Nowa Gospodarka – co to jest?
W poprzednim felietonie przedstawiłem dwie skrajne opinie na temat Internetu i gospodarki – 1. „Internet zmienia wszystko, jesteśmy świadkami narodzin Nowej Gospodarki”; 2. „Internet to tylko nowy środek komunikacji – cała wrzawa to przejściowa moda”. Kto ma rację? Odpowiadając na to pytanie, zastanówmy się, czym właściwie jest Nowa Gospodarka i czy to zjawisko dotyczy Polski.
Nowa Gospodarka to nie tylko sposób prowadzenia biznesu. Zamiast próbować ją definiować, spójrzmy na cztery czynniki sprawcze Nowej Gospodarki: technologię, globalizację, wojnę o talent oraz wartości niematerialne.
Technologia. Jeszcze kilka lat temu w naszym codziennym życiu nie było „imejla”, „komórki” oraz Internetu. Dziś trudno wyobrazić sobie bez nich życie. Dzięki nim świat stał się mniejszy, a my sami staliśmy się dostępni nawet na szczycie góry podczas wakacyjnej wspinaczki. Straciliśmy część prywatności – zyskaliśmy nowe możliwości. Technologia umożliwiła powstanie zupełnie nowych modeli prowadzenia biznesu, takich jak: portale (kto 3 lata temu znał ten termin w dzisiejszym znaczeniu?), giełdy internetowe (właśnie – co to jest? – o tym wkrótce), dostawcy usług internetowych (ISP), firmy rozliczające nasze płatności (EBPP). Ostatni przykład – MP3 i Napster (wymyślony przez 19-latka!) zmieniają oblicze przemysłu muzycznego.
Globalizacja. Codziennie czytamy, jak wahnięcia Wall Street czy Nasdaq wpłynęły na naszą warszawską giełdę. Nasz budżet zależy od tego, za ile sprzedane będą licencje na UMTS – i nagle ma znaczenie, czy spółka telekomunikacyjna z Hongkongu, która nikogo nie obchodziła jeszcze miesiąc temu, weźmie udział w przetargu, czy nie. Globalizacja wynika m.in. z postępu technologii komunikacyjnych, w tym Internetu. Sprzyja jej deregulacja – wprowadzanie konkurencji do wcześniej chronionych branż, jak telekomunikacja, energetyka, bankowość i transport. Umacniają się globalne marki – Coca Cola, Nokia, Sony, McDonald’s – oraz globalne mody. Prawie każdy kraj – w tym Polska – i prawie każda branża stają się częścią światowej gospodarki.
Wojna o talent. Dziś najważniejsze atuty pracownika to jego wiedza i umiejętności. Knowledge worker – termin ukuty przez Petera Druckera jeszcze w latach 60. – od kilku lat zaczyna dominować na rynku pracy. Bardzo trudno jest znaleźć i utrzymać dobrych ludzi – takich, którzy posługują się nowoczesną technologią, mają międzynarodową perspektywę oraz rozumienie biznesu i zdolności interpersonalne. O takich pracowników toczy się prawdziwa wojna. Te trendy docierają i do Polski – w ostatnich 10 latach podwoiła się liczba studentów, ponieważ wykształcenie jest postrzegane jako przepustka do lepszego życie (niestety, jakość tej edukacji pozostawia wiele do życzenia). Zarobki wykształconych pracowników poszły do góry przy stagnacji w wielu tradycyjnych zawodach. Rynek pracy kwitnie – ale dla tych, którzy mają odpowiednie umiejętności a nie tylko dwie ręce do pracy (statystyki bezrobocia nie pozostawiają złudzeń). Ten trend będzie się pogłębiać.
