Pod-dasze – wnętrze założone księgami – okna dają na zieloność, ale nieco są przysłonięte – ranek.
MAK-YKS
przerywając czytanie
Oto pierwszy promień, z tych, co rażą…
Posuwa zasłonę w oknie.
Jakby jedne były nam znajome,
Drugie obce – i te szły w szyby,
Jak ktoś obcy, lub obcych zwiastujący…
Zatrzymując się u okna, porzuca nieco chleba.
Ci – swoi – zowąd… powietrzni bracia,
Którym ostatnia chleba starczy kruszyna,
I jeszcze są za nią szczebiotliwi…
Wracający, i nadlatujący…
– Nie wzięli mnie nigdy więcej czasu,
Ani życia więcej, niż ile dałem!
Wracając do czytania
Ptaszek taki odlata z kruszyną chleba
I nie pozostawia chwili bólu –
Godziny wstrętu – dnia cierpienia –
Roku niewiary w społeczeństwo!
– Przybył i odszedł w lazur oka
Niebieskiego – – jak mimowiedna łza
Ludzi dobrych…
– podobnie płaczącą
Raz dostrzegłem JĄ… PRZYCZYNY NIE WIEM.