycznego trafia prezes spół­dzielni mieszkaniowej Bosy. Śni koszmarny sen o dolarach, które ma oddać, bo kraj potrzebuje dewiz. Uspokaja go dopiero zastrzyk, ale niepokój prezesa udziela się poecie Bezdomnemu, który plącze, potem zasypia i śni dalszy ciąg wydarzeń w Jeruszalaim: podwójny kordon straży otacza Nagą Górę…

Kain. Podwójny kordon straży otacza Nagą Górę, konwojowany przez żołnierzy wóz wiózł skazańców, za którymi podążał tłum gapiów. Upał stał się tak wielki, że po trzech godzinach tłum zniknął ze wzgórza, pozostał tylko Mateusz Lewita, który po drodze chciał zabić Jeszuę, by ulżyć jego męce. Teraz przeklinał Boga, domagał się natychmiastowej śmierci Jeszui.

Rozszalała się gwałtowna piaskowa burza, niebo pokryły czarne chmu­ry, grzmiało. Oprawcy ciosami włóczni w serce przyspieszyli śmierć skaza­nych. Żołnierze uciekli przed burzą do miasta. Mateusz zdjął Jeszuę z krzy­ża, zabrał jego zwłoki.

Niespokojny dzień. Nazajutrz po sensacyjnym występie Wolanda gigan­tyczna kolejka oczekiwała na rozpoczęcie sprzedaży biletów do teatru. Jed­nak spektakle odwołano, rozpoczęło się natomiast śledztwo. Wykazało ono, że nie ma umowy z zagranicznym konsultantem, gdzieś przepadło kie­rownictwo teatru, po przewodniczącym komisji widowisk pozostał sam mówiący i normalnie urzędujący garnitur, a ruble zmieniły się w zwykłe papierki. Do tego wszystkiego pracownicy bezustannie śpiewali chóralne pieśni – była to potrzeba silniejsza od ich woli. Wobec czego wszystkich przewieziono do szpitala dla psychicznie chorych, a księgowego teatru aresztowano, bowiem i jemu ruble zmieniły się w dolary.

Pechowi goście. Z Kijowa do Moskwy przyjeżdża Maksymilian Popław-ski, wuj Berlioza, który chce przejąć mieszkanie pisarza. Zostaje wylegity­mowany, pobity przez Asasella, uderzony pieczoną kurą i w końcu zrzuco­ny ze schodów. W klatce schodowej spotyka jakiegoś człowieka ze śladami pazurów na łysinie. Nie czekając na dalsze wydarzenia, śmiertelnie prze­straszony, rusza w powrotną drogę do Kijowa.

Do mieszkania Berlioza przybywa też Andrzej Fokicz Soków, bufetowy z teatru, któremu płacono dziesięciorublówkami zamieniającymi się w pa­pierki. Jako człowiek ubogi chce odzyskać utracone pieniądze, jednak gru­pa Wolanda przypomina mu, że w rzeczywistości jest bardzo bogaty, ma ogromne oszczędności (przez lata oszukiwał klientów), nawet złote mone­ty. Bufetowy dowiaduje się, że za dziewięć miesięcy umrze na raka wątroby. Pędzi do profesora Kuźmina, błaga, by go wyleczył.

Profesor nie odnajdu­je u pacjenta znamion choroby, natomiast sam czuje, że popada w obłęd. Pieniądze na jego biurku zmieniają się w etykiety, siedzi tam kotek pijący mleko, za oknem tańczy wróbel, następnie ptak tłucze szkło chroniące pa­miątkowe zdjęcie profesora. Błyskawicznie zjawia się kobieta z pijawkami, Kużmin wzywa też swego kolegę, profesora medycyny, który usiłuje go pocieszyć.

Małgorzata, od dawna szukająca Mistrza, czyta nadpalo­ny maszynopis powieści ukochanego. Służąca Natasza opowiada jej plotki o występie Wolanda, następnie Małgorzata jedzie do centrum Moskwy, siedzi pod murem Kremla. Jakby spadając z nieba, przysiada się do niej Asasello: niewysoki, płomiennie rudy człowiek z wielkim kłem. Przekazuje kobiecie zaproszenie od swego mocodawcy Wolanda, mówi przy tym, że Mistrz żyje. Małgorzata ma wieczorem czekać na telefon, wcześniej roze­brawszy się do naga i nasmarowawszy otrzymaną cudowną maścią.

Krem Asasella. Za sprawą kremu od Asasella Małgorzata traci zmarszczki, znów wygląda niczym dwudziestoletnia dziewczyna i tak wła­śnie też się czuje: wyzwolona z problemów, radosna, pełna energii. Po tele­fonie od Asasella żegna się z sąsiadem i służącą, siada na miotłę i odlatuje na wskazane przez Asasella miejsce spotkania.

