ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zostawszy w domu, zacząłem z plenipotentem moim mówić o tym pierwszym kroku do sprawy, już szczęśliwie odbytym. Chwalił moją activitatem, a do innych rad, juk. dawniej użyczonych, przydał to, co mu był jeden z mecenasów przy konferencji powiedział, ażebyśmy się postarali o jaki dokument. dawny probujący, jako ta cząstka szlachecka ode mnie zajechana była z dawna atynencją wsi mojej pobliższej .
– Powiedziałem – rzecze dalej mój plenipotent – iż my to mamy; muszę więc teraz pójść do jednego z moich znajomych, który ma sekret stare charaktery ślabizować, zgadywać, a gdy trzeba, i składać; opowiem mu, jakiej nam trzeba transakcji, a w tym i dowcip, i sztuka, że takie tylko nam trzeba, taką on słowo w słowo wynajdzie.
Wrócił się w godzinę plenipotent z wesołą twarzą, oznajmując, iż już obstalował transakcje, jakich jeszcze potrzebujemy; będą gotowe za trzy dni.
– Takowe dokumenta – rzecze – nie tylko są użyteczne w sprawie, ale też zdobią ją. Spleśniały i ogryziony, pargaminowy szpargał piętno starożytnośći na sobie nosi i powagą swoją zasłania częstokroć oczewiste defekta.
Przyszedł ów dzień trzeci, pożądany dla dostąpienia pargaminowych dokumentów. Stawił się w słowie uczony nasz charakternik i opowiedziawszy mi, jakie miał zalecenie od mego plenipotenta do kwerendowania, dobył zza pazuchy trzech ekstraktów, o których mnie upewnił, iż są prawdziwie skarbem znalezionym, że służyć będą peremptorie do repliki i że zapewne przyniosą mi wygraną. Ucieszony tak miłą obietnicą rozwijam z niecierpliwością te transakcje porządkiem. Pierwszy ekstrakt miał w sobie oblatę przywileju na pergaminie księcia ruskiego Wasila Dawidowicza, który szlachetnemu Zejmundowi Łopata, Jadźwingowi, nadaje uroczysko nazwane Świni Róg, w granicach wsi Szumin, dziedzicznej wspomnionego Zejmunda, leżące. Drugi ekstrakt, stem lat późniejszy, miał w sobie wizją granic między praedium militare, alias folwarkiem nadanym do wsi Szumina, nad końcem puszczy Świni Róg nazwanej leżącym, a wsią książęcą Paprzyca nazwaną. Trzeci ekstrakt późniejszy znowu sto sześćdziesiąt trzy lat. Ten w sobie zawierał działy między prapradziadem moim a jego bracią zeszłe, przez które naddziadowi mojemu dostała się wieś Szumin (którą po dziś dzień ja posiadam), a folwark zwany Nadleśny (znać, że odmieniono nazwisko jego pierwsze) .dostał się bratu jego Szczęsnemu; dwaj inni bracia podzielili się sumami; siostry abrenunciarunt .
Odszedł nie bez podziękowania i obfitej nagrody biegły mój kwerendarz. Wtem przychodzi do mnie jeden z poufałych deputatów i wziąwszy mnie na stronę, bo miałem gości, rzecze:
– Wszystko nasze ułożenie i ochota służenia waszmość panu upaść może na dniu jutrzejszym, jeżeli temu nie zapobieżysz. Sprawa, którą teraz sądziemy, nie zabawi, najdalej do godziny szóstej, po której według prawa weźmiemy regestr taktowy. Jak mam wiadomość, nie przypadną sprawy, które by nas zabawiły i zabrały cały dzień jutrzejszy. A zatem, gdy sprawa nie zajdzie, to jutro zapewne, jako przy czwartku, według ordynacji musi być wzięty regestr expulsionum, w którym waszmość pana sprawa jest trzecia. Wiem i to od patronów, że pierwsze dnie spadną per non sunt. Więc tu wietki strach i żaden z waszmość pana przyjaciół nie znajdzie sposobów do salwowania go, gdy mu ekspulsja dowiedziona będzie, czego sam zaprzeć nie możesz; nakażą więc reindukcją i według opisu prawa waszmość pana ukarzą. Nie widzę przeto innego sposobu, tylko żeby zerwać komplet zaraz od rana na dzień cały. Jest nas tu ośmiu siedzących świeckich, więc trzeba trzech koniecznie ukraść. Zaproś waszmość pan jaśnie wielmożnego N. N. na polowanie o trzy mile stąd; powiedz, że niedźwiedź pewny, wyleci za nim z ochotą. Temu zaś jaśnie wielmożnemu N.N. daj waszmość pan sto czerwonych złotych bez ceremonii, niby to pożyczając bez karty, żeby pojechał do Łęczny na jarmark; ja będę cały dzień chorował.
Wszystko się stało według naszego ułożenia: zerwaliśmy komplet szczęśliwie, mój adwersarz nadzieję stracił, jam uszedł wieży i grzywien.
Przebywszy więc czwartkowe niebezpieczeństwo upraszałem jaśnie wielmożnych sędziów, ażeby nadgradzając dzień opuszczony popędzili regestr wojewódzki, w którym do mojej sprawy było jeszcze wpisów dwieście trzydzieści dwa. Jakoż w następujący piątek spadło sześćdziesiąt, w sobotę ośmdziesiąt, reszta w poniedziałek i tegoż samego dnia wieczorem komparycja w mojej sprawie zapisana.
Gdym w nocy do siebie powrócił, powiada mi mój koniuszy, że ten deputat, który ze mną na polowanie jeździł, pytał się go schodząc z ratusza, jeżelibyś mu waszmość pan me przedał tej kolaski, którąście jechali, gdyż mu się podobała z letkiego noszenia, i obligował go, żeby mu dał rezolucją nazajutrz, gdyż wysyła do domu po powóz, a tak obszedłby się bez tego kosztu, ile mocno wycieńczony ekspensami trybunalskimi. Zmieszała mnie ta prośba, ile że już ten jeden powóz tylko mi się został; ale pomyśliwszy nieco; widząc, że już sprawa na stole, posłałem do mego tegoż koniuszego ofiarując kolaskę bez żadnej inszej pretensji, tylko żeby był na mnie łaskaw, a nie brał (uchowaj Boże) jakiej supozycji, że tą bagatelą tentuję sumnieme jego. Bardzo był kontent z podarunku, a jeszcze bardziej z komplementu, żem tego daru nie taksował korupcją i żem sumnienie jego tak bojaźliwie traktował.
Nazajutrz, gdy zasiedli jaśnie wielmożni do kontynuacji zaczętej mojej sprawy, strona przeciwna wnosiła cztery akcesoria na wyprobowanie (jak zwyczaj) duchów. Za każdym były ustępy, jedne mnie, drugie dłużej bawiące, wszystkie dla mnie pomyślne. Jak mi zaś potem jeden z deputatów powiadał, nad tym się osobliwej zastanawiano, jak by przypilnować szlachcica, żeby się nie wyniósł z Lublina, jak go grzywnami obłożą. Te tedy wszystkie akcesoria strona przegrała i zapadła sentencja: inducant negotium.
Przeglądał mój adwersarz, że podobno sprawę przegra, i już zamyślał się wzdać, ale mu poszepnął jego patron, ode mnie zobligowany, że zapewne byłby wielkimi grzywnami ukarany pro temerario recessu et extenuatione temporis. Nie umiejąc po łacinie, zląkł się tych brzmiących ekspresji i już, rad nierad, jak w wilczym dole trzymał się słupa.
Ja z tego regestru będąc aktorem, z mojej więc strony zaczął induktę u najcelniejszy co do wymowy i głosu mecenas. Zawołał woźny: „Uciszcie się” on tak mówił:
– Jeżeli przemoc majętnych zdaje się na pozór zagłuszać prawa, mieszać spokojność obywatelską i grozić równości krajowej, zważając pilniej jej wysilenie pxzyzna każdy, że taż sama moc majętnych w natężeniu swoim z czasem słabieje i na zmocnienie słabszych rozchodzi się. Jaśniej mówię, śmiałość, którą dostatki wznoszą, wątli się i niszczeje rozchodem tychże dostatków. Przeciwnie zaś, doświadczamy, że uboższego obywatela zuchwałość łatwo się zapala, przykłady zysków zdarzone w innych dają mu ponętę do próby, ubóstwo nie przywięzuje go do dobra pospolitego, do porządku, sprawiedliwości i prawa; nadzieje zysków niegodziwych jedynie bierze przed oczy, nie zraża go strata, bo przywykł do niedostatku, nadstawia się na hazard, bo z życiem niewiele traci, a nadwerężeniem zdrowia może przyjść do lepszego mienia.
Stawa w tym powaźnym areopagu, jaśnie oświecony trybunale, z uskarżeniem na zuchwałą napaść sąsiada waszmość pan Doświadczyński, własności swojej, od piąciu wieków sobie należącej, szukając w tym najwyższym sądzie twierdzy i umocnienia: victrix causa diis placuit, sed victa Catoni. Tak jest, jaśnie wielmożny marszałku i prezydencie, i wy, prześwietne świata polskiego luminarze, ingens gloria Dardanorum, stawa śmiele, bo niewinny; stawa z upragnieniem, bo sitiens iustitiam, stawa z rezygnacją, impavidum ,feriem ruinae, etc.
Pomijam dalszy wywód sprawy; gdy przyszło do eksplikowania sławnego owego przywileju nadania uroczyska od książęcia Wasila Zejmundowi Łopacie, Jadźwingowi, tak starożytny dokument zadziwił sędziów. Słyszałem, jak jeden pytał drugiego, który był w opinii wielkiej literatury, co by rozumiał przez tych Jadźwingów, czyli to była familia jakowa starożytna, czyli naród. Odpowiedział mędrzec z powagą:
– Mości panie, Jadźwingowie byli jedno co arianami albo janseniści teraźniejsi, przeciw którym gdy wypadły u nas konstytucje wygnania, wynieśli się z Polski i już ich teraz, chwała Panu Bogu, nie mamy.
Dosłyszał tego dyskursu jegomość ksiądz prezydent i odezwał się;
– Jaśnie wielmożny mości panie N.N., nie tak się rzecz ma: prowadzili oni wojny w Polszcze, to jest rokosze, i potem następowały sojusze, według zdania Duńczewskiego; musiała tedy to być znaczna jakaś familia, na kształt Chmielnickiego.
Oparł się zagadniony krytyce jaśnie wielmożnego prezydenta; i gdy coraz z większą zapalczywością zdania z obu stron popierali, nie mogąc znieść takowej zniewagi jegomość ksiądz prezydent prosił na ustęp. Trwał ten więcej jak dwie godziny. Sądy nazajutrz odwołano.