Opis przeżyć wewnętrzych Marcina Borowicza w rozdziale XVIII. Zmiana zakończenia!

Opis przeżyć wewnętrznych Marcina Borowicza w rozdziale XVIII

Był chłodny wrześniowy poranek. Po nieprzespanej nocy byłem bardzo zmęczony. Wstałem z łóżka. Zszedłem do kuchni, na śniadanie. Nie byłem w stanie przełknąć czegokolwiek. Cały czas myślałem o tej jedynej, wymarzonej dziewczynie, o mojej Ani. Pomimo tego, że nie wymieniliśmy ani jednego zdania, byłem pewien jej uczuć w stosunku do mnie. Serce łopotało mi jak młot. Nie mogłem zwlekać ani chwili dłużej. Postanowiłem pójść do jej domu i wyznać moją miłość. Nawet przez myśl nie przeszło mi, iż ona może jej nie odwzajemniać. Wybiegłem z mieszkania. Czułem ogromną ekscytację.
Biegłem tak szybko, jakby gonił mnie ogień. Byłem już bardzo blisko. Między dużymi konarami drzew dostrzegałem jej oliwkowo-pomarańczowy dach. Po chwili dotarłem pod dom Biruty. Przeskoczyłem przez płot. Znalazłem się przy drzwiach i niezwłocznie zastukałem. Z podniecenia miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z ciała. Oczekiwałem aż Anna otworzy, rzucając mi się na ramiona. Nie przestawałem myśleć o jej brązowych oczach i słodkim uśmiechu. Te kilka minut wydawało się być wiecznością.
Po dłuższym czasie wyczekiwania, coraz bardziej zaintrygowany tą nieobecnością zacząłem się wycofywać. Przygnębiony, powoli zbiegłem ze schodów, które prowadziły do furtki. Miałem już się oddalić, gdy nagle usłyszałem dziewczęcy śmiech dobiegający z tyłu domu. Od razu wiedziałem czyj on był, rozpoznawalny dla mnie wszędzie. Zaciekawienie nie pozwoliło stać bezczynnie. Wolno kierowałem się w stronę ogrodu, skąd dobiegał znajomy głos. Z pośród wysokich krzewów wnet odsłonił się obraz Ani i Andrzeja. Siedzieli obok siebie na bujanej ławce. Śmiali tak głośno, że wystraszone ptaki uciekały z ogrodu. Byli bardzo szczęśliwi. Prawa ręka mego przyjaciela obejmowała ramię Biruty. Moja ukochana miała piękną, jasnoróżową sukienkę ? tę samą, w której po raz pierwszy ją ujrzałem.
Byłem w szoku, który prędko przemienił się w rozpacz. Miałem ochotę napaść Andrzeja, choć w głębi serca wiedziałem, że nie miałem wystarczającego powodu. Na szczęście, zakochani mnie nie widzieli. Prędko wybiegłem z posiadłości Stogowskich na ulicę, gdzie prawie nie potrącił mnie samochód. Pospieszyłem do pobliskiego parku. Usiadłem na ławce, gdzie ją kiedyś spotkałem. Do końca życia nie zapomnę, jak siedzieliśmy tam godzinami wpatrują się w siebie.
Cierpiałem. Moje serce było złamane, opanowała je ?boleść tak głęboka, jakbym trzymał na wargach rękawiczkę lub wstążkę wyjętą z trumny?. Wiem, że nie mogłem ich za to winić, a siebie. Gdybym tylko szybciej poczynił dalszy krok… wyraził swoje uczucia… może wtedy moja ukochana wybrałaby mnie i zamiast Andrzeja na ławce siedziałbym ja.
Takie myśli krążyły w mojejgłowie jeszcze miesiącami. Do czasu, kiedy w poszukiwaniu nowych przygód postanowiłem przeprowadzić się do Gdańska. Zacząłem tam studia na Uniwersytecie Gdańskim. Tam poznałem nowych ludzi, którzy pomogli mi chwilowo zapomnieć o dziewczynie, która tak mocno zawróciła mi w głowie. To miasto zauroczyło mnie tak, że zostałem tam na kolejne lata studiów. Korzystałem z życia i bawiłem się bez umiaru. Pomimo nieustannej zabawy w całkiem nowym towarzystwie, nie było tygodnia, w którym nie pomyślałbym o dawnej miłości mojego życia. Jeszcze długo zadawałem sobie pytania ??dlaczego to mnie spotkało??? i nie mogłem zrozumieć, czemu ona nie odwzajemniała uczucia….