Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki – II – Rozdział 4

ROZDZIAŁ CZWARTY

Już trzy miesiące mijały mieszkania mojego, gdy wziąwszy mnie z sobą w pole Xaoo a odmieniwszy sposób mówienia, na samych przedtem pytaniach zasadzony, zaczął w krótkości słów zwięźle przekładać, jak wiele każdemu człowiekowi na tym należy ‚, aby umiał złe swoje skłonności poskramiać i uprzedzenia wykorzeniać. Proste, ale właściwe rzeczom były jego słowa, ułożenie zaś takie, iż jedna rzecz z drugiej wypadała, a dyskurs cały zdawał się być łańcuchem z koniecznie potrzebnych ogniwów złożonym i spojonym. Przyrównał edukacją do rolnictwa:

– Trzeba – rzekł – wprzód poznać ziemią, żeby wiedzieć, jak się wziąć do uprawy, a osobliwie wtenczas, gdy się nowy grunt wydobywa. Jeżeli gdzie ma być pole, były przedtem krzaki i drzewa, nie dość na tym, żeby drzewo ściąć i krzaki zrzynać; trzeba ile możności o to się starać, żeby i drzew, i krzaków korzenie wydobyć z ziemi; inaczej i miejsca wiele zabiorą, i pług będzie się na nich zastanawiał i psował. A do tego, gdy w ziemi trwać korzenie będą, zostanie w nich wigor, który coraz szkodliwe a na nic niezdatne latorośle będzie wydawał. Jeżeli nie będą na nowym gruncie drzewa i krzaki, będą zielska, choć nie tak mocno, gęściej jednak wkorzenione. Uprawnik więc dobry nie będzie żałował pracy, żeby te pasma korzonków pomału wybierał; co większa, korzystać z nich potrafi, gdy popiołem spalonych czczą ziemię otłuści. Obiecywać sobie wykorzenienie namiętności – rzecz płocha i nierozumna. Jak ciało żywiołami, umysł namiętnościami trwa; złe ich użycie czyni nieprawość.

Z rozmaitych twoich odpowiedzi na moje pytania poznałem, jak mi się przynajmniej zdaje, iż w waszych stronach czyli umysłu przeświadczenie, czyli instynkt jakowyś zbawienny i szczęśliwy przywiódł was, a bardziej przynaglił do edukacji młodzieży waszej. Z tym wszystkim śmiem twierdzić, żeście się grubo pomylili i w sposobie, i w szczególnych stopniach wychowania. Co byś mówił o takim budowniku, który by dom od dachu chciał zacząć albo nie postawiwszy ścian robił podłogę? Śmiejesz się z głupstwa cieśli, zdaje ci się niepodobna, żeby taki dom stanął; wiedzże o tym, że ty jesteś tym domem, a ten, co cię uczył, cieślą.

Zepsowany wasz rozum powymyślał wam jakoweś dziwaczne nauki, których my tu z łaski Najwyższej Istności nie mamy i mieć nie chcemy.

Powiedałeś mi, iż skoro w niemowlęcym wieku zaczynacie gadać, każą wam znowu wszystko inaczej nazywać, niżeliście dotychczas nazywali, a gdy znowu nauczycie się tego inakszego nazywania, znowu inaczej rzeczy nazywać uczycie się. Powiedz. mi, proszę, możeż być większe szaleństwo nad te ? Gdyby jeszcze te coraz inaksze nazywania wiodły was do lepszego poznania rzeczy, sądziłbym ten sposób za niedobrze wymyślony, bo trudny. Ale zapatrzywszy się na skutek jego dobry przepuściłbym wam tę zdrożność; ale gdy, jak sam powiedasz, tę tylko przynosi korzyść, iż możecie tak z jednymi mówić, że was drudzy nie zrozumieją, nie widzę ja w tym żadnego zysku, żadnego dobra; owszem, i złość, i głupstwo. Złość, bo gadać tak, żeby drugi nie rozumiał, jest to mu czynić przykrość, wznawiać podejźrzenie i niewiarę, dać uczuć jakowąś zwierzchność i dystynkcją, upodlającą nierozumiejącego. Głupstwo – samochcąc się tam zatrudniać, gdzie praca żadnego zysku nie przynosi.

