Z proroków owych daj mi być pobitych,
Nad których śmiercią klaskają kramarze,
I upominki do rąk swych niesytych
Ślą jedni drugim w radosnym podarze
I w dobrej myśli, iż oto ustało
Słowo, trapiące ich duszę ospałą.
O nie dlatego, iż tych umęczonych,
Po trzech dniach duchy wskrzesiły żywiące,
Iż na jutrzenkach klęczący czerwonych,
Zaś oglądali zbawienia to słońce,
O którym długo przed rannych zórz wschodem,
Szli prorokując pomiędzy narodem!
Ale dla tego, że ziemia ta cała
Tak, jako młotem, chce słowem być bita,
Iżby skrę ducha ze siebie wydała.
A jak lemieszem, co porze łan żyta,
Słowem być musi krajana do wnętrza,
Iżby w niej warstwa rodziła gorętsza.
Ale dla tego, że wszelkie powietrze,
Którego słowo nawskróś nie przesiecze
W czworo stron świata, i tak go nie przetrze
Błyskawicowem ostrzem, jako miecze,
Tęchnie, i ludom w dech jadem się wpija,
I co je żywić miało — to zabija!