Napisałem na szybko więc z góry przepraszam za jakieś błędy. ;]
Był chłodny, grudniowy wieczór, kiedy po dwunastym dniu samotnej wyprawy na Mount Everest począłem rozbijać namiot gdzieś w okolicach trzeciej bazy. Gdy ludzie mówili mi że wyprawa tak wysoko o tej porze roku jest bardzo niebezpieczne wiedziałem o co im chodzi, jednak teraz widzę, że efekt cieplarniany zrobił swoje i jest tu cieplej niż w środku lata.
Szedłem już spać do namiotu gdy nagle ujrzałem kogoś kto dziwnie przygląda się mojemu namiotowi.
Kim jesteś? ? spytałem.
Podróżnikiem.-odparł mały człowieczek, po czym dodał:
A ty?
Ja również jestem podróżnikiem. ? odpowiedziałem.
Gdzie ja jestem?- zapytał chłopiec.
Nie wiem dla czego ale z żartem powiedziałem:
Na Ziemii.
Znowu?! A już myślałem że to nowa nieznana planeta!- ku mojemu zdziwieniu parsknął malec.
Z jakiej planety pochodzisz?- zapytałem.
B-612 taka mała ale przytulna planetka
Czego szukasz w tych górach?- ciągnąłem dalej.
To góry?! ? zachwycił się maluch.
Tak, bardzo niebezpieczne góry. Powinieneś zejść do miasta Lukla w dole a tamtejsi dobrze się tobą zaopiekują.
Już pędzę!- krzyknął chłopiec.
Chyba żartujesz, dziś prześpisz się w moim namiocie a ja ubiorę się ciepło i będę pilnował by żaden drapieżnik nie zbliżył się do naszego obozu. Rano z czwartej bazy powinien wracać mój przyjaciel. On się tobą zaopiekuje i sprowadzi cię do miasta.
Mały chłopiec z odległej planety nie zrozumiał do końca co powiedziałem ułożył się przy ognisku i w jednej chwili zasnął.
Następnego dnia gdy mój przyjaciel dotarł do mojej bazy równie zdziwiony jak ja na początku zrozumiał, iż musi zaprowadzić chłopca do Luklii. Tak też zrobił a ja więcej nie spotkałem już tego niesamowitego malucha.