ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Nie udało mi się w Warszawie; ale ja się dlatego ani na Warszawę, ani na rodzaj ludzki nie gniewam. Każdy człowiek ma swój właściwy sposób myślenia; mój nie zgodził się z Warszawą, pojechałem więc myśleć do Szumina.
Kto by na wsi chciał tylko myśleć, musiałby się zawczasu przygotować na tęskność i niesmak. Ci, co szczęśliwość życia wiejskiego opisali, czynili to po większej części wpośród miejskich zabaw. Gabinet, w którym naówczas byli zamknięci, zdawał się im rozkosznym gajem, piękną doliną; na rozkazy poetów płyną kręte strumyki, spadają z skał pieniste potoki, echa ptasząt rozlegają się po lasach i skałach; ale gdy te żywe wyrazy własnym chcemy uiścić doświadczeniem, trzeba, zatargowawszy wiele, na małym przestać. Nie jest rozrzutne w użyczeniu rozlicznych wdzięków przyrodzenie. Owe natężone bystrością imaginacji naszej widoki okazują, prawda, postać miłą i wdzięczną, nie taką jednak po większej części, jakośmy ją pierwej sami sobie ułożyli. W romansach chyba albo bakach reszty szukać należy.
Życie wiejskie dlatego jest miłe, iż nadaje chęć do gospodarstwa; tego obowiązki rozciągają się do wszystkich czasów, a chęć zysku, złączona z niewinną a coraz nową zabawą, nie daje się rozpostrzeć tęskności, która napełniać zwykła wszystkie przedziały gwałtownych zabaw miejskich.
Zdało mi się, żem do mojej wyspy powrócił, gdym w domu osiadł. Pierwszy podobno z całek okolicy przeświadczony u siebie będąc, że moi poddani byli ludźmi, przyłożyłem do tego starania, aby ile możności uczynić ich stan znośniejszym. Niech powie mała cząstka ludzi dobrze myślących, jaką rozkosz czuje poczciwe serce w uszczęśliwieniu podobnych sobie. Powróciłem z bardzo dalekiej wysp; to było wyrokiem zagradzającym mi drogę do promocji. Jeżeli ten powrót znaczył niepodobieństwo zgodzenia cnoty z szczęściem – niech moi ziomkowie do dalekich wysp jeżdżą; choćby w tej podróży minęli Paryż i Londyn, nie straci na tym ojczyzna.
Wybaczy czytelnik tej małej dygresji. Skołatany rozmai tymi przypadki, rzecz naturalna, iż mocniej mieli inni uczułem słodycz miłego spoczynku. W tej zostając sytuacji zacząłem myśleć o postanowieniu, żebym przynajmniej dobrą dzieciom moim edukacją mógł się krajowi przydać.
Niedaleko mojej wioski mieszkał pan jeden zacnością familii znamienity, ale na fortunie podupadły. W sali pałacowej pełno było portretów przodków lego: jedni piastowali buławy, drudzy marszałkowskie laski, pastorały, pieczęci, buzdygany etc. Mając się nierównie lepiej od gospodarza domu, gdym tam przyjechał, że mi się ich córka zdała być dobrej edukacji; mniemałem, iż konkurencja moja do niej przyjęta będzie z radością. Odkryłem więc przez dobrego przyjaciela moje intencje. Nie poszła w smak gospodarzowi, jak ją sam potem definiował, takowa zuchwałość. U wieczerzy wszczął dyskurs o prerogatywach zacności wielkiego imienia i podłości takowych rodziców, którzy dla błahego zysku gotowi jaśnie oświeconość łączyć z wielmożnością. Jaśnie oświecona pani rzuciła na mnie okiem pełnym wzgardy i razem wspaniałości; dorozumiałem się reszty i nazajutrz równo ze świtem odjechałem bez pożegnania z tego domu, gniewając się srodze na moją pieczątkę bez mitry i paludamentu.
Była w sąsiedztwie moim druga dama, nie tak arcyzacna, ale ojciec, najsławniejszy aktor kontraktów lwowskich, oprócz czerwonych złotych obrączkowych i talerów starych gardził wszystkimi marnościami świata tego. U jaśnie oświeconego jedliśmy bażanty na farfurach; pan podsędek dał barszcz, schab, bigos i buraki na misach srebrnych, a co osobliwsza, pod cechowaną mitrą i paludamentem postrzegliśmy herby jaśnie oświeconego. Nie wchodząc w przymioty moje, pierwszą zaraz uczynił pan podsędek propozycją, żebym przyszłej małżonce tyle prostym długiem zapisał, ile połowa jej posagu wynosić będzie; na reszcie zaś fortuny miałem uczynić dożywocie. Wstręt mi uczyniła takowa propozycja, większy dama, dumna wielkością posagu, bez żadnych przymiotów.
W kilka czasów poznałem na odpuście panienkę zacną, bardzo piękną, ale ubogą. Już miałem uczynić rodzicom deklaracją, gdy raz nie zastawszy u siebie damy postrzegłem bilecik na stoliku. Jej był charakter, adres do jegomości pana wicesgerenta; oznajmywała mu o swoim przyszłym zamęściu, ubolewała, że bogactwa cnocie i przymiotom rzadko towarzyszą, kończyła oświadczeniem, iż będzie miał rękę bogaty, ale serce kochany Antoś. Nie podobał mi się ten podział z Antosiem i odtąd w tym domu nie postałem.