Nazywam się Aniela Kowalik i opowiem Wam swoją historię – dzieje bohaterki „Kłamczuchy”.

Wigilia Nowego Roku wita mnie przedzierającymi się bezlitośnie przez zasłony promieniami ostrego, zimowego słońca. Ciągle rozespana zakładam na nos znienawidzone okulary i odkładam na półkę czytaną poprzedniego wieczoru antologię dramatu amerykańskiego. Następnie spoglądam w lustro, zaczynając powoli zdawać sobie sprawę z faktu, że właśnie dzisiaj niubłaganie dobiega końca kolejny rozdział mojego życia. Nigdy nie miałam w zwyczaju analizowania wydarzeń z kolejnych, mijających lat, jednak tym razem, jako osoba u której nastąpiła wewntęrzna metamorfoza uważam, że konieczne jest spojrzenie prawdzie w oczy – nazywam się Aniela Kowalik, mam piętnaście lat i przez ostatnie 6 miesięcy sporo namieszałam w swoim i innych życiu.
Wszystko zaczęło się w maju, kiedy to kierując się wyjątkowo dziecinnym jeszcze sposobem myślenia, poznałam niewiele starszego od siebie Pawła Nowackiego – poznańskiego wczasowicza, który odwiedził moje rodzinnce miasto Łebę w celu rekonwalescencji po przebytym zapaleniu płuc. Nonszalancki blondyn od razu wpadł mi w oko, a zaraz potem, dzięki deklamacji wierszy i pierwszemu pocałunkowi w romantycznej, nadmorskiej scenerii, urzekł mnie do reszty. Dla niego warte było przeprowadzenie burzliwej wymiany zdań z własnym ojcem, a nawet podjęcie próby ucieczki z domu, kiedy ten zezłoszczony uwięził mnie w mieszkaniu na jedno, znaczące dla mnie tak wiele popołudnie. Wszelkie starania oparte na bazie wyszukanych, młodzieńczych pomysłów nie doszły jednak do skutku. Co gorsza, następnego dnia, moj obiekt westchnień zakończył nadmorski wypoczynek i wrócił do oddalonego ode mnie o setki kilometrów Poznania. Z czasem sporadyczne pisywanie listów zdecydowanie przestało wystarczać. Jasne było dla mnie, przynajmniej wówczas, że muszę wziać sprawy w swoje ręcę. Zrealizowany niedługo potem i nieprzemyślany, nawiasem mówiąc, pomysł nawiedził mą głowę w błyskawicznym tępie, wydając mi się po prostu genialnym. Zauroczona w Pawełku postanowiłam kontynuować edukację właśnie w Poznaniu! Pech chciał, że jedynym liceum, które nie bylo dostępne w żadnym bliżej położonym mieście od Łeby okazała sie szkoła poligraficzno-księgarska, a zagadnień związanych z takim profilem nigdy nie wiązałam ze swoją przyszłością. Niezadowolona z perspektywy nauki poligrafii, jednak uskrzydlona uczuciem miłości, wkrótce po raz pierwszy zawitałam do stolicy województwa wielkopolskiego, gdzie odwiedziłam niespodziewającego się mojej wizyty wujka Mamerta. Wtedy też po raz pierwszy w sposób karygodny wykorzystałam swój, rzadko spotykany talent aktorski i opanowana do perfekcyji umiejętność kłamania. Niechlujnie ubrana, ale nadrabiająca uprzejmością, zaserwowałam rodzinie ckliwą historyjkę o złej macosze i całkowiecie absorbującym mój wolny czas przyrodnim bracie. Wyznałam też ze smutkiem na twarzy, iż nie przyznano mi internatu, co było kolejnym, paskudnym łgarstwem. Kowalikowie zaufali mi jednak bezgranicznie, pozwalając przenocowaćsię na hamaku w ich niewielkim mieszkaniu, a takze załatwiając rozmowę ze starszą panią, Ligią Muszyńską, wynajmującą całą kamienicę. Dzięki kolejnej nieprawdziwej kreacji sympatycznej akwarelistki, którą przybrałam aby otrzymać własny kąt, początkowo udało mi się zyskać przychylność emerytowanej nauczycielki. Szybko okazało się jednak, ze jest ona równie przebiegła jak ja, co dało jej możliwość odkrycia prawdy. Ostatecznie, ciocia Lila ujrzała we mnie najwyraźniej bratnią duszę, gdyz pokój dostałam, i to po promocyjnej cenie, bo za 500zł.
Prawdopodobnie, gdybym wyruszała do Pozanania nie tylko z torbą wypełnioną najpotrzebniejszymi rzeczami ale też bagażem doświadczeń, które miałam zdobyć dopiero w późniejszym czasie, anulowałabym decyzję o przeprowadzce, przysparzającą mi wiele kłopotów, a co za tym idzie, wymyślaniu kolejnych kłamstw. Otóż pewnego dnia, wpadłam na pomysł przeproszenia przełożonej cioci Tosi za wybryk moich kuzynów, Mamerciątek – właścicieli otworzonej przez siebie odpłatnej wypożyczalni sprzętu piaskowego, na który nieszczęsliwym trafem natknęła się córka wicedyrektor – Marzenka. Nawiedzając panią wicedyrektor w domu, ucharakteryzowana na pochodzącą z prowincji pomoc domową Mamertów, wzięłam całą winę na siebie, tłumacząc naganne postępowanie deficytem pieniędzy. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, dyrektor Dąbek zaproponowała mi pracę! W tej samej jednak chwili do kuchni, w której załatwiałam swe interesy wszedł… Paweł Nowacki we własnej osobie. Spłoszona i zdenerwowana przyjęłam posadę, uciekając czym prędzej z mieszkania.