Lot. Niewidzialna Małgorzata dolatuje do domu krytyka Łatuńskiego, który bezpardonowo atakował powieść Mistrza, stał się sprawcą depresji pisarza. Całkowicie demoluje mieszkanie literata. Podczas lotu dogania ją służąca Natasza podróżująca na wieprzu, w którego zmienił się zalecający się do służącej sąsiad Mikołaj Iwanowicz. Na wzgórzach nad rzeką Mo­skwą Małgorzata przesiada się do latającego samochodu prowadzonego przez gawrona. Jadą (a raczej lecą) do centrum miasta.

Przy świecach. Asasello czeka na Małgorzatę przy cmentarzu, wspólnie lecą do mieszkania Berlioza. Na miejscu Korowiow wyjaśnia Małgorzacie, że została wybrana na gospodynię corocznego szatańskiego balu wydawa­nego przez Wolanda, który pokazuje jej globus umożliwiający obserwację każdego miejsca na świecie. Na Sadową przylatuje też Natasza na wieprzu, Woland godzi się, by ciekawa wszystkiego służąca została ze swą panią.

Wielki bal u szatana. Nadchodzi północ, Helia i Natasza kąpią Małgo­rzatę we krwi, zakładają jej królewski diadem z brylantów, wieszają na szyi ciężki medalion z czarnym pudlem. Na specjalnym podniesieniu, całowana w kolano, wita przybywających gości: morderców, trucicielki, oprawców, sutenerów, monstra, wampiry i innych mieszkańców piekieł. Trwa wielki bal, goście kąpią się w szampanie i koniaku, grają orkiestry.

Małgorzata dwoi się i troi, by najlepiej wypełnić powierzoną jej rolę, budzi powszechny zachwyt. Woland wznosi symboliczny toast czaszką napełnioną krwią.
W jednej chwili upiorny bal kończy się, znikają goście, Małgorzata znów jest w mieszkaniu Berlioza, z którego przenosiła się w pozaziemski wymiar.

Wydobycie mistrza. Za to, że zgodziła się być gospodynią balu, Małgo­rzata ma prawo wypowiedzieć jedno życzenie, które zostanie spełnione. Prosi Wolanda o wybawienie Friedy, poznanej na balu dzieciobójczyni, od wiecznie pojawiającej się obok jej łóżka chustki, którą udusiła dziecko. Wo­land, zdziwiony bezinteresownością Małgorzaty, zezwala jej na jeszcze jed­no, bardziej osobiste, życzenie. Kobieta prosi teraz o zwrócenie jej ukocha­nego. I tak też staje się. Mistrz opowiada swe dzieje, Woland sprawia, że wszystko wraca do stanu sprzed pobytu nieszczęsnego pisarza w szpitalu psychiatrycznym. Kochankowie zostają przewiezieni do swego dawnego cichego mieszkania przy Arbacie. Mistrz zasypia, Małgorzata czyta jego powieść.
Jak procurator usiłował ocalić Judę z Kiriatu. Nad Jeruszalaim szalała burza.

Piłat wezwał do siebie Afraniusza, naczelnika tajnej policji rzym­skiej. Jednoznacznie zasugerował mu, że życzy sobie, by Juda, który wydał Ha-Nocri został zasztyletowany, a otrzymane przez niego od Żydów pie­niądze mają być podrzucone Kajfaszowi, żydowskiemu arcykapłanowi. Naczelnik niezwłocznie ruszył wypełnić polecenie.
Złożenie do grobu. Afraniusz namówił Nisę, by spotkała się z Juda w podmiejskim ogrodzie. Tam na zdrajcę czekali już mordercy, zasztyleto­wali go, zabrali sakiewkę z pieniędzmi. Następnie obudzono prokuratora, Afroniusz zameldował o wypełnieniu poufnego zadania. Odnaleziono też ciało Jeszui, przy którym czuwał płaczący Mateusz Lewita. Piłat kazał do­prowadzić do siebie Lewitę. Zaproponował mu posadę bibliotekarza, ale Mateusz odmówił. Był też rozczarowany wiadomością o zabiciu Judy, któ­rego sam chciał zamordować, mszcząc w ten sposób śmierć Jeszui.

Zagłada mieszkania numer pięćdziesiąt. Małgorzata do świtu czytała powieść mistrza, później spokojnie zasnęła. W Moskwie toczy się śledz­two w sprawie Wolanda. Wracają Lichodiejew i Rimski, natomiast wciąż nie ma Warionuchy. Śledczy przesłuchuje Iwana Bezdomnego, który ma już spory dystans do niesamowitych zdarzeń, postanawia również porzu­cić pisanie, bowiem uważa swe wiersze za niedobre. Milicja przesłuchuje różne osoby zamieszane w całą aferę z Wolandem, poszukiwana jest Mał­gorzata i jej służąca. W mieszkaniu Berlioza dochodzi do wymiany ognia pomiędzy ekipą śledczą a kotem Behemotem kpiącym z milicji – z nieja­snego powodu nikt nie został nawet ranny. Ostatecznie kot podpalił mieszkanie; widziano, jak przez okno wylatywały trzy męskie sylwetki i naga kobieta.

Ostatnie przygody Korowiowa i Behemota. Behemot i Korowiow demo­lują sklep, w którym należy płacić nie rublami, ale dewizami. Twierdzą przy tym, że istnienie takich sklepów jest niemoralne. Następnie z trudem dosta ją się do restauracji Domu Gribojedowa (nie mają legitymacji pisarskich podobnie, jak Dostojewski, który niewątpliwie był pisarzem).

Przesądzone zostają losy mistrza i Małgorzaty. Woland dyskutuje z Ma­teuszem Lewitą na temat dobra i zła. Mateusz prosi Wolanda w imieniu Pana, który przeczyta! powieść o sobie i Piłacie, by zabrał Mistrza oraz Małgorzatę ze sobą, zapewnił im wieczny spokój, szczęście poza ziemską realnością. Robi się ciemno, wybucha wcześniej zapowiedziana przez Wo­landa burza.

Czas już! Czas! Małgorzata rozmawia z Mistrzem, kobieta wspomina bal, jej ukochany ma skrupuły, że wiąże się ona z chorym nędzarzem, który może zmarnować jej życie. Do mieszkania przy Arbacie przybywa Asasel-lo, częstuje Mistrza oraz Małgorzatę winem od Wolanda. Kochankowie pa­dają martwi, ale za moment zostają przez Asesella przywróceni do życia, ale już w innej, nadprzyrodzonej rzeczywistości.

Mieszkanie pali się, w ostatniej chwili cała trójka odlatuje na czarnych koniach – lecą nad spa­lonym Domem Gribojedowa, odwiedzają w szpitalu psychiatrycznym Iwa­na Bezdomnego, który zapewnia Mistrza (uważa się teraz za jego ucznia), że napisze dalszy ciąg powieści o Piłacie. Później Mistrz i Małgorzata zni­kają w burzy, pielęgniarka mówi Iwanowi, że jego sąsiad (czyli Mistrz) umarł.

Na Worobiowych Górach. Ze wzgórz nad rzeką Moskwą Mistrz i Mał­gorzata ostatni raz patrzą na leżące w dole, na drugim brzegu miasto, po­woli pogrążają się w wiekuistym spokoju. Behemot przeraźliwie gwiżdże, jeszcze głośniej robi to Korowiow – tak, że aż zapada się w wodę kawał brzegu wraz z restauracją. Wszyscy spinają konie, odlatują w dal z Wolan-dem.

Przebaczenie i wiekuista przystań. Podczas lotu świta Wolanda powraca do swych pierwotnych, właściwych postaci: Korowiow przeistacza się w mrocznego rycerza, Behemot staje się paziem, Asasello demonem-mor-dercą.

Dolatują do miejsca, gdzie na tronie pośród pustyni siedzi Poncjusz Pi­łat z ukochanym psem. Woland namawia Mistrza, by zakończył swą powieść jednym zdaniem. Mistrz krzyczy do Piłata: Jesteś wolny! Jesteś wolny! On czeka na ciebie. Góry walą się, rozpadają, widać światła miasta, ogrody. Pro­kurator rusza z psem w stronę ogrodów, idą ścieżką z poświaty księżyca.

Świta. Mistrz i Małgorzata powoli idą do domu, który na wieczność stanie się ich mieszkaniem.

Epilog. Po moskiewskich awanturach spowodowanych przez Wolanda i jego towarzyszy, w całym kraju wyłapywano koty uważane za Behemota.

Wszyscy rozmawiali o nieczystych siłach, a milicja uparcie tłumaczyła zda­rzenia działaniem hipnozy. Wielu ludzi ekipa Wolanda doprowadziła do szaleństwa, spalono cztery domy, były nawet ofiary śmiertelne. Dawny poeta Iwan Bezdomny został profesorem w Instytucie Historii i Filozofii, jedynie podczas pełni księżyca śni o Jeszui, Piłacie – nazajutrz jest już zu­pełnie normalny, spokojny i zdrowy.