roznieciła się domowa wojna ex ratione, że civis opressus. Poszło wojsko do związku, obrawszy sobie marszałkiem Ostrzyckiego, a substytutem Borka. Weszło tedy do związku chorągwi 40 dobrych, osobliwie te, którzy mieli do JMości pana Lubomirskiego wielką relacyją , jako to: jego własne, braterskie, synowskie, szwagierskie i niektórych koligatów i dobrych przyjaciół. In partem króla poszło chorągwi 60 i coś, regimenty zaś wszystkie wojewoda ruski utrzymał in rem króla i ruszył się z nimi od Białejcerkwie ku Zasławiu; związkowi zaś poszli ku Lwowi, potem ku Sambom, tam sedem belli chcąc założyć. Nam tedy, cośmy do związku nie poszli, kazano się zmykać ku Lwowu. Kozaków zaciągniono 12 000, tych co cnotliwszych, Ukraina zaś wszystka poszła w srogi bunt. widząc, że mają czas po temu. Otóż partus rozlania krwie naszej koło rekuperowania Ukrainy dla ludzi niecnotliwych! Do ordy posłano inwitująć ich na tę wojnę. Obiecał się zrazu [c]han wyniść we stu tysięcy, ale potem odesłał, że „tego nie uczynię”, obiecując to nadgrodzić na inszą usługę, ale nie ha tę wojnę, gdzie brat na brata szable dobywa. Litewskie wojsko król wyprowadził porządne i dobre, którzy jakoby ich z dziesiąci chlewów wywarł, tak głodni i tak siła jedli, rabunki wielkie czynili; ale też tego pod Częstochową przypłacili: na którym miejscu ludzie’ dostępują łask i odpustów, oni dostali dyscypliny . Województwa poszły in partes: jedni przy królu, drudzy przy Lubomirskim. Województwo krakowskie i przy nim kasztelan krakowski Warszycki personaliter, województwo poznańskie, sandomierskie, kaliskie, sieradzkie, łęczyckie stanęły in armis pro parte Lubomirskiego. Te zaś drugie chciały toż uczynić, ale nie śmiały ex ratione, że bliższe samsiedztwa boku królewskiego; ale i ich też po staremu król nie wokował ad societatem belli, bo jedno, że im nie ufał, druga, że ufał w siły, które miał, i tuszył sobie powiązać tych wszystkich, co przy Lubomirskim byli, i jego samego, bo mu tak jego ślepy consultor obiecował. Ale nie wiedziałeś to podobno, ślepiu, że to ślepa fortuna więcej może niżli ty i nie uważa, kto mocniejszy, ale temu służy, do czyjej niewinności Bóg ją w sekundzie ordynuje! Deklarowałeś króla sekundować mann, consilio, opere el oratione. Sekundowałeś tedy consilio: patrzże, jak się nadało twoje consilium, do czegoś ojczyznę i Majestat przyprowadził. Prezentowałeś się w batalijach: o, jak to straszne rzeczy [na] chłopa” ślepego w szyku, z ogolonymi wąsami, szeroką fijoletową sutanną szkapę i z ogonem okrywającego! Sekundowałeś oratione: nie tylko ucho boskie, ale i całe niebo mierziała, kiedy taką zacną wiktoryją królowi Kazimierzowi wyjednała! Insza to jest rzecz, panie monoculus, pod fanszlibrowym pasterałem rozwalać się w aksamitnym krześle, pontkę sztafirując, balsamem nakładanego regimenciku wąchać, a insza z tabakiery okrutnego Gradywa siarką i saletrą perfumowanemu wytrzymać kondymentowi. Nie umiałeś tego, kiedyś w Prażmowie po pasterniku ojca swego w konopnej koszuli za cielętami chodził! Ojastrzębiałaś, sówko; nazbyt wysoko latasz, zasuszywszy te bystre piórka na chlebie Rzpltej, matki swojej, którą teraz”śwoimi machinacyjami tłumisz! Nie byłeś żołnierzem jako żyw, a roznieciłeś krwawą wojnę, a już to podobno nie pierwszą; przypomniej sobie szwedzką, boś też był drugim pomocą i okazyją. Na wojnę wołasz, a nie wiesz, co to wojna. Przynajmniej stąd mógłbyś brać miarę że to choć palcem