Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki – III – Rozdział 5

ROZDZIAŁ PIĄTY

W wielorakich z owym Amerykaninem dyskursach miałem sposobność opowiedzieć mu wszystkie życia mojego przypadki; prosiłem go na koniec, żeby myślał o sposobie wybawienia mnie z tej niewoli. A że przeświadczony o tym zupełnie zostawałem, iż był człowiek gruntownie poczciwy, ośmieliłem się powierzyć mu, iż miałem na sobie znaczne weksle, którymi można by mi się wykupić; ale niewiadomy sposobu mieniania wekslowego, ów Amerykanin nie śmiał się tego podjąć; obiecał jednak w czasie przywieść mi Europejczyka, swego przyjaciela, za którego cnotę ręczył.

Czekałem owego wybawiciela dwa miesiące i stąd zacząłem wpadać w znaczną melancholią i słabość. Postrzegł to ów dobry starzec, i ile możności uczęszczał do mnie ciesząc mnie nadzieją przyjazdu owego przyjaciela. Jużem zaczynał wątpić o szczerości jego, mniemając, iż z miłosierdzia próżną mnie nadzieją łudzi, wtem dnia jednego przybiega do mnie z radością, obiecując, iż za dni kilka stawi się z przyjacielem. Te dni kilka stały mi się kilku wiekami.

Czwartego dnia przyszedł, a z nim człowiek już niemłody, lecz jeszcze sił czerstwych i dobrej kompleksji. Strój jego był nader prosty. Suknie z szarego cienkiego sukna, bez fałdów, z małymi guzikami, kapelusz na głowie rozpuszczony, włosy zaczesane, po części już siwe, beż żadnej fryzury, wreszcie wszystko w największym porządku i ochędóstwie. Gdy mnie pokazał, przystąpił ów jego przyjaciel, Gwilhelm kwakr, i nie ruszywszy kapelusza, bez żadnego poprzedzającego ukłonu – rzekł:

– Słuchaj, bracie! ty jesteś nieszczęśliwy, a ja bogaty, ja ciebie wykupię; a jak będziesz wolnym, mów, czego ci będzie potrzeba, dam. Nie dziękuj : chcesz być wdzięcznym, bądź; nie chcesz, mnie to nie zaszkodzi. Jeżeli cię Pan Bóg w dobrym kiedy stanie postawi, pamiętaj to drugim czynić, co drudzy dla ciebie czynią.

Chciałem mu do nóg upaść, ale z gniewem ode mnie odskoczył, a poszedłszy do urzędnika, który nami zawiadował, zapłacił za mnie tyle troje, ile zwyczanie niewolników taksują. Zdjęto ze mnie okowy, a ów dobry Amerykanin, którego był Gwilhelm kwakr na swoim miejscu zostawił, zaprowadził mnie zaraz do domu, w którym naówczas mieszkał. Znalazłem już tam gotowe dla mnie suknie i list takowy:

Bracie! Dziękuj Bogu za wolność: ludzie są instrumentami Opatrzności jego. Zażywaj skromnie tego, co tu znajdziesz. Bądź zdrów.

Gwilhelm.

Znalazłem w liście weksel na pięćset funtów szterlingów, co wyniesie około tysiąc czerwonych złotych. Chciałem zaraz bieżyć ido Gwilhelma, ale mnie Amerykanin zatrzymał powiedając, iż wyjechał dla sprawunków i chyba za dwa dni powróci. Ów weksel zdał mi się być niepotrzebny, ile mającemu własne znaczenie; chciałem go więc oddać Gwilhelmowi, który – jakem się dowiedział od Amerykanina – nie będąc informowanym o moich dostatkach, rozumiał, iż potrzebowałem wspomożenia. Przestrzegał mnie jednak w tej mierze dobrze znający Gwilema, iż byłoby to mu bolesno. Postanowiłem przeto u siebie, skoro weksle zmieniam. Obrócić te pieniądze na wykupno drugich niewolników. Jakoż, mając już sumy niektóre w ręku, uczyniłem zadość temu postanowieniu mojemu.

Nie mogąc się doczekać pojechaliśmy do owego miasta, gdzie Gwilhelm przebywał. Przyjął nas z wszelką ludzkością i w domu własnym pomieścił. Gwałt nieznośny musiałem sobie czynić, żeby się wstrzymać od oświadczenia wdzięczności wybawicielowi mojemu. On zaś, z swojej strony, tak się ze mną obchodził, jak gdyby nawet nie wiedział o tym, co dla mnie uczynił.

Dom, w którym mieszkał, dawniej dla wygody handlu od niego kupiony, nie miał tych ozdób, którymi zwyczajnie od drugich się różnią pomieszkania ludzi bogatych. Ale cokolwiek tylko do uczciwego obejścia i zupełnej wygody imaginować można, wszystkiego było dostatkiem; porządek zaś przyzwoity i najwytworniejsze ochędóstwo nowego szacunku każdej rzeczy dodawało. Sposób myślenia zgadzał się zupełnie z powierzchownością lego i lubo ta z pierwszego wejźrzeniem osobliwością czyniła odrazę, zyskał, kto ją przezwyciężył, poznaniem najwyborniejszych duszy przymiotów.