Nowa praca, pozwalająca na pogłębianie wiedzy o Pawełku, początkowo stanowiła dla mnie źródło prawdziwej euforii i satysfakcji, szczególnie w zestawieniu z ciężką sytuacją, z jaką przyszło mi się zmagać w liceum poligraficznym. Nie należałam bowiem do osób lubianych i szanowanych, jedynie klasowy prymus zwracał na mnie uwagę, choc w nie taki sposób, jaki bym sobie życzyła. Sprzątając mieszkanie Nowackich, z każdą kolejną wizytą utwierdzałam się w przykrym przekonaniu, iż Pawełek, którego tak bardzo pokochałam okazał się jedynie wytworem mojej wyobraźni. Prawdziwy, widywany przeze mnie co tydzień Nowacki, dał się poznać jako dwulicowy, niewierny kłamcą, zdecydowanie bardziej zainteresowany niejaką Danką niż mną, którą adorował na moich oczach przy każdej możliwej okazji.
W całej tej sytuacji pojawił się jednak pewien bardzo duży plus. Oto w pokoju Pawełka odbywały się przygotowania do sztuki pt. „Hamlet”, którą w dzień przed Bożym Narodzeniem miał zamiar wystawić nauczyciel języka polskiego, profesor Dmuchawiec. Szczęśliwym trafem, dane mi było zaprezentować próbkę swoich umiejetności aktorskich, na skutek czego otrzymałam upragnioną rolę Ofelii, szybko jednak zamieniając ją na kreację tytułowego Hamleta. O zmianę roli poprosiła mnie bowiem przyjaciłółka mojej rywali, miła Cesia, a ja, zaskakując samą siebie, spełniłam życzenie dziewczyny.
Jesienią nadszedł w końcutaki czas, kiedy zmęczona przybieraniem kolejnych, nieprawdziwych masek i towarzyszącym przy tym ‚uczuciu kameloena’, zdecydowałam się na spotkanie z Pawłem jak Aniela Kowalik. Chłopak zawiódł mnie jednak kolejny raz, myląc moją osobę z Franciszką Wyrobek – pomocą domową.
Mimo to, Pawełek nadal wysyłał do mnie wspaniałe, romantyczne listy. W jednym z nich przeczytałam wzruszające wyznanie miłosne, ukryte pomiędzy wierszami cudownego, lirycznego wiersza. Jakież było moje poirytowanie, kiedy podczas wieczorku poetyckiego wyszło na jaw, iż autorem działa nie jest ukochany, lecz Danka! Wtedy też dowiedziałam się, że Nowacki ujrzał we mnie Anielę w czasie feralnej randki, nie przyznając się jednak do swego odkrycia przez długi czas. Ostatecznie znalazłam swoiste ukojenie w zadaniu ciosu byłej miłości pięścią prosto w nos, a następnie, po powrocie do Mamertów w wyznaniu całej historii rodzinie, dzięki czemu zupełnie niespodziewanie odkryłam komiczną stronę opowieści.
Gdy przedstawienie okazało się wielkim sukcesem, a ja zrozumiałam ile popełniłam błędów w ciągu zaledwie kilku miesięcy, doszłam do wniosku, ze nadszedł czas na ostateczną zemstę, zamykającą ostatecznie historię relacji Aniela-Paweł.
Podjudzając boskiego Apoola, namówiłam go do zjedzenia aż dziewiętnastu pączków, co skończyło się dla biedaka przeczyszczaniem żołądka. Powiedzenie „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” kolejnym razem okazało się trafne, gdyż mój szkolny kolega Robrojek niespodziewanie znalazł wspólny język z Pawłem, co stanowiło zalążek ich wielkiej przyjaźni.
Ja natomiast, będąc nieco zażenowana wydarzenimi ostatniego czasu, powoli wyciągam bardzo dokładne wnioski, składając rzetelne obietnice nie tylko przed rodziną, ale przede wszystkim przed samą sobą. Postanowienia te dotyczą głównie prawdomówności i życzliwości w stosunku do innych. Moja własna historia udowodniła mi przecież niezaprzeczalny fakt, iż kłamstwo ma krótkie nogi. Obiecuję sobierównież rozkoszować się przez najbliższy czas wolnością, zapominając o sprawach, które potocznie określa się ‚sercowymi’ – teraz zamierzam skupić się na rodzinie i przyjaciołach, których przez ostatnie wydarzenia mocno zaniedbałam. Najciekawsze jest jednak to, że nie mogę się już doczekac powrotu do szkoły, gdzie odkryję kolejne tajniki poligrafii, mojego nowego wielkiego hobby, zaraz po aktorstwie, oczywiście. Jak to dobrze, że na codzień mogę zajmować się czymś, co naprawdę sprawia mi przyjemność!
W końcu najważniejszy jest dla mnie fakt, ze wszystko to, o czym obecnie myśle, to nie tylko zwykłe noworoczne postanowienia. W głębi serca czuję, że wszystkie te przemyślenia bogate są w niesłychaną siłę, która już w momencie pojawienia się w mojej głowie determinuje mnie do działania i chęci dalszej przemiany na lepsze. Moim największym marzeniem nie jest bowiem bycie najbardziej cenioną aktorką świata,czy ekspertką w dziedzinie poligrafii. Główne życzenie, które ostatnio całkowicie absorbuje moje myśli, nakazuje mi być taką, aby wzbudzać dumę w rodzinie, a przede wszystkim matce, gdyby żyła.