Jak cisza pelna niepokoju i leku
Przed tym co nieznane i grozne
Jak spokoj przerwany naglym wybuchemkrzyku
Tak ze trzesie sie ziemia
Taki jest moj powrot do domu
Jak burza co niszczy wszystko na swej drodze
Tak piorunami ciskaja i moi rodzice
I niczym lwy walczymy zazarcie do konca
Ale taki moj los ze zawsze przegrywam te wojne
Lecz pole walki opuszczam dumnie
Jak niespelniony zolnierz
Jak ptaki niesione przez wiatr
Z blyskiem w oku jak jastrzebie mkna
Szybuja wysoko, prawie pod sloncem
Widac ich cienie, sylwetki
Plynace po niebie jak statki po rzece
Z lekkoscia i wdziekiem laduja
Tak wlsanie szybuja skoczkowie
Tak pieknie jak sen na jawie