oko wykolą, to po staremu łechciwo, jako je tobie wykłuł brat twój rodzony powadziwszy się z tobą w szkołach o kiełbaskę, a pogotowiuż, kiedy je z polnego działka zaprószą! Ta krew braterska za twoją radą i okazyją wylana, te pracowite ubogich ziemianinów [plony] i wyssana substancyja, uznasz, jakimić na sądzie strasznym staną się instygatorami! Wątpię, żeby cię tam zasłoniły te francuskie talery, których na machinacyje nabrałeś, a potem kurwom rozdałeś. Albo rozumiesz, [że ja,] co to piszę, nie dowiodę, kiedy będzie potrzeba? Wiem na cię sekretów nie duchownej osobie należących wiele, a nade wszystko mam kartkę, której dostałem we Lwowie na komisyjej, od ciebie do jednej mężatki ordynowaną, z tak wszetecznym stylem, że i sodomskie miasta nie wiem, jeżeli taką praktykowały methodum. Do kogoś to pisał, przypomniej sobie chęć po tym terminie, który napisałeś in postscripto in haec verba: „Twoje śliczne i oczom moim milusieńkie pozdrawiam drobiażdżki i one jako najprędzej pocałować życzę.” Co to za drobiażdżki? Wytłumacz mi, czy to oczy, czy to palec, czy co inszego? Choćbym rzekł: dzieci, i tak rozumieć nie mogę, bo tamta dama żadnego natenczas dziecka nie miała, gdyż też niedawno bardzo poszła była za mąż. O, księże kurzeju, gdybym ja był mężem tamtej żony, a wiedział o takich amicycyjach, jako i tamten nieborak dowiedział się, znalazłżeby ja na cię sposobu, żebym z ciebie uczynił prawdziwego kapłona i potrafił w to, żebyś był namieśnikiem mądrego Orygenesa, co się to. z cudzymi delektujesz drobiażdżkami. Już ja wiem, żeby twoje własne pić prosiły, gdyby mi się w garzć dostały. Są też to i insi zacni prałaci, biskupi, kolegowie twoi; patrzaj na postępki krakowskiego, poznańskiego, płockiego, kijowskiego i inszych; wszak to ludzie jako i ty, a słychaćże na nich aby podobieństwo postępków twoich, zacny pasterzu? Święciłeś się na pasterstwo owczarni Chrystusowej : ja bym tobie i kmieciej obory, gdzie kro- wy stoją, nie dał w komendę. Dobrze to w tobie upatrzył wielki i pierwszy w tej Rzpltej senator, JMość pan kasztelan krakowski , kiedy w liście swoim te do ciebie protulit słowa: „Trzeba by na WMMPana takiego drewna, którego by sutanna, choć z najdłuższym ogonem, nie przykryła.” Ale ponieważ namieniłem jeden punkt, wolę już cały wyterminować list, luboć mi żal karty papieru na tak zacny pane[g]iryk.
KOPIA RESPONSU JMOŚCI PANA WARSZYCKIEGO, KASZTELANA KRAKOWSKIEGO, NA LIST JMOSCI KSIĘDZA PRAŻMOWSKIEGO, KANCLERZA KORONNEGO „Słusznie by rozumieć, kto by stilum nie znał, że to jakiś szalony ten list do mnie pisał pod imieniem WMMPana; ale wiedząc to excelsum vitium WMMPana, że nie tylko piszesz na ludzi zacnych convicia, ale też i tego klejnotu, który fortuna caeca do rąk WMMPana przyniosła, do kanonizowania takowych paszkwilów [używasz] i jeszcze śmiesz WMMPan tak plugawe światu podawać scripta publicznymi procesami, uniwersałami, z hańbą pieczęci koronnej i pośmiewiskiem u narodów — słusznie się rezolwować muszę ten kartelusz mieć za własny WMMPana. Z którego prawa WMMPan wziął tę postremitatem pisania tak uszczypliwego do senatora, który już w rudzie zasiadał, kiedy WMMPan gałki jeszcze w piasku grawałeś, który largitionibus, officiis W[aszmo]ści cumulabat? Rozumiesz to WMMPan, że się już powiodło na JMości panu Lubomirskim, że tyrannidem możesz inducere in Rempublicam. Chcesz to imponere ludziom, aby tych egzorbitancyj, perversionem status Reipublicae, fabricationem