Pierścień Wielkiej Damy – Akt III – Scena Szósta

SZELIGA
Spostrzegając bladość na licach Mak-Yksa

Panie! wszyscy są zajęci trafem,
Pozwól, abym Człowiekiem się zajął:
Czy nie chcesz doktora?…

HRABINA
nie podnosząc się z siedzenia

Zaraz – obok –
Jest mój Miłosierny-szpital – – doktor
Tam zostawa zawsze – a może być,
Że i sam Prowincjał…

Przez ramię swoje i siedząc

Co ty cierpisz??

Stary-Sluga wnosi pierścień na tacy i stawia na małym stoliku przed Hrabiną, która nie wgląda w to.

MAK-YKS
do Szeligi

To jest nic… przysiędę ze znużenia –

Przysiada

Czczy byłem… te złamki – jadłem szybko…

*

A czułem zbyt… lecz… stało się wszystko.

Do Szeligi

Tylko jeszcze – dwa słowa do pana…

Szybko i poufnie

Twą porękę przyjmuję – – odpływam!
Tu od jutra znieważonym będę.
Wieść dawno już krąży niewstrzymalna,
Skoro tak i sam twierdzi urzędnik,
Dostatecznie we względzie tym świadom!

Po chwili

Zresztą: strute mam serce… i wesołość…
Poniekąd z-użyty czas i zdrowie –
Pozostało imię… te – osławią…

HRABINA
poruszając się z siedzenia

Mak-Yks! ze mną pierw wszędzie pojedziesz,
Do każdego z Domów w okolicy,
I gdzie zwyczaj bywać na przechadzce,
Ażeby cię obok mnie widziano
Jak bliskiego, którego poważam –
– Nadto jeszcze, sama cię przedstawię,
Żebyś został Członkiem-Komitetu
Do wieczystej zapisanym księgi
W naszym Towarzystwie-Miłosiemym.

MAK-YKS
szukając kapelusza

Ja – jestem nim… jestem Chrześcijanin!

HRABINA
milcząc podnosi się – bierze pierścień i idzie do krewnego swego

Mak-Yks! ja ci ten pierścień – tak jak jest
Włożony na moją rękę prawą…
Ja – ci – tak – go daję… ludzie zamilkną!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Słyszysz? – jakie milczenie stało się –

MAGDALENA
prawie klękając

Mario! o całą kobiecość jesteś
Wyższa od siebie samej – od dawna
Przeczuwałam cię…

HRABINA

Mak-Yks! odpowiedz…

MAK-YKS
z ukłonem

Pani! BRYLANT twój mnie „darowałaś”,
(DOPUSZCZAJĄC, ŻE SIĘ PRZY MNIE ZNAJDZIE…)

* * * * * * * * * *

HRABINA

Nie-przytomną byłam!!… lecz na teraz
Nie sam daję ci pierścień – odpowiedz!

MAK-YKS

Pod naciskiem skandalu twa ręka
Gdziebykolwiek skłonić się raczyła,
O! pani – – czyliżby niesła z sobą
Najdroższą rzecz, to jest: wolę wolną?…
– Skandalowi? – miałżeby twój przyszły
Winnym być to, co rad dłużyć tobie?…

Po chwili

Nie – o! pani – ja w błąd bym cię wewiódł,
Może bym i zdradził – jak ów, który
Podałby się za strzelców-książęcia
Dlatego że właśnie, gdy on celił,
Piorun odbił sokołowi głowę –

Po chwili

Nie! o pani – szlachetna kuzynko,
Wysoko się mylisz, lecz mylisz się:
Szczytność dlatego właśnie jest szczytna,
Iż przypadkiem się nie otrzymuje,
Z niebieskiego ona idąc źródła,
Samo-tchnienną i wolną jest zewsząd.

*

Spaniałym?… któż przez konieczność bywa?
Jeśli nie oszukujący wolę własną,
Która w odwet omylą go z czasem?…

*

Mężczyzna, który by na razie
Przyjął tak ponętny nadmiar serca,
Okazałby się tylko zręcznym… Ja,
W Epoce tej… w dziewiętnastym-wieku,
Nie raczyłem się w zręcznościach ćwiczyć.
Owszem – bywałem niezgrabnym – często!
Niezgrabnym być – może przenosiłem:
Czemu?… niech ZROZUMIE… kto jest w STANIE!

