Narodzie mój,
Coś widział miecz
Na niebie ciemnym świecący,
Powrócę ja —
Patrz, Furia zła,
Przyjdę jak płomień gorący.
Wezmę wichrzyce
I na stolicę
Wpadnę i dachy pozrywam;
W rzeki się rzucę,
W krew je obrócę,
W domy zlęknione powpływam.
Przez nocne cienie
Tak jak płomienie
Pójdę, a wam wzroki wypalę —
Przez błyskawice
Mocarze chwycę,
Nagie postawię na skale.
*
Przepuść jeszcze ludowi,
On sędzie postanowi
I proroki swe boskie wybierze,
Ot leżą jak snopki
Błękitne twoje chłopki
I baranków duchowi pasterze.
Przez błękitne niebiosy
Rozwiń słoneczne włosy,
Nie trwóż biednych — patrz — jęczą znędzniali;
Tysiąc lat w gwiazdę twoją
Idą, a w miejscu stoją,
A tak drżą, jak gdyby po fali.
*
A jakiż to lud,
Który broni swych trzód?
Jak przewinił, że nie pomógł żadnemu?
Jeżeli mieczem władnie
A stoi, to upadnie
I blaskowi się pokłoni złotemu,
Obnażę jego wstyd,
Spod sztandarów i kit
Oberwanych, twarz jego zawstydzę;
Bo on sam sobie płacił,
Z chwał się swoich zbogacił,
Kwiat swój wydał na ludu łodydze.
*
Duchu, na mały czas,
Proszę, pozostaw nas,
Pozwól dożyć spokojnie starości —
Właśnieśmy jak anieli
Wytrzeźwieli, dojrzeli
Krajów naszych cudownej alkowy —
Od stepów przyszły szumy
Wiatrów, smętki i dumy,
A od Litwy szum drogi sosnowy. —
Ziemi wrócona siła
Oto nas upowiła
I wonnymi oblała balsamy;
Świat snem — snu ziemia łożem —
Ze snu powstać nie możem,
Ale z łoża do Boga wołamy.