malitiosam indiciorum na ludzi origine et merito wielkich i krzywoprzysięstwa nie widzieli do W[aszmo]ści, żeby tylko sam WMMPan w Polszcze zostawał, wygnawszy tych, z którymi zrównać nie możesz? Tę dumę, którą WMMPan powziąłeś o sobie, spojrzej jeno Waść sobie na nogi, to spuścisz ten ogon. Mowę moję alegujesz WMMPan i mnie konwinkujesz tak właśnie, jakoście na JMości pana marszałka naprzekupowali fałszywych świadków. Któż tego nie widzi, że WMość zmyśliliście sobie mynnicę tynfowską we Lwowie, abyście zebrali dobrą monetę na pożytek swój? Byłoż to in mente Reipublicae? A chciałże J[eg]o KMość na to pozwolić? Długoście się biedowali, nimeście dobrowolnego pana na ten fałsz przywiedli. Pokazałby Tynf regestra, kiedyby go pociągniono, co WMMPan wziąłeś, co komisarze, co dwór. Miało to być na żołnierza, a tak dotąd cieszą się asygnacyjami i pokażą na sejmie, że ich nie wypłacono. A skąd się tych tynfów narodziło na WMMPana? Ze wszystkiego Mazosza podatki. Są jeszcze i ci machlerze, co jeszcze u inszych poborców piniądze dobre na WMMPana skupowali; we Lwowie są ci poborcy, którym je per vim brano sub praetextu żołdu Tatarom, których WMMPan na związkowych in viscera Reipublicae wprowadzić kazałeś. A z Boratynim co się stało na sejmie? Przestałże bić szelągów? Dotąd ich bije, aby dwór miał czym żyć, dopinać swoich zamysłów, sędziów na pana marszałka przekupować, świadków zwodzić, zamknąć gębę biskupom, wojować Polskę, firmare tyrannidem, Francuzów sadowić w Warszawie i zubożyć ojczyznę, potem jej kazać skakać ad galli cantum. I prawa alegować nie godzi się, i oczywistym ekscesom nie dawać wiary. Alegujesz WMMPan naturalem defensionem. Wierzę: zagałuszyć cives, którzy widzą iniustitiam, nie wołać ich do kupy, boby deklarowali pewnie proditorem patriae WMMPana! Rozumiesz WMMPan, że to sekret; wiedzą-ć to dobrze, coś WMMPan wziął od Kondeusza, wiedzą, co WMMPanu Francuzowie dają. Na onym sejmie Burkackiego sądzono, że wziął 4000 złotych od posła cesarskiego, WMMPanu nic nie mówiono, choć 40 000 talerów od posła francuskiego wziąłeś; i ta to jest racyja, czemu się WMMPan boisz ruszyć pospolitego ruszenia według prawa na infamisa, jakoście go invidi w tę oblekli sukienkę, w której sami, usi omnibus populi commentis, chodzicie. Bo pewnie byłoby tam drewno na WMMPana, którego sutanna i z najdłuższym ogonem nie okryłaby. Alegujesz WMMPan wielkiej pamięci księdza Zadzika ; a czemu go WMMPan nie naśladujesz, ale raczej i Litwę wprowadzić na p. Lubomirskiego kazałeś? Na cóż? Żeby odarci od Częstochowej poszli? Powiedasz WMMPan, że p. Lubomirski sacrilegam manum na ojczyznę podniósł. Ba! Waść sacrilegum iudicium na niego formastis, podatki statuitis bez sejmu, rwiecie sejmiki i sejmy, senatus consulta samotrzeć expeditis, wolny głos szlachcie odejmujecie; kaduki rozdajecie i majętności bez sądu odbieracie, pustoszycie ojczyznę et civibus w domach siedzieć każecie, gdy radzić o sobie chcą, uniwersały do nich, grożąc im popielcem, wysyłacie, pana na królestwo invita Kepublica prowadzicie. Wspomni WMMPan sobie, przed kimeś po sądzie pana marszałka rzekł: «Dyjaboł się już kogo będzie pytał: wprowadziemy tego, [kogo] będziem chcieli.» Szlachtę na powrozach wodzić każecie, rabować ich domy Wołoszy, a jakież może być absolutum dominium, jaka tyrannis większa? Piszesz WMMPan, że król JMość nie wprowadził cudzoziemców; a któż to jest generał Wrangel , oberszter Bryon , kapitan Grandi i inszych takich wiele nomina, prawie co oficyjer, którzy na pośmiech narodu naszego palam mówią: «Dobrzy żołnierze Polacy, kiedy Francuzów oficyjerem mają?» A że na sejmach i sejmikach nie bywam, iż wolę w domu (‚jako mi to WMMPan wymawiasz) gospodarstwem się bawić, dlatego to czynię, że na tych miejscach prawdę trzeba mówić, a WMMPan namieniasz, że ją odszczekiwać trzeba. Wolę rzeczom moim attendere niż umierać patrząc na tak jawne scelera i powiedać, że to cnoty. Zaniechajże mię W[aszmo]ść tam in prosperis, proszę, quam in adversis. Mam ja w Panu Bogu moim nadzieję, że niezadługo miłosierdzie Jego święte vindices scelerum poenas nad WMMPanem pokaże.” Jeżeli tedy, mój zacny prałacie, tak wielkie wysoki senator w liście swoim przypisujeć qualitates, toć ja nie wiem, jakobym cię miał liberius nazwać: czy antistes , czyli też Antichristus, czy status minister, czy artis amandi magister, czy custos legum, czy defraudator regum, czy pater patriae, czyli też auctor lamen[t]orum, profusionum sanguinis et universae in regno, miseriae. Za co immarcescibilem, jednak male olentem zostawisz perpetuitati recordalionem, domowi swemu zacnemu contumeliam et deminutionem, duszy zaś post fata indeplorata wielką na sądzie bożym turbacyją. Transfigurowałeś dobrego pana malaciam in malitiam, zepsowałeś mu konfidencyją do poddanych, poddanym do niego; wymazałeś jego imię ex albo dobrych i sprawiedliwych monarchów; rujnujesz wiecznie dobrego pana w reputacyjej, podając go in opprobri[u]m narodom pogranicznym. Już kiedy mu tak na tym świecie życzysz, toć go upewniać nie możesz z Cyneasem , żeby mu i na tamtym świecie twoje miały w czymkolwiek suffragari zasługi wtenczas, kiedy na owym najstraszniejszym parlamencie rzeką: Vive et responde! Responde: czemuś wzruszał pokoju, o który narody zawsze do nieba suplikują? Responde: czemuś dał okazyją do zniszczenia ojczyzny? Responde: czemuś nie respektował na krew niewinną, której się tak wiele z twojej okazyjej i z przewrotnej rady’ rozlało? Spraw się i za dusze te, które ex occasione wojny z ciała na śmierć nie przygotowane ustąpiwszy, nie tam poszły, gdzie by były dispositae umierając mogły się dostać. A na ostatek i z tego spraw się, żeś per bellum intestinum uczynił dobrą nadzieję poganom Turkom; biorą jako kobuz wymordowanego skowronka, tym sposobem swoje imperium rozszerzają i na nas. już ostrzą zęby. Ciężkoż tam będzie za najmniejszą krzywdę ludzką, za kożdą z osobna duszę odpowiedać i za nię nieznośne ponosić crutiatus. Pamiętaj, zdrajco, przynajmniej na charakter . chrześcijański, kiedy nie pamiętasz na kapłański; bo to początek dopiero ‚ tego, coś nawarzył, piwa, które że źle uwarzone, przykre jest; jak się po nim dochowasz kwasu, tobie samemu gorzką w garle stanie żółcią. Przyszedłeś ad gradum et perfectionem tak wielkich in regno honorów z je dnego lichego plebanka, nie z żadnej godności, ale z przewrotności: umiałeś się kukułkom akomodować, których nocturnum imperium promowuje, kogo chce, nie patrząc na cnoty, tylko kto ma ochotę do wywrotnej roboty. Skąd tedy promocyja, dotąd wszystkie twoje regulantur qualitates. Nominowano cię teraz prymasem, to jest najwyższym pasterzem w królestwie naszym:
Tyś i przedtem owce pasał, Przecieś ich; jako wilk, płaszał.
O, wielkaż to owczarnia na twoje jedno oko! Trzebaż to obiedwie oczy dobrze wytrzeszczać, kto chce należycie owieczki upaść i obchodzić się z nimi łaskawie.. Pewnie tak wielkiego stada nie upasiesz albo na drugie oko musisz olsnąć, chyba żebyś się na tych psów spuszczały których wedle siebie masz dostatkiem; ale i ci od owieczek tobie zleconych wilka nie odpędzą, i owszem, bardziej je sami pokąsają, bo są takiej jako i ty fantazyjej. O, nieszczęśliwy pasterzu, bogdejby ja był w twojej owczarniej nie postał! I ten, kto cię na tę godność promowował i wprowadzał, choćby nic nadto nie zgrzeszył, nie wiem, jako do nieba trafi. Do czego ty ojczyznę przywodzisz i tak piekielną radą swoją poburzyłeś! A ciebie po tak zdradzieckich radach większe potykają honory,; kiedy i teraz zostałeś na arcybiskupstwo gnieźnieńskie nominatem. Obacz się przynajmniej teraz, bo już też nad tę w Polszcze większej nie możesz mieć godności. Królem być nie możesz, na papiestwo cię też pewnie nie zawołają, bo w niczym nie naśladujesz Piotra świętego; bo Piotr św. dla owieczek Chrystusowych siła biczów ucierpiał, a ty owieczki Chrystusowe drzesz z skóry, rozpraszasz, niszczysz; przykre dla nich ponosił więzienie i persekucyją, a ty ich sam prześladujesz i W ciężkie podajesz więzienie; garło dla nich dał i rozlał krew, a ty ich krwie pragniesz jako ryba wody, zaciągając na [n]ich drapieżnych wilków, w pogańską podając ich niewolą i zabijając na duszy i na ciele. I w tym na ostatek boskiego namieśnika, Piotra św., nie naśladujesz, że on tylko jednę miał poczciwą i pobożną swoję własną żonę, a ty cudzych żon opatrujesz tysiąc, owych nie wspominając, które się zowią: mere-mere-trix-trix; o, tych się znajduje wielka litanija, gdziekolwiek się jeno obrócisz. Jużże tedy ze wszystkich cyrkumstancyj nie możesz być papieżem; w Polszcze też już, jako mówię, większej mieć nie możesz godności, choć-‚ byś i tej swojej dokazał imprezy, co intendis, żebyś tego francuskiego kondysa na tron królestwa polskiego [wyniósł]; i ten kondysek nie wy-pryciałby-ć już większej nad tę w Polszcze godności. Upamiętajże się już! Niech ultimus domus Iagiellonicae pullus, jako z dziadów i pradziadów swoich pod tą koroną, na tym tronie na którym jest wolnymi głosami posadzony, spokojnie dni swoje skończy. A w ostatku powiedziano tam gdzieś jednemu: Alexander, aut mores, aut nomen muta! Ja zaś rzekę: Nicolae, aut mores, aut locum muta! Albo przestań tych fakcyj ojczyźnie szkodliwych, albo jedź sobie do Anglijej za predykanta, bo tak z gazetów czytam, że tam powietrze takie było wielkie, aż wioski niektóre pusto bez ludzi stoją. Przydasz się ty tam przy twojej rzeźwości i u króla możesz sobie pozyskać łaskę, kiedy obaczy, że możesz dobrze predykować i multyplikowaćjego opustoszenie państwa; tertium non datur, bo cię nie minie drewno, któreć p[an] krakowski funduje, albo raczej grecka litera II . Przeczytaj sobie, jako się złe consilia nadały podobnym tobie konsyliarzom i co ich za przewrotne potkały sztuki, jako to: u Konstantego cesarza, u Zenona, Rufina u Arkadyjusza, u Justyniana, u Tyberyjusza, Plaucyjana u Sewera, cesarzów. Pamiętaj na to: Consilium malum consultori pessimum. Jak Achitofel dawał na sprawiedliwego Dawida radę, tak ją też na swoję zaciągnął szyję. Aman u Aswerusa jaką komu inszemu przygotował łaźnią, w takiej sam musiał się pocić. Jeżeli ci złą śmiercią poginęli, nie możesz się ty lepszej od nich spodziewać, a jeżeliby cię na ciele karanie minęło, patrzajże, jako pościelesz duszy swojej. Ten panegiryk podano mu w rękę, w karecie jadącemu, w lesie za Wyskitkami per modum listu: „Jejmość pani kasztelanowa kłania WMMPanu.” A potem drogą poprzecznią skoczono na dobrym koniu. Bez dragonijej, [sami] tylko jechali, nie mógł [go] kto dogonić i zawołać do odebrania responsu. Słychać zaś było, że go kilka dni w kieszeni nosił, coraz czytał, a potem i spalił. Aleć po staremu nietrudno było o to, bo projektów było gwałt narzucono i w Warszawie, i w wojsku. Kto to pisał, nie wiedziano. Ale wróciwszy się do historycznej materyjej, od której się trochę dla tej to apostrophe pióro oderwało, wyprowadził król wojsko w pole dosyć dobre i porządne. I ja też musiałem być, choć mi się nie chciało , regalistą, bo chorągiew w tym tu była wojsku; ale po staremu, chocieśmy tu byli, tośmy tamtej stronie bardziej wygranej życzyli widząc imuriam Lubomirskiego, a w jego osobie totius nobilitatis. Bo ta wszystka na niego wywarta furyja o nic inszego nie była, tylko żeby jako potens manu et consilio nie impedyjował elekcyjej Kondeusza, którego królowa Ludwika omnibus modis na królestwo prowadziła. Ale i sam król francuski do tego szczerze dopomagał ex ratione, że go z Francyjej rad by pozbył, gdyż był bardzo factiosus i nummosus [i] większą prawie in regno Galliae miał popularitatem niżeli król; bał się, żeby się za jaką fortuny rewolucyją do niego nie przekierowały affectus populi; a druga racyja, żeby było za tą okazyją regnante Gallo w Polszcze dławić między sobą cesarza i wydrzeć mu koronę imperyjalną; dlatego sypano piniądzmi w Polszcze, żeby dopiąć swego. Skupiło się tedy wojsko w rawskie i mazowieckie województwo, bo też już o panu Lubomirskim już było słychać koło Krzepic po wyściu z wygnania wrocławskiego. Miał król wojsko dosyć piękne, ale cóż, wszystkie jego nadzieje upadły przez śmierć Czarnieckiego, któremu był dał buławę polną i przez niego spodziewał się wszystkiego dokazać! Jakoż mógłby był tego dokazać, żeby Lubomirskiego przywiódł ad humilitatem et submissionem, boby był Czarniecki jako wielki wojennik wiedział, co z tym czynić; ale Kondeusza wprowadzić per promotionem Czarnieckiego — tego by byli nigdy nie dokazali, bo ja wiem, co on o tej elekcyjej sentiebat. Wybrał się tedy król JMość szczęśliwie z królową Jejmością, z frącymerem i z całym dworem z Warszawy na tę wojnę. I tak właśnie należało, żeby do gonionego tańca były pogotowiu i damy, bo to nie wojna była, ale właśnie goniony taniec, bo myśmy ustawicznie z miejsca na miejsce gonili nie goniąc, a oni też przed nami uciekali nie uciekając; a coraz to nas przecie, jako się ono Mazurowie biją: Ej, siec siepęknęcią To odlew buch pięścią. Dobrze o tym gonieniu jedna szlachcianka w sieradzkim województwie królowi powiedziała, kiedy jej krzywdę wielką poczyniono i przyszła do króla na skargę. Król ukontentowawszy ją jakąś tam largicyją mówi do niej: „Przebaczcie, pani; tak to wojna umie; a to goniemy tego zdrajcę i ucieka nam.” Aż szlachcianka rzecze: „A, Miłościwy Królu, dziwne to jest zaprawdę gonienie: mogąc dogonić, a nie dogonić; dy ja to stara baba, a ‚jeszcze bym się go podjęła dziś dogonić.” Król się skonfundował, a potem jej coś więcej kazał dać. Stał obóz między Rawą a między Głuchowskiem , dziedziczną wsią tego to Sułkowskiego ; królestwo zaś stali w kolegium u jezuitów. Utęskniło się też królowi na miejscu i mówi do swoich: „Nie byłoby też tu gdzie przejechać się do szlachcica którego, bo już uprzykrzyło się na miejscu kilka niedziel siedzieć.” Rają mu to tu do tego, to d[o t]ego, o dwie mili, o trzy od miejsca. Król rzecze: „Ale ja chcę blisko’ kędy, żeby powrócić na wieczerzą.” Ozwie się ktoś: „Jest tu, Miłościwy Królu, szlachcic polityczny, pan Sułkowski; zaraz pod obozem mieszka, będzie rad Waszej KMości.” Kazał się tedy król nagotować, pojechał i z królową. Nie wiemy o niczym, napijamy się piwka, karty grają — bom i ja tam był, gdyż to dobry przyjaciel ojca mego i mój — żołnierzów też kilkanaście; aż wchodzi sługa: „Królestwo Ich Mość do WMMPana jadą, jeżeli w czym nie przeszkodzą?” Porwie się gospodarz: „Będę rad Panu memu Miłościwemu, proszę i z ochotą czekam.” Słyszę, kiedy sama rzekła: „Będęć ja tobie rada! Dyjabeł w tobie, poczekaj jeno! ” Ale, nie wiedzieli, na co to mówiła. Powypadali tedy wszyscy, a król jeszcze był opodal. Skoro już wjeżdża we wrota konno, a królowa jeszcze karetą na zadzie była, aż mię pyta Sułkowska: „Mój złoty, pokażże mi, który to tu król, boć ja go jeszcze nie znam. Wiem, że po niemiecku chodzi, ale to tu kilka Niemców: nie wiem który.” Ja tedy, nie wiedząc, na co pyta, że „ten to, co między tymi dwiema na takim koniu”. Dopiero owa przybliżywszy się przeciwko niemu klęknie, ręce złożywszy ku niebu podniesie i mówi: „Panie Boże sprawiedliwy! (król, co już miał zsiadać, zatrzymał się) —jeżeliś kiedykolwiek różnymi plagami karał złych i niesprawiedliwych królów, wydzierców, szarpaczów, krwie ludzkiej niewinnej rozlewców, dziś pokaż sprawiedliwość twoje nad królem Janem Kazimierzem, żeby pioruny na niego z jasnego nieba trzaskały, żeby go ziemia żywo pożarła, żeby go pierwsza kula nie minęła, żeby wszystkie owe, które dopuściłeś na Faraona, jego dotknęły plagi za te wszystkie krzywdy, które my, ubodzy ludzie, cierpiemy i całe królestwo!” Mąż jej gębę zatyka, a ona tym bardziej mastykuje. Król nazad do wrót; gospodarz skoczy, prosi, strzemienia się chwyta. „Żadnym sposobem; złą macie żonę, panie, nie chcę, nie chcę!” Pojechał: potkał się z królową: „Nawracaj, nic tu po nas.” Przyjechawszy do Rawy król w śmiech, królowa w gniew. „A, karałabym ją tak!” Król rzecze: „Nie trzeba tak, niech się ukrzywdzony przynajmniej tym ucieszy, co się nagada. Ale, dla Boga, niech kto oznajmi Lubomirskiemu, żeby się z nami przeprosił, boć już nas o tę wojnę i baby konfundują.” Tedy była tak rezolutka owa baba. Nałajawszy królowi przyjechała do niego nazajutrz i prosiła o audyjencyją, kazawszy o sobie powiedzieć, że ta szlachcianka, do której domu król JMość nie chciał z konia zsieść, prosi, żeby się mogła pokłonić. Był tak poćciwy król, że ją zaraz kazał puścić. Omówiła się, że „to musiałam uczynić z żalu, mając szkody poczynione”, ale najbardziej żaliła się o brzezinę, którą sobie miała za wirydarz zaraz pode dworem, a wycięto ją do obozu na szałasy. Dopiero król rzecze: „A toż ja wam dam, moja pani, przywilej taki, że wam koniecznie za 6 albo 7 lat wróci się taka druga brzezina, a teraz ją wam każę zapłacić, tylko nie bądźcie tak złą.” Kazał tedy babie dać 2000 złotych, a ona by była nie wzięła za tę brzezinę, choćby ją w Rawie na targu przedawała, ledwie 50 złotych, bo to tam niewielki tego był wicherek. Ale dawszy pokój i tym przypadkom, które się podczas tej wojny trafiały, przystępuję do rzeczy. Gdy się już wojska zeszły blisko, posłano kilka tysięcy koronnego wojska i litewskie wszystko, oprócz husarskich, per modum ” mocnego podjazdu; zetknęli się z sobą pod