Na mroźnym niebie milion gwiazd
Iskrzy się, pali, mruga…
Samotną pustą drogą w dal
Noc idzie cicha, długa…
Na świeżym śniegu cieniów ślad
Odciska stopą bosą,
A przed nią w siny, mglisty słup
Lekkie się pary niosą…
U okna, co je srebrzy szron,
Z podpartą siedzę skronią
I patrzę, jak swój złoty blask
Te gwiazdy cicho ronią…
I myślę, ile oczu już
Tak biegło tam przez wieki
I co im mówił niebios strop
Gwiaździsty — a daleki…
I myślę — ile serc i wiar
Poszło już w proch i w pyły,
Którym tak samo w cichą noc
Te gwiazdy już świeciły…
Obietnic miał ci ludzki ród
Tyle, co gwiazd na niebie,
I tyleż razy płakał już
Na złudzeń swych pogrzebie!
I żaden znak, i żaden głos
Nie bronił go w rozpaczy;
I kładł się w grób, nie wiedząc, co
Z tych gwiazd najmniejsza znaczy…
I myślę, jakich czarów moc
Porywa nam spojrzenia
Tam, gdzie nad morzem naszych łez
Nic wcale się nie zmienia…
I czuję mroźnej nocy dech,
Jak na mnie pustką dmucha
I gasi we mnie życia skry
I drżący płomień ducha…
I tysiąc na mych ustach słów
Nie wymówionych dyszy…
A jakiś cichy, smętny głos
Szepce je za mnie w ciszy…