Wysoki Sądzie!
Jako obrońca skrzywdzonych niejednokrotnie znajdowałem się w trudnym położeniu. Często walczyłem w imię spraw wielkiej wagi, czasem nawet beznadziejnych. Dzisiaj również stoję po stronie tej, którą spotyka ogólne potępienie. Bronię Ismeny, córki Jokasty i Edypa. Oskarżono ją o nieudzielenie pomocy siostrze, Antygonie, gdy ta pogrzebała zwłoki brata, Polinejkesa, poległego w bratobójczej walce.
Drodzy Tebańczycy!
To prawda! Młoda kobieta, która tu siedzi przed wami, rzeczywiście nie sprzeciwiła się rozkazom Kreona, nie złamała praw ustanowionych przez człowieka. Była posłuszna i uległa. Czyż mogła jednak postąpić inaczej? Zastanówmy się nad tym.
Od lat nad rodem Labdakidów wisiała okrutna klątwa. Złe fatum sprawiło, że Edyp poślubił własną matkę Jokastę. Z tego związku narodziło się czworo rodzeństwa. Gdy sytuacja się wyjaśniła, królowa popełniła samobójstwo, a jej mąż wykłuł sobie oczy i skazał się na tułaczkę. Teraz zaś bracia, Eteokles i Polinejkes, wystąpili przeciwko sobie, ponosząc śmierć. Jak wynika z mojej wypowiedzi, postępowanie Ismeny jest niczym innym, jak tylko wypełnieniem się przeznaczenia, którego nikt i nic nie jest w stanie zmienić. Tak chcą bogowie.
Wyobraźcie sobie ponadto, jak musiała cierpieć ta niewiasta, patrząc na śmierć rodziców i braci. Ile bólu, rozpaczy doświadczyło jej serce?! Któż inny, przeżywszy tyle upokorzeń, narażałby się na bezsensowną śmierć? Czyż nie wystarczy już w tej rodzinie zmarłych i poległych? Czy nie dość ofiar?
Wysoki Sądzie!
Ismena nie pochowała ciała Polinejkesa. Doświadczyła najzwyklejszego z ludzkich uczuć – strachu. Bała się sprzeciwić despotycznemu władcy. Nie czuła się bohaterką powołaną do wypełniania wielkich czynów. Była typową kobietą: skromną, uległą, podporządkowaną mężczyźnie. Mówiła o tym jawnie, nie wstydząc się swych przekonań.
Ta biedna młoda kobieta odczuwała równocześnie skruchę i pokorę wobec bogów. Błagała, aby wybaczyli jej strach. Zamiast zatem ją oskarżać, winniśmy jej współczuć.
Ludu Tebański!
Dlaczego nie dano Ismenie prawa wyboru słusznej w jej mniemaniu decyzji? Antygona nie poprosiła jej o pomoc; nie dała czasu do namysłu. Słowami: „Ze mną masz zwłoki opatrzyć braterskie” postawiła dziewczynę w jednoznacznej sytuacji.
Swą dobroć wobec rodzeństwa udowodniła, biorąc na siebie połowę winy za pogrzebanie zwłok brata. Czy doceniono jej poświęcenie? Skądże! Usłyszała zaledwie: „słowami świadczyć miłość – to nie miłość”.
Czy Ismena nie nazbyt wiele już wycierpiała? Jest dobrą, kochającą kobietą. Straciła rodzinę, pozostając na tym świecie jedynie z wyrzutami sumienia.
Szanowni Sędziowie! Tebańczycy!
Apeluję do waszych serc i umysłów. Okażcie zrozumienie i współczucie dla oskarżonej, bo na nie zasługuje. Los wystarczająco już ją ukarał. Podejmijcie jedynie słuszną decyzję. Aby sprawiedliwości stało się zadość, sądźcie zgodnie ze swymi sumieniami tę oto kobietę – cierpiącą Ismenę.