MAK-YKS
w monologu
Pokazuje się, że jedna chwila
Zwątpienia – – że jedna porywcza myśl,
Chociażbyśmy zapomnieli o niej,
Przez dzień cały ciążyć jeszcze może!…
Obszukując ręką na sobie
Pistolet ten trąca się o meble,
Jak zbyteczny!
Jedząc
– byłem czczy, istotnie,
Ciało zamierzało sobie skończyć…
Do siebie z uśmiechem
Słusznie Byron mówi: że odwaga
Mężów starożytnych po wielokroć
Od strawności dobrej zależała!…
Donośnie
Wybrzmiewa to jak cynizm… komu?… im,
Którzy, na tragedię patrząc z dala,
Nie zbliżając się do Fatum nigdy
I nie dotykając palcem bożków,
Przez to właśnie są bałwochwalcami!
SĘDZINA
żwawo wchodząc
Weź pan koszyk i idź fanty zbierać!
Jak można być tyle materialnym?
Tam bawią się; a pan je i pije,
Najszczęśliwszą tracąc okoliczność…
Dobitnie
Tu panny są z całej tej prowincji,
Jako bukiet pięknie uzbierany,
Żony przyszłe, matki, gospodynie,
Co podzielą kiedyś zgon i tryumf…
Reputację niech pan sobie zrobi
Jak młodzieniec miły i do rzeczy,
A lat wiele mówić jeszcze będą
W domach wszystkich, jak stu-gębna-sława
(Że wyrażę się attykiem znanym),
Będą mówić: „Mak-Yks jest do rzeczy,
Przyzwoicie mógłby się ożenić…”
Weź pan koszyk i fanty idź zbierać!
Jakby czuła matka, to mu radzi
Durejkowa, z Chrześcijanki sercem!
MAK-YKS
Służę pani – co zaś do jej uwag,
Myślę, że są dla ludzi szczęśliwszych.
SĘDZINA
Człowiek sobie szczęście sam urabia!
MAK-YKS
O! nie, pani – – podróżnik, jeżeli,
Kurzem biały od stopy do czoła,
Znosi spiekę… chłodzi go cel drogi
I ze samych znużeń on szczęśliwym –
– Lecz co pani powie o tym drzewie,
Usadzonym przy publicznej drodze,
Którego najlżejszy liść i pączek
Przez całe dnie ostry kurz wapienny
Warstwą bladą piasku osypuje? –
Czym? pociesza one swą zieloność,
Na mimo-idące patrząc koła
Jak na koło jedne swej tortury,
Miotające nań tłoczonym pyłem
I zawracające je do ziemi
Przez każdego listka ciągły pogrzeb…
SĘDZINA
Czemu pan kawałków nie tłumaczy
Do deklamowania dla panienek?…
MAK-YKS
Później o tym – idźmy fanty zbierać.