Wywołałem ducha. Nie było to trudne. Dwie świeczki, wahadełko i okrągły stolik. Tajemne zaklęcie. Me prośby gorące usłyszał duch dziwny. Pojawił się ubrany w szaty dostojne, długie do kostek, koloru brązowego. Sama jego postać, niematerialna, unosiła się patrząc tylko na mnie. Spojrzenie miał bez wyrazu, ale uśmiech szczery gościł na jego twarzy. Nie musiałem nic mówić. On zaczął.
Pytasz mnie o barok? Dziwaczne pytanie. Tedy to czasy moje, ach piękne i bogate. Dziedzicem byłem wielkim, zamożnym i oczytanym. W świecie jam bywał w żupan ubrany. Prawdziwy kosmopolita. Mówisz styl. Cóż on – jak to? Moda, bagatela. Człowiek takim był marnym tworem, że kruszyną prawie we wszechświatach. Ante omnia filozofom i pisarzom głowy zaprzątały motywy śmierci, Boga i szatana. Z pracidicatum mego wiem, że bali się ludzie tedy piekła, inklinacyję jednak do amorów mięli i miłostek wszystek. Nasi, z Rzeczypospolitej, narodu wybranego, pisarze-poety dworsko i ziemiańsko pisalli.