Wartości niematerialne. Patrząc na najbardziej wartościowe firmy na świecie, jak Microsoft, Cisco, Oracle, dostrzeżemy, że ich wartość nie wynika z majątku – fabryk, ziemi, środków finansowych. Kapitalizacja tych firm odzwierciedla ich zdolność do tworzenia wartości, a ta w zasadniczym stopniu wynika z wartości niematerialnych – wiedzy pracowników, reputacji, siły marek oraz własności intelektualnej. Najdroższa firma świata – General Electric – połowę biznesu ulokowała już w usługach i intensywnie eksperymentuje z Internetem, a jej sposób zarządzania i kultura organizacyjna znajdują powszechne uznanie jako źródło sukcesu tej firmy. GE – z pozoru lider tradycyjnej gospodarki – jest już co najmniej jedną nogą w Nowej Gospodarce.
Wnioski. Trendy, które składają się na Nową Gospodarkę, wykraczają poza Internet. Uważam, że nie ma przed nimi odwrotu. Sądzę również, że w najbliższych latach będziemy o tym w Polsce coraz więcej mówić. Polskie firmy reprezentują w większości Starą Gospodarkę i czeka nas trudne dostosowanie. Ostatnie lata nie pozostawiają wiele wątpliwości – wystarczy spojrzeć na spółki giełdowe – reprezentanci Starej Gospodarki nie radzą sobie najlepiej.
Naga prawda
Tak nieudanego roku jak 2000 sektor IT nie odnotował już od dawna. Najnowsze wyniki finansowe spółek za pierwszy kwartał br. dowodzą jednak, że po chudych miesiącach nastąpiło odbicie od dna.
Dla większości firm początek roku był udany. Z wyjątkiem Optimusa i Softbanku, których mizerne wyniki spowodowane są nie tylko z globalnym kryzysem, nękającym od dłuższego czasu całą branżę, ale przede wszystkim z problemami wewnętrznymi.
Kłopoty Optimusa nie są ani nowością, ani zaskoczeniem. Powołany przed miesiącem nowy zarząd uprzedzał wszak, że nie będzie miał się czym chwalić i słowa dotrzymał. Nietrafione inwestycje z ostatnich lat odbijają się na aktualnej sytuacji finansowej Optimusa. Holding wymaga pilnej restrukturyzacji. Prezes Jacek Krawczyk zapowiedział w tej sytuacji sprzedaż zbędnych aktywów. Jego zdaniem Optimusa na dłuższą metę nie było stać na finansowanie Onetu.
Spółka ma się teraz skoncentrować na swej tradycyjnej działalności – produkcji i dystrybucji komputerów oraz urządzeń elektronicznych. Według zapewnień zarządu w wyniku wprowadzenia w życie nowej strategii w kilkuletniej perspektywie Optimus zacznie przynosić zyski. Na razie po I kwartale spółka wypracowała wprawdzie 145,5 mln zł przychodów, ale \’osiągnęła\’ blisko 13 mln zł straty netto.
\’Spodziewałam się po Optimusie słabych wyników, ale te są gorsze od moich oczekiwań\’ – mówi Maria Skowron-Szafrańska, analityk CDM Banku Pekao. Zastrzega jednak, że 2001 r. nie musi być dla firmy nieudany. Końcowy wynik zależy m.in. od tego , czy Optimusowi uda się sprzedać warte 50 mln USD nieruchomości.
Zyskiem netto może się chełpić Softbank. Przy 64 mln zł przychodów spółka zarobiła na czysto 4 mln zł. To jednocześnie dużo i mało. Dużo zważywszy, że Softbankowi udało się wypracować zysk w I kwartale, tradycyjnie najgorszym dla spółek IT. Wynika to ze specyfiki branży, w której najwięcej zamówień napływa pod koniec roku. Mało, jeżeli traktować na serio ogłoszoną przez firmę prognozę 52 mln zł zysku netto po czterech kwartałach br. Osiągnięcie takiego wyniku nadal jest możliwe, ale z upływem kolejnego miesiąca wydaje się coraz trudniejsze.
