O nieszczęściach ojczyzny i rzezi humańskiej

Pieszczone dzieci, gdy rozgniewały
Ojca, i gdzież się podzieją?
Stojąc pod dzwiami, płaczą dzień cały,
Kołatać we drzwi nie śmieją.

A lud zuchwały, przechodząc blisko.
Słowem zelżywem je szpeci,
Czyniąc z nich sobie urągowisko,
Że ojciec wygnał swe dzieci.

Ale Ty, Boże. który z daleka
Patrzysz na serca wygnanych,
Ulitowany nędzą człowieka,
Pocieszysz znowu stroskanych.

Już do Twycli uszu przyjść miały głosy
Krwi, co lud przelał zażarty,
I wiara Twoja poniosła ciosy,
I kościół z ozdób obdarty.

Wspomnij przynajmniej na Twe ołtarze,
Przy których my stać przyrzekli;
Nie karz, wszak zdawna nikt tych nie karze,
Co do ołtarza uciekli.

Złóż nas Twą bronią, której zamachem
Rozsądzasz między wojskami,
A nieprzyjaciel pierzchnie ze strachem,
Widząc, żeś jeszcze Ty z nami.