Nie, to nie boli wyrzec się nadziei
I jedynego o szczęściu marzenia,
I wszystkie listki obrywać z kolei,
Z tej róży, która jest kwiatem z płomienia
I poza siebie rzucać je powoli…
Nie, to nie boli!
Za każdym krokiem, za każdym czuć ruchem,
Pęta, co dłonie skuwają łańcuchem,
I iść swą drogą z posępnym tym zgrzytem,
Słyszeć go nocą i słyszeć go świtem.
I czekać śmierci, co z niego wyzwoli…
Nie, to nie boli!
Nie, to nie boli bronić się pieszczocie
Snów owych złotych, co nad głową lecą,
I ducha wiecznej poślubić tęsknocie,
I być, jak ognie, co po trumnach świecą,
I jako kwiecie na cmentarnej roli…
Nie, to nie boli!
Budzić się co dnia o porannej zorzy
Z myślą, że dzień ten przejdzie bezsłonecznie,
A kiedy pierś się pragnieniem otworzy
Mówić: »zapomnij« — i »milcz« mówić wiecznie,
I w drżącem sercu czuć zawsze szpon woli…
Nie, to nie boli!
Nie, to nie boli wyciągać ramiona
W cichość i w ciemność, i czuć, jak w tej ciszy
Krzyk wołający imię twoje kona,
I jak w niej druga pierś tęsknotą dyszy,
I wiedzieć, że nic nie zmieni tej doli…
Nie, to nie boli!