Częstochową . Tam na tym odpuście jak się poczęli ofiarować, tak. Litwa niebożęta tak się w gorące wdali kontemplacyje, aż się krwawym potem pocili i tak wielkie zostawili wota, że prawie ze wszystkiego się wyiskrzyli. Strojno na tamto miejsce, konno i rzędno przyjechawszy — poszli do domu piechotą i prawie nago, chyba że kto miał bardzo złą suknią albo buty, to ich od niego na ofiarę nie przyjęto. To to ten naród litewski tak jest bardzo nabożny! Ale nie mówiąc figuraliter, jak wsiedli na Litwę lubomirszczykowie, bo na nich mieli wielki apetyt o to, że to wyszli na tę wojnę domową, tak się ani złożyć nie dali; nacięto, nabito. Do klasztora chcieli uciekać: zamknęli mniszy bramę, o co zaś król gniewał się. Niewiele ich przecie na śmierć zginęło oprócz tych, co w pierwszym potkaniu, póko ich nie przełamali; ale nasieczono gwałt, z koni pospychano, z sukien, z pancerzów poodzierano na sromotę, drugich kańczugami cięto i tak z nich piechotę uczyniono i wolno do króla puszczono; starszyznę jednak, rotmistrzów, pułkowników, pobrano. Czego winszując panu Lubomirskiemu frant jeden, towarzysz Putoszyński , tak mówi: „Miłościwy dobrodzieju, więcej nam Pan Bóg daje nad to, niżeliśmy go prosili.” Spyta Lubomirski: „Jakże to?” Odpowie ów: „A to prosiliśmy zawsze: Da pacem, Domine! da pacem, Domine! my prosili o jednego, a Pan Bóg nam dał piąci Paców.” Bo między więźniami pięć samych Paców było, a wszystko oficerów znacznych. Bo to natenczas był Pac kanclerz, Pac hetman, Pacowie biskupi, to się promowowali. Chorągwie, kotły pobrano; drudzy też chorążowie na mury mnichom chorągwie podawali, a potem je nazajutrz wykupowali. Tak tedy po owej chłoście i bitwie, którą związkowi dali Litwie, wybiwszy nas, znowu nam zdrajcy poczęli uciekać, a my ich znowu gonić. A tu woły, krowy beczą, snopy, kopy lecą. Udali się nam ku Wielkiej Polszcze, a my też radzi: „Postój, złodzieju! Napędziemy cię teraz w kąt, już się nam nie wymkniesz, albo pewnie przez Bałtyckie Morze musisz pływać do Szwecyjej, a my przy tej okazyjej zażyjemy wielgopolskich agnuszków i tłustych gomółek!” Kiedy już z dobrą nadzieją dogrzewamy im i spodziewamy się tu gdzie koło Odry albo koło Bałtyckiego Morza związać ich, aż się oni jakoś wymknęli bokiem. Przyjdzie wiadomość, że już Lubomirski i z związkami w tyle; dopieroż my zdesperowawszy, że ich już ugonić niepodobna, nuż z nimi traktować o pokój, a po staremu my się gonili a traktowali. Właśnie to tak jak ów rybak, który nałowiwszy się po morzu, nic nie mógł dostać, zmordowany usiadł nad brzegiem, wziął piszczałkę, począł bardzo pięknie grać tusząc sobie, że na owę jego melodyją wyjdą ryby na piasek i nabierze ich sobie, co potrzeba. Odpocząwszy sobie, już przed samym wieczorem zarzucił znowu sieci; ryba też podobno z inszych miejsc nastąpiła. Wyciągnął ryb dostatek, które skoro poczęły według swego zwyczaju w sieci skakać, on, wziąwszy kija, jak bije, tak bije, mówiąc: „Wszak ja wam pięknie grał, a nie wyszłyście na taniec, a terazeście się rozskakały, kiedy wam nie grają?” — pobił, potłukł i w wór potkał. Tak właśnie pan Lubomirski z swymi związkami. Pozwolilić oni na te traktaty i nazwali je palczyńskimi, ale nie dowierzając tej piszczałce i widząc, że to modulamina suspecta, odstąpili ich, bojąc się, żeby w matni nie być. Goniliśmy się tedy, póko nam pory stawało; potem rozeszliśmy się na stanowiska, żeby się na przyszłą lepiej przygotować kampaniją.