Jak braciom, co po długich niewidzenia latach
Padli sobie w objęcia, od łez rwie się mowa,
Tak nam, gdy stajem w waszych poddaszach i chatach,
Niełatwo przed wzruszeniem serca przyjść do słowa.
Gdzie my od was odbiegli?… Gdzieście wy zostali?…
Czemu nie razem, w górę, poszła nasza droga?
Czemu my dzisiaj — wielcy? a wy — czemu mali?
Kto z nas za to odpowie przed sądem u Boga?
O bracia! jeśli sobie przebaczyć co mamy,
Zróbmy to zaraz, dzisiaj! Dość żalów, dość kłótni…
Otwórzcie nam ramiona: to my — was szukamy,
Bośmy może winniejsi… ach! i bardziej smutni!