Może ta historia nie jest prawdziwa, ale mówi o miłości do Ojczyzny, o człowieku, który kochał Ojczyznę i wszystko by zrobił, aby jej nie stracić…
Wreszcie, po całonocnej podróży przyleciałam samolotem do małego miasteczka leżącego niedaleko Panamy – Aspinwall. Kiedy samolot wylądował na płycie lotniska, to poszłam prosto do taksówki, którą pojechałam do hotelu. Rozpakowałam swoje walizki, zjadłam śniadanie i wyruszyłam na krótki spacer po okolicy. Po pewnym czasie pobyt w mieście znudził mi się, dlatego wybrałam się w kierunku plaży. Powolutku szłam sobie brzegiem morza, kiedy zobaczyłam starszego mężczyznę. Jego twarz przypominała mi jedną z postaci litreackich, lecz z tego całego „zamieszania” nie mogłam przypomnieć sobie, kto to był. Postanowiłam porozmawiać ze staruszkiem:
– Dzień dobry, panu! – zakomunikowałam.
– Dzień dobry, a kimże ty jesteś? – spytał zaciekawiony starzec.
– Jestem Weronika. – odparłam. – Wiem, że jest pan dosyć dobrze znaną postacią z książki H. Sienkiewicza pt. „Latarnik”. Czy mógłby pan coś więcej powiedzieć na ten temat?
– Pewnie. – dorzucił starzec. – Nazywam się Skawiński. Pytaj mnie o to, o co tylko będziesz chciała, a ja chętnie odpowiem na twoje pytania.
Na początku zadałam pytanie dotyczące walk w jakich starzec brał udział – Wiem, że uczestniczył pan w walkach wyzwoleńczych. Czy mogłabym dowiedzieć się o nich troszeczkę więcej?
– Oczywiście! – rzekł starzec i kontynuował. – Powstanie listopadowe, Wiosna Ludów, wojna domowa, czy walki na Węgrzech… – westchnął. Po walkach postanowiłem uciekać z owych krajów. Tułałem się tak długo, aż nie znalazłem się tutaj, w Aspinwall.
Ciekawa, jakie miał przygody zapytałam – Czy mógłby pan wymienić kilka swoich najciekawszych przygód?
– Owszem, nie mam nic do ukrycia. – mruknął Skawiński. – Byłem kopaczem złota, harpunnikiem na wielorybniku, poszukiwaczem diamentów… Jednak najbradziej podobała mi się posada latarnika w Aspinwall.
– Mówi pan: „podobała mi się…” Czy to oznacza, że stracił pan tę posadę?
– Tak, nie będę tego ukrywał, ale jeszcze nie tak dawno straciłem tę posadę. Widzisz… pewnego dnia dostałem paczkę z jedzeniem, w której znajdowała się książka. Postanowiłem ją przeczytać. Jednak po przeczytaniu kilku stron, tak się zaczytałem, iż nie zapaliłem latarnii. – dorzucił starzec.
– Bardzo mi przykro, panie Skawiński. – odparłam. – Czy mogę panu w czymś pomóc?
– Nie, moje dziecko. – westchnął. – takiemu człowiekowi jak ja nie można już pomóc.
– Pomóc można każdemu człowiekowi. – stwierdziłam.
W tym momencie spojrzałam na zegarek. Było już późno, dlatego pożagnałam się zeSkawińskim i pobiegłam do hotelu. Byłam zmęczona, dlatego tuż po kolacji poszłam spać.
***
Drugiego dnia również poszłam na spacer nad brzeg morza. Ku mojemu zdziwieniu znowu zobaczyłam starca siedzącego na falochronie, dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj. Był to oczywiście Skawiński. Chciałam zadać mu jeszcze jedno pytanie, dlatego zaczęłam rozmowę:
– Dzień dobry, panie Skawiński! Dobrze pana znowu widzieć. – oznajmiłam z radością.
Zaskoczony staruszek skomentował – Dla kogo dobry, dla tego dobry. Czy coś jeszcze chcesz o mnie wiedzieć?
– Owszem, mam jeszcze jedno pytanie. – oznajmiłam i zapytałam. – Dlaczego jest pan taki smutny? Czy coś się stało?
– Tak. – odpowiedział zaniepokojony starzec. – Jestem smutny, ponieważ tęsknię za krajem ojczystym. Ciąglę błądzę po świecie, nie mogąc dotrzeć do Polski. Zresztą… jeśli pójdziesz ze mną to dowiesz się dlaczego jest mi aż tak smutno…
Starzec wziął mnie za rękę i zaprowadził 1 milę dalej. Po kilku minutach zobaczyłam przed sobą latarnię. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego tak naprawdę Skawińskiemuzrobiło się smutno.
Nagle zrobiło się cicho. Rozejrzałam się wokół siebie. Nie było nigdzie staruszka…
Wróciłam do hotelu, spakowałam walizki i pierwszym samolotem wróciłam do Polski.