Opowiem teraz historię jak to się stało że Robinson upiekł chleb.
Robinson jeszcze raz przeszukał swoje kieszenie. Kiedy zobaczył że w kieszeni ma jeszcze coś. Był to woreczek z ziarnem a dokładnie z jęczmieniem. Robinson wyrzucił go na morze, stwierdził bowiem że jest mu niepotrzebny. Po tym, wziął się do pracy. Minęło kilka dni od wyrzucenia ziaren. Fale obijