Na ulicy (Prus)

PAN A. (biegnąc naprzeciw pana B.)
Proszę cię, nie mówże mi ani słowa, a przekonam cię, żem z fizjognomji twej wyczytał to, co mi dopiero masz zamiar powiedzieć!

PAN B. (zdziwiony)
W istocie będzie to bardzo interesujące doświadczenie!

PAN A.
Chciałeś mi powiedzieć, że jestem dziś bardzo gustownie ubrany, a zarazem chciałeś się spytać, kto mi fryzował włosy, gdzie kupiłem ten elegancki kapelusz i u którego krawca dostać można tak szykownego garnituru, jak ten, co go mam na sobie. Czy nie prawda?

PAN B.
Otóż nie zgadłeś, ponieważ myślałem zupełnie o czem innem.

PAN A. (zdziwiony)
A to szczególne!… Przypuśćmy jednak, żem się omylił i powtórzmy doświadczenie drugi raz. Czy zgoda?

PAN B.
Zgoda! Zgoda! Ale do czegóż to prowadzi?

PAN A.
Chcę cię przekonać, że istotnie jestem niesłychanie domyślny. Ale, ale, — dla pewności daj mi wprzód słowo, że powiesz prawdę.

PAN B.
Mniejsza o to, — masz moje słowo.

PAN A.
Wybornie!… A teraz pomyśl sobie coś!

PAN B.
Jużem pomyślał!

PAN A.
A więc… pomyślałeś… pomyślałeś, że… że ja jestem bardzo miłym gościem w towarzystwie, szczególniej też między damami. Czy nieprawda?

PAN B.
Nieprawda!

PAN A. (zdziwiony)
Jakto nieprawda? Ciekawy jestem, coś mógł innego w tej chwili pomyśleć?

PAN B.
Hum! Widzisz…

PAN A.
No! No! No! Proszę cię, bez ceremonji… Pamiętaj, żeś mi dał słowo!

PAN B.
Otóż widzisz, pomyślałem sobie, że w każdem towarzystwie jesteś ogromnie głupi!

PAN A.
A bodajże cię!… Właśnie to samo zgadłem, ale przez prędkość powiedziałem co innego!