Namieniałeś mi coś o księgach, pismach, charakterach, które rozmaite tym sposobem czytać i rozumieć można, a przeto nabierać coraz większej doskonałości. Dajmy to, że tego wszystkiego inaczej nauczyć się nie można, tylko przez charaktery wyrażające brzmienia słów; czemużeście tych charakterów me stosowali do jednego sposobu nazywania rzeczy?

Nauczony tym sposobem od pierwiastków niemowlęctwa swojego, uczeń zamiast prawego rzeczy poznania zaprzątnioną ma pamięć nazwiskanni. Trudnością takowej nauki na pierwszym wstępie przerażony, jeżeli jest z przyrodzenia słabego podęcia, z ciężkością wiadomości takowe nabędzie. Jeśli ma umysł po temu, nauczy się, prawda, tych nazwisk, ale w tej samej nauce dwojaką szkodę poniesie: czas straci, który by na potrzebniejsze rzeczy mógł łożyć, nabierze wstrętu do innych, stanowi swojemu przyzwoitszych wiadomości.

Do objawienia myśli waszych dwa macie sposoby: albo zwyczajnym trybem dyskursu, albo takowym słów ułożeniem, które dźwięk osobliwy czyniąc zarywają coś harmonii muzycznej. Obydwa te sposoby są nam wiadome i nie rozumiej, żebyśmy mieli gardzić tym, co wy nazywacie elokwencją i poezją. Dar mówienia nadto jest wybornym, żeby się nad nim nie miała zastanowić edukacja młodzieży; znamy my to, iż dobre słów ułożenie lepiej myśl obwieszcza i częstokroć słodkim gwałtem zniewala ludzkie umysły. Słyszałeś skład i wdzięk rymotwórstwa w pieśniach tutejszych; ale te zawierają w sobie naszą wdzięczność ku Najwyższej Istności; opiewają przodków cnoty, żeby następców zachęcić do naśladowania. Bylibyśmy zapewne mniej dbali o poezją, gdybyśmy nie uznali, iż skłonność rytmów lepiej wpaja w umysł i pamięć rzeczy, które chcemy, żeby młodzież nasza umiała i mogła pamiętać.

Znajdują się, jakoś mi mówił, takowi ludzie u was, którzy gardzą wymową i nie chcą, żeby się w niej młodzież ćwiczyła. Źle czynią. Ja nie widzę, co by było źródłem takowego błędu; i lubo doskonale nie znam waszego sposobu myślenia, śmiem się jednak domyślać, że to czynią albo dlatego, iż mają osobliwość za przymiot umysłów wielkich, albo zazdroszczą drugim, czego sami nie mają, albo zbyt trwożni, boją się złego użycia wymowy. Gdyby ta ostatnia przyczyna była ważna, trzeba by porzucić cnotę dla bojaźni hipokryzji. Jeżeli to im wstręt czyni, żeby młodzież zamiast wymowy do wielomówstwa nie przywykła, niech z siebie dają przykład młodszym a nie przesadzając w dobieraniu słów nadto wybornych, wyrażeń osobliwych, sposobu nadzwyczajnego niech – jeżeli chcą – ganią wymowę, ale prostym i zwyczajnym mówienia sposobem.

Chcąc dać próbę waszego krasomówstwa powtarzałeś przede mną dyskurs, któryś był do nas nagotował podczas wspólnej uczty. Pamiętam niektóre wyrazy twoje – zdają się być dość gładko brzmiące; ale łożyłeś kilkaset słów na to, co byś mógł był w kilkunastu albo na koniec w kilkudziesiąt zamknąć. Dobrze się stało, żeś twojej mowy nie powiedział. Obwijając albowiem treść rzeczy w tyle słów niepotrzebnych, tyle byś wskórał, iż byłbyś osądzonym za człowieka płochego, który się tylko ułożeniem słów bawi; za nierozsądnego, który rzeczy wyrazić nie umie; za chytrego, który chce prawdę zatłumić; za dumnego, który jedynie pochwały szuka. Nie zastanawiam się nad celem dyskursu twego; uczułeś sam, iż kto siebie i drugich nie zna, temu ani należy, ani przystoi czynić innych dzikimi, a siebie nauczycielem.