Moja najważniejsza lekcja w życiu
Wszystko było pięknie. Poranek był jak każdego, zwykłego, szkolnego dnia. Jednak dzisiaj nie będzie spokojnie jak można by było przypuszczać. Dzisiaj mieliśmy mieć tylko 4 lekcje, więc wszyscy się cieszyli. Szedłem powolnym krokiem w stronę szkoły ponieważ do lekcji było jeszcze trochę czasu. Po drodze spotkałem kolegę z klasy.
-Cześć! ? zawołałem.
-Witaj ? Odpowiedział mi.
-Co tam, masz zadanie?-
-Tak, dzisiaj mamy na 10:45 to rano pisałem-
– Ty tyle napisałeś w dwie godziny??!! Dobry jesteś.-
-Dzięki.-
Po tej krótkiej rozmowie poszliśmy razem w stronę szkoły, po drodze wstępując do sklepu.
O ósmej zadzwonił dzwonek i wszyscy usiedli w ławkach. Jednak coś było nie tak. Brakowało jednej osoby. Po przeliczeniu wyszło że nie ma Kuby. Zwykle byłoby to normalne. Zawsze ktoś albo nie zrobi zadania i się boi, albo zachoruje itp. Ale Kuba się bardzo dobrze uczył, miał zadania i się nie bał odpowiadać. A był to całkowity okaz zdrowia wczoraj wieczorem. Pierwszą lekcję normalnie się uczyliśmy, jednak na przerwę coś mnie podkusiło i spróbowałem zadzwonić do Kuby. Nie odpowiadał, co mnie dziwiło bo zawsze ma włączony telefon. Zacząłem więc rozmawiać z innym kolegą, Sławkiem.
-Sławek, wiesz może co z Kubą??-
-Nie, ja też się dziwię gdzie jest-
-A jak myślisz, może coś mu się stało jak szedł do szkoły??-
-Mało prawdopodobne, ale możliwe. Ale mam nadzieje, że nic się mu nie stało-
-Ale gdzie on mógłby mieć wypadek?? Przecież po drodze do szkoły nie ma żadnej dużej drogi-
-Hhmmm..- zastanawiał się Sławek
– Już wiem!! Tory Szybkiego Tramwaju!!- powiedział
-Rzeczywiście!! Tylko trzeba sprawdzić czy go w domu nie ma, może tylko zachorował.-
Zadzwoniliśmy do domu Kuby, jak jego mama usłyszała, że nie jest w szkole t bardzo zaczęła się denerwować, bo wyszedł do szkoły. Postanowiłem razem z Sławiekiem powiedzieć to nauczycielom. Gdy usłyszeli o tym że Kuby nie ma w domu, i że wiemy gdzie może być natychmiast poszli z nami. Na miejscu zastaliśmy pogotowie. Kubę potrącił tramwaj. Na szczęście niewiele mu się stało, bo tramwaj dopiero co ruszył ze przystanku jak go potrącił, z tego co nam mówił. Potem opowiedział nam wszystko:
-To było tak. Nie jestem jeszcze przyzwyczajony do nowego czasu co idę żeby pod szkołę dojść. Teraz chodzę o wiele szybciej. Ale byłem pewien, że się z późnię więc zacząłem biec. No i nie zauważyłem tramwaju. Ale miałem szczęście ponieważ dopiero o ruszył z przystanku i zaczął hamować. Kiedy leżałem na pół przytomny to motorniczy wyszedł, opatrzył jedną ranę co miałem i zadzwonił po pogotowie. No i wyteraz przyszliście. Wielkie dzięki, że pamiętaliście o mnie i się zainteresowaliście dlaczego mnie nie ma. Już myślałem że zorane sam na sam z pogotowiem.-
-Nie ma sprawy Kuba- powiedziałem z Sławiem w chórze.
Jaki jest morał z tej historii??? Nigdy nie zapominaj o innych.