Garść ziemi wezmę i klęknę u proga
Cmentarnej bramy w dniu onym żałoby,
I wołać będę: O, proście wy Boga
O wielkie groby!
Proście wy Boga nie o te mogiły,
Co je bluszcz stroi, a kwiecie oplata,
Lecz coby synom i wnukom się śniły
Przez długie lata.
Proście wy Boga o takie kurhany,
Kędy orłowie siadają i kraczą,
A wicher po nich jękami przewiany
Leci tułaczo.
O takie groby proście, nad któremi
Sine się gwiazdy słaniają i bledną,
Z których przechodzeń na pierś bierze ziemi,
Choć grudkę jedną.
Proście wy Boga o takie mogiły,
Które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
Lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły
Na dzień przyszłości.
Proście wy Boga o łzy rannej rosy,
O serc bijących dzwon głośny i żywy,
O pieśń skowronka, co leci w niebiosy,
Z nad swojskiej niwy…
O polny kamień, o piasek pod głowę,
O pacierz świerków, o brzóz białych cienie,
O szumy lasów, o liry zbożowe,
O pól westchnienie.
I nie o marmur w napisy poryty,
Nie o kamienne z palmami anioły,
Lecz proście Boga i wolne błękity,
Nad swemi czoły.
Niech polna liszka tam napój swój bierze,
Niechaj was gorycz obrośnie piołunów,
Lecz niechaj matki poszyją szkaplerze
Z waszych całunów.
Niechaj o grobach waszych mówią starce,
Chromą na kuli opierając nogę,
I niech to chłopię, co gra na fujarce,
Wie do nich drogę.