Był upalny dzień. Miałam siedem lat. Siedziałam z mamą przy stole.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Mama zerwała się z krzesła, a ja jak to zawsze robiłam, schowałam się za firanką pod zlewem. Czułam bicie swego serca. Nieproszonym gościem okazała się przyjaciółka rodziny. Poczułam ulgę. Kobieta wpadła do domu z płaczem. Opowiedziała o tym jak zabrali jej męża do obozu koncentracyjnego. Czułam ciarki przechodzące po całym ciele. Co bym zrobiła gdyby zabrali moją mamę? Żyłam w wiecznym strachu. Bałam się tego co mnie czeka. Najchętniej nie wychodziłabym zza firanki pod zlewem, ale nie mogłam zostawić mamy samej. Musiałam jej pomagać. Kochałam ją najbardziej na świecie. Mój tato ukrywał się, bo był ścigany. Nawet nie wiedziałam czy żyje. Każdego wieczoru razem z mamą modliłyśmy się o to, żeby skończyła się wojna, żeby żyło się normalnie, by ojciec wrócił. Bardzo tęskniła za nim. Kochałam go całym sercem. Cały czas wierzyłam, że on jeszcze żyje, że do mnie wróci, weźmie mnie na ręce. Niestety to były odległe marzenia.
Po jakimś czasie przyjaciółka wyszła. Na twarzy mamy widać było zdenerwowanie. Podeszła do mnie, zdobyła się na uśmiech, który do końca nie był prawdziwy. Powiedziała szeptem, że wszystko będzie dobrze. Chyba sama w to nie wierzyła.
W nocy nie mogłam spać. Z ulicy dochodziły różne przerażające ogłosy. Bardzo się bałam. Wyszłam z łóżka, schowałam się w miejscu, w którym czułam się najbezpieczniej – za firanką, skuliłam się w kłębek i po jakimś czasie zasnęłam.
Gdy się obudziłam przeżyłam szok. Drzwi od domu były otwarte, panował straszny bałagan, wszystko było poprzewracane. Wołałam mamę, podeszłam do jej łożka, ale jej tam nie było. Nie wiedziałam co z sobą zrobić, ogarnęła mnie przeraźliwa rozpacz. Wyszłam na ulicę. Zaczęłam krzyczeć.
Nie pamiętam co działo się dalej, chyba straciłam przytomność. Jednak przypominam sobie twarz i słowa kobiety, którą ujrzałam po przebudzeniu. Przytuliła mnie i szepnęła, że wszystko bedzie dobrze.