Mowa obronna Aleksandra Wielkiego

Macedońskiego.

 

Nie twierdzę, że nie popełniłem zarzucanych mi zbrodni. Sądzę jednak, że widzicie je w złym świetle. Co do pozbawienia mych rodaków wolności, to zwykła bajka. Zauważyłem że mój naród jest w rozsypce i postanowiłem go odrodzić i przywrócić dawną świetność. Dlatego rozpocząłem tę krucjatę, mając na uwadze jedynie dobro mego ludu. To tylko niektórzy buntownicy wyimaginowali sobie, że ich zniewoliłem. To absurdalne kłamstwo. Zwalczając bunty, musiałem użyć wszelkich środków, by złapać przestępców. Z początku byłem łagodny i litościwy, lecz kiedy zaczęli podburzać przeciwko mnie całe miasta, zacząłem ich niszczyć. Gdyby się poddali nie doszło by do zniszczenia pięknych miast Greckich na taką skalę. Postanowienie przywrócenia Grecji świetności pociągnęło za sobą konsekwencje w postaci wojen z okolicznymi państwami. Gdy zauważyłem, że naszych okolicznych przeciwników łatwo pokonywałem moją armią, wyruszyłem na dalsze podboje świata. Jedną z tragedii każdej wojny – sprawiedliwej czy nie – jest śmierć niektórych ludzi w niej uczestniczących. Jednak tysiące ludzi umierały po stronie przeciwnika, a nie po mojej. Śmierć moich ludzi, nie jest moją winą, lecz ich, ponieważ byli nie wyćwiczeni w walce.

NIGDY nie zraniłbym i nie zabiłbym przyjaciela, jest to dla mnie wprost niemożliwe. Nie wiem jak można oskarżać mnie o coś takiego. Sytuacja którą podają plotkarze, że zabiłem przyjaciela, gdyż nie chciał mi się pokłonić, jest zwykłym wymysłem. Ta osoba nie była przyjacielem, lecz zdrajcą całego narodu. Co do popadania w pychę, sądzę, że ktoś musiał się lekko przesłyszeć. Nie uważam się za wszechmocnego boga, lecz zwykłego śmiertelnika, jednak bardziej doskonałego od innych. Nie kazałem oddawać czci sobie jak bogu lecz jako zdobywcy całego świata. To nie jest tytuł zbyt wysoki jak dla mnie!

Z wyrazami

szacunku

Aleksander Wielki