Softbank przyzwyczaił inwestorów do tego, że raczej podwyższa prognozy, przynajmniej raz w roku. Wyjątkiem był miniony rok, kiedy wynik netto był poniżej przewidywań. Zamiast 59 mln zł Softbank zarobił w 2000 r. 40 mln. \’Wyniki finansowe odzwierciedlają nasze prognozy\’ – zapewnia na przekór cyfrom Bohdan Garstecki, prezes zarządzający Softbanku. Optymizmu menedżera spółki nie podziela Maria Skowron-Szafrańska z CDM Pekao, która zysk netto wykazany przez Softbank tłumaczy przychodami finansowymi.
\’Spółka szuka dużych kontraktów na rynku publicznym, a tych na razie nie ma i raczej nie będzie. Jeśli więc Softbankowi nie uda się zdobyć dużej umowy z sektora bankowego, to czekają go trudne chwile\’- przewiduje analityk.
Pod względem wyników finansowych czołówkę polskiego IT po pierwszym kwartale br. nadal stanowią Prokom, ComputerLand i ComArch. Jeśli chodzi o Prokom, to spółka od dawna posiada stałe przychody dzięki realizacji \’kontraktu stulecia\’, czyli umowy z ZUS, która będzie przynosiła \’złote jaja\’ jeszcze przez kilka lat. W tym tygodniu Prokom zawarł kolejną umowę uzupełniającą z zakładem, tym razem o wartości prawie 57 mln zł. Akcjonariusze gdyńskiej firmy mogą więc być spokojni o jej wyniki finansowe. Odnotowana po I kwartale strata netto w wysokości 7,3 mln zł przy 212 mln zł przychodów to tylko zabiegi księgowych Prokomu.
Maria Skowron-Szafrańska z CDM Pekao prognozuje, że Prokomowi nietrudno będzie na koniec roku osiągnąć przychody ze sprzedaży na poziomie 800-900 mln zł. \’Ale dużo trudniejsze może być utrzymanie marż za usługi na obecnym poziomie\’ – przestrzega. Do obniżenia tych marż może zmusić spółki IT zwiększona konkurencji na rynku.
ComArch, który w porównaniu z Optimusem czy Prokomem należy do młodszego pokolenia gigantów krajowej branży informatyczno-komputerowej, chciałby jak najszybciej zapomnieć o 2000 r., kiedy to nie osiągnął prognozowanego wyniku. Wyrazem tych dążeń ambitnych krakusów jest 4,2 mln zysku netto przy 38,6 mln przychodów. Ten niezły, na tle innych firm, rezultat może oznaczać, że ComArch ma już kryzys za sobą. Podobnie jak ComputerLand, którego wartość kwartalnej sprzedaż wyniosła 88 mln zł, a zysk netto 3,1 mln zł. Jest to dowód na to, że spółka przestała ponosić koszty przekształcenia z dostawcy sprzętu w integratora systemów informatycznych.
\’Zarząd ComArchu zapowiadał wcześniej, że na początku roku rozliczy kilka korzystnych transakcji z TP SA i tak się też stało. Poza tym widać efekty inwestycji spółki w Krakowskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej\’- uważa analityk CDM Pekao.
Zdaniem Marii Skowron-Szafrańskiej polaryzacja krajowej branży IT pod względem wyników finansowych po pierwszym kwartale 2001 r. spowodowana jest kłopotami wewnętrznymi Optimusa i Softbanku.
ComArch i ComputerLand zmiany i restrukturyzację mają już za sobą\’ – wyjaśnia analityk. Do tej pory większych wstrząsów nie zanotował jedynie Prokom, jednak jeżeli w ciągu najbliższych paru lat spółka nie zdobędzie zamówienia o skali zbliżonej do umowy z ZUS, to może popaść w podobne tarapaty jak Softbank po zakończeniu realizacji głównej części umowy z PKO BP czy wcześniej ComArch po wdrożeniu systemu billingowego dla TP SA.