HRABINA
groźnie

Słuchaj! mężczyzny to jest rzeczą
Zamieniać doraźne wzniosłe chwile
W potoczysty i równy ciąg życia.
Lecz jeśli ty zbyt słabym jesteś –
Mężczyzną jeżeli jesteś nie dość,
By takowy podjąć obowiązek –
Ja – go – spełnię.

MAGDALENA
z zapałem

Mario! jesteś wielka!

SZELIGA
do Hrabiny

Pani! pozwól, bym twemu krewnemu
Danego mu słowa nie dotrzymał –
Obiecałem mu albowiem podróż
Do Nowego-Świata, za Ocean.
– Obietnicę tę na teraz cofam!

Do Mak-Yksa

Słowo złamać – panie! – jest boleśnie.
Ja przyjmuję następstwa… złamałem.

HRABINA
patrząc w oczy Szelidze

Prawda! – panie – że to trud niezwykły,
Co w tej chwili zrobiłeś i robisz:
(Dla kogokolwiek bądź to podjąłeś)
Szlachetnym jesteś dwakroć, gdy łamiąc
Słowa twe, zostają ci bez skazy.
Chwilkę czekaj, nim ci podziękuję.
Hrabio! – krewnego chcę pierw zapytać
O odpowiedź na teraz niezbędną…

Przystępuje do Mak-Yksa i bierze go za ramię.

Mak-Yks! czy mnie nie kochałeś nigdy?

MAK-YKS
kłoniąc się do jej stóp

Na tak wielką odległość… i coraz,
Coraz to niemiłosiemiej większą –
Że, zaprawdę, nie wiem, czyli równie
Pod stopami naszymi w Oceanii,
Lub gdy Konstelację-Krzyża ujrzę
Spod obcego żaglu… nie wiem… czyli
Tenże sam co tu, i co w tej porze,
Nie połączy nas promień…
Istotnie:
Oddalony – zawsze byłem bliskim!
Aż spomiędzy nas miejsce ubiegło,
Aż za miejscem czas poszedł…
Doprawdy
Tych, co kochają tak, lub nie ma dziś,
Lub nie z tego są świata…

HRABINA

Nie!… oni,
Właśnie oni, są ludźmi…

Pokazując palcem na Mak-Yksa

On mówi
O świętego węzła tajemnicy,
Choć, co mówi?… nie wie…

Do krewnego

Ty tak mówisz,
Jak, przed Chrześcijaństwem, wielcy ludzie,
Albo ludzie cierpiący-wiele, mówili
Chrześcijańską-myśl wargami-błędu:
Ty – prawdziwie mnie kochasz…

SZELIGA, MAGDALENA, WSZYSCY

Onaż to??

Mak-Yks jest u stóp Hrabiny, obie jej dłonie uściskując.

HRABINA
do Magdaleny

Magdaleno! ręki mojej uścisk
Oddaj Hrabi…
– me obiedwie dłonie
Zbyt są mocno zajęte w tej chwili.

ANIELKA I DZIEWECZKI
wbiegając

W pierścień, w pierścień! albo fanty sądzić!

HRABINA

Mój – już nie mój…

MAGDALENA

A mój się mnie znowu

Gdzieś zapodział, i nie warto szukać…

Ognie sztuczne błyskają.

Ale – patrzcie… w niebie dwa pierścienie,
Brylantowe całe!

WIELE OSÓB
ku werandzie

Całe jak z gwiazd!!

DUREJKOWA
patrząc przez lornetkę

Fikcja wyśmienita!…

SĘDZIA
doskakując do żony

(Kto jest miłującym narodowość,
Nie używa fikcji… lecz udania…)

PIERWSZY Z GOŚCI

Udanie-ogniste!… ani słowa.

WTÓRY Z GOŚCI

Ani słowa!… że nie ma co mówić…

Kiedy wielość, odwrócona w stronę głównego wnijścia na werandę, podziwia ognie. Sędzia w głębokim monologu na przedzie sceny.

SĘDZIA
sam

Wszystko to coś jak w komedii – która
Moralny ma sens, gdy się ją zbada:
Któż albowiem sprawił to?… kto? – proszę –
Pierwszym stał się powodem… kto tu jest
Sprężyną? – czyli zrządzenia energią?
Czyli osią?… a kto jednak NIGDY
NIE MA SOBIE NIC DO WYRZUCENIA!
Że – nareszcie attykiem już spytam:
Ex-machiną!… któż tu jest??…

Po chwili

Durejko!!

Kurtyna zapada właśnie w chwili, w której Durejko sam sobie stara się ukłon oddać.
Koniec aktu III-o i ostatniego