Pierścień Wielkiej Damy – Akt I – Scena Szósta

SZELIGA

Rozrzewniła mnie doprawdy!… Człowiek,
Nieraz się ubrawszy od stóp do głów,
Odprawia pielgrzymki nie najbliższe,
By wreszcie usłyszał rozmowę MDŁĄ.
Gdy, oto tu, schylona staruszka,
W prochy ziemi nawykła poglądać,
Diamentowym słów światłem darzy! –

Głęboko

Zaiste! tylko podróżnik umie
Podróżować i we własnych stronach –
Monumenta odkrywać, lub czynić
Nie znane dla innych spostrzeżenia.
(Dlatego to może Anglik, który
Podróżuje najdalej, i często,
NAJORYGINALNIEJ ZOSTAŁ SOBĄ!!…)
– Rzeczy, obok których bliscy, co dnia,
Opierają swe rubaszne łokcie,
Uderzają wzrok mój – budzą mój słuch –
Podróżuję wciąż i wciąż… jak w Syrii!

Słychać kroki na schodach

Cyt! nadchodzi ktoś, szemrząc do siebie,
Jakby sprawę toczył z każdym schodem.

MAK-YKS
W głębokim monologu

Zaiste że – ja wracam DO SIEBIE. –

Z dwuznacznością

Lecz zostaje mnie jeszcze wiele piętr,
Wyżej coraz! – aż gdzie posiadłości
I samego Durejki!… kończą się…

Z krzywym uśmiechem

Wielkie szczęście, że glob jest w przestworzu,
Którego nie pomierzyła Ludzkość –
Wielkie – tak, jak otchłań!… i jedyne.

SZELIGA
półgłosem ns.

(Cokolwiek bądź ta staruszka mówi,
Lepiej jest ostrożnym być zosobą–)

MAK-YKS
wchodząc powoli

Miejsce, widzę, że już mnie odpycha!

Nie poglądając w stronę Szeligi

Obmierziono mnie nawet i okno – –
Tak że odwracam się odeń – nie chcąc
Ani dnia światłości, ani księżyca.

Do siebie

Po-tylekroć TAM byłem… i OWDZIE,..
Lecz na próżno!

*

– acz wiem o tym pewno,
Że ani mnie MYŚLANO zaniedbać…

*

Tak – pewność jest o słońcu, iż wstanie,
Ani wątpimy o nim – wszelako –
Bywa, iż mróz zniweczy wszystek kwiat,
Niźli wiosenne powrócą tchnienia – –
Zajdę jeszcze, zajść muszę – jeszcze raz!
O synu Salome mówić z NIĄ będę –
Nic – o sobie…
– zbieg różnych ironii
Ściera osobistość – chcieć się nie chce!

Przysiada u stosu ksiąg.

Nieszczęście psowa wolę-czynu,
Zamieniając ją w szał… lub atonię –

*

Szczęście – niemniej wpływa na uczucia,
Czyniąc ludzi tępych i leniwych…

*

Tamte i te, zarówno psuć mogąc,
Sąż niedolą? lub – dolą człowieka?…

Wstaje

Przyjdzie wreszcie i kierunku nie mieć.

*

Przyjdzie – powoli stąpać przed siebie,
Jakby za pogrzebem swego serca
Ktoś idący z własną piersią próżną…

*

Więc!… z pogodną twarzą!…

SZELIGA
uważnie

(To po prostu
Nieszczęśliwy wielbiciel!…
Któż ode mnie
Więcej winien mieć dlań względności!)

Dając się słyszeć przybyłemu – do Mak-Yksa

Po sąsiedzku, witam!

MAK-YKS

Nie wiedziałem,
Że już po sąsiedzku – lecz przepraszam.

Pozierając dokoła

Wszystko widzę tak przygotowanym,
Iż zrobi się tu próżnia… lada dzień…

Robi ruch ręką około siebie i mówi ns.

(Pono że uniosłem… przedmiot główny…)

SZELIGA

W AMERYCE nie izdebka taka,
Ale Salon w każdym bywa domu,
Dla zamieszkujących równie-spólny!
– Swoich gości każdy w nim przyjmuje,
I nie wadzi to nikomu – wcale –

Poufnie

To jest także postęp społeczności!

MAK-YKS

EUROPA się wystrzega próżni,
Jak chemiczny-proces…

SZELIGA
męsko

Stąd też wiele
Istot, które się nie-rozłożyły,
Lub nie odebrały sobie życia,
Przechodzi przez inną śmierć – cywilną,
Czyli: wy-ojczyźnia się na stałe…
– A z takowych to zmartwychpowstańców,
Co pomiędzy siebie i spomnienia
Szeroki Ocean rozesłali,
Utworzyła się nowa-społeczność.

*

Irlandczyków! iluż tam uchodzi
Od swego szmaragdowego kraju!…

Spostrzegając się

Lecz pana przepraszam – nazwisko twe
Pochodzi z Irlandii albo Szkocji?…

MAK-YKS
zimno

W kraju każdym są różne nazwiska,
Zwłaszcza dawne – z zatartych kart dziejów,
Zaś pochodzę ja, zaprawdę, z owych,
O których mówiliśmy pierwej,
Składowych ciał, nie wytrzymujących
Parcia chemicznego Europy…
– Zeznania posuwam do szczegółów
Z powodu, iż mnie pan o nie pyta.

SZELIGA

Przywykłem w podróżach przerzucać się
Z miejsca w miejsce i z tej treści w ową,
Skracając czas przez nabytą baczność.
Dlatego więcej coś panu powiem,
Dalej posuwając się:

Wyciągając rękę

Służby me
B Bez-zawodnie ofiaruję panu,
Gdyby jego stałą myślą było
W za-oceanowy odpłynąć świat.

Smętnie

Nie ku temu, zaiste, zbiegłem glob,
By sobie zgromadzić fotografy!
Wiedza wkłada obowiązki: ludziom
Jej udzielić i siebie winienem.

MAK-YKS
serdecznie

Mówiących tak jak pan słyszę rzadko…
Ale jest źle podawać się chwili –
Iż są… w których nie samą Europę,
Lecz ziemski glob opuściłby człowiek!

Podając rękę i przyjmując

Wszelako – przyjmuję najzupełniej
W danym-razie tę bratnią łaskawość.

SZELIGA
podobnież

Gdy wypadnie zażądać tej ręki,
BĘDZIE SŁUŻYĆ…

Poważnie

Zważałem, iż dotąd
Społeczeństwo jest tak postawione,
Że: zarazem zarabiać i kształcić się
Do niedalekiego można stopnia!
Przyczyna, dla której są uciski!
Prawie że moralność dotyczące!

MAK-YKS
ze szczególnym uśmiechem i różno-znacznie

Dotąd!… dziwiłem się, że pan za dnia
Spostrzeżenia robi…

SZELIGA
bystro

Pojmuję żart:
Świat należy i o dniowym świetle
Badać – i promieniom tym słonecznym
Niekoniecznie ufać…

Obojętnie

– ja, na teraz,
Badam raczej położenie okien
Lub podróżnych lunet przecieram szkła,
Ku czemu wszelakie światło służy.

MAK-YKS
obłędnie

Dla mnie także… o! panie… okna te
Swą osobną mają tajemniczość…

SZELIGA
żywo

Rzeczywiście??… i jaką?

MAK-YKS

Rzecz drobną –
Szczegół mały!…

SZELIGA
żywo

Niechże pan mnie powie – –

MAK-YKS

Arcydrobną rzecz.

SZELIGA
na stronie

(Miałżeby i on
Takimże samym być astronomem!)

Do Mak-Yksa stanowczo

Proszę z wszelką otwartością mówić,
Zwłaszcza że jego tu zastąpić mam;
Wszystko mówić proszę – –

MAK-YKS
wpatrując się w Szeligę

Niechże więc pan – – –
– Lecz, widzę go tyle!
Zaciekawionym!…

SZELIGA
zimno

To jest z przyczyny,
Że pojąć nie mogę… jakby… okna,
Nie-obejmujące nic szczególnie,
Prócz nieco przestrzeni…
Prócz – tych oto
Astronomicznych ledwo względów,
Mogły mieć dla osób dwóch interes!…

MAK-YKS
ku oknu

Przyjaciele moi… tam-mieszkają.

SZELIGA
przeraźliwie

A-a?!!…

MAK-YKS

– – gniazdka w tych drzewach sobie wiją.

SZELIGA
spokojnie

–A!…

MAK-YKS
opowiadając

– – różne są to ptaszki – wszystkie znam!
W okna te zlatują na dzień dobry…
Nawyknąłem chleb mój z nimi łamać;
Przeto – niźli sam wyciągnę rękę.
Myśląc o opuszczeniu Europy,
Niźli (mówię) sam będę jak oni –
Proszę za moimi przyjaciółmi!

Skromnie

Niewiele rzuca się im, tam i owdzie.

SZELIGA
wstając od okna

Rad bym jeszcze dziś zastąpić pana,
Lecz – zbliża się godzina…

MAK-YKS

Godzina
Odwiedzin i wizyt (nie z tej sfery
Gości, co zaiste że są mili,
Nie wymagający!… i pamiętni!…)

SZELIGA

Społeczny świat także ma swe obroty:
Przesilenia swoje i eklipsy…

Ku oknu

Oto!… jaki zaraz o tej porze
Ruch powozów przez ów rozstęp widać,
Zdałoby się, że właśnie zbudzone!
Albo że coś niezwykłego zaszło…
A to tylko godzina przyjmowań…

MAK-YKS
przyskakując ku oknu

Za łaskawego pana pozwoleniem,
Chwilkę spojrzę
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wychyla się-Szeliga za nim pogląda w okno.

SZELIGA

(On! nie ptaszków czeka…

Na strome i gwałtownie

Powóz Marii!… jej kolory…)

MAK-YKS
odbiegając od okna i wychodząc, do Szeligi

Żegnam.

SZELIGA
sam

Wątpliwości nie ma… że to jest ktoś
Na ścieżce tej samej, co Astronom…

Obłędnie

Pokazuje się wciąż, iż odkrycia
Nie są nigdy absolutnie-nowe!
I – że ja, który właśnie myśliłem
Być najtrafniej tu naprowadzonym,
Nie najpierwszy obserwacje czynię…

Przechadza się i zatrzymuje.

Tak!…
– lecz któż sprawdzić za mnie podoła,
Czyli nie moja to podejrzliwość
Gra tu moją myślą?… i samym mną?

Po chwili

Nie JEDEN TEN przecie mignął powóz…

Po chwili

Nie ONA tylko ma TE KOLORY…

Po chwili

Nie tylko JEJ wyglądają z okien…

Po chwili

I-nie jedna ona na ziemi jest!

Przechadza się i nagle

Nareszcie, ten młodzieniec…
-ten człowiek? –
Byważ w Świecie? miałżeby on znać ją?
Zdaje się to być niepodobieństwem!

Po chwili

Nie!… to podejrzliwość serca mego…

Nagle

Lecz – ta melancholia… chęć podróży
Poza Europę?… zrozpaczenie?…
Formy towarzyskie?… i znajomość
Natury naszego społeczeństwa?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie! człowiek ten zna ją… bywa u niej!

Ze zwątpieniem

Otóż są zaiste że zaćmienia
Świata moralnego…
Ach! Astronomie!!…

Głęboko

Umieć wzrok swój z-dłużyć poza oko,
Gdy się tegoż na wewnątrz nie umie –
Jest to: przez JEDNE, PŁASKIE patrzeć szkło!

Kurtyna zapada.
Koniec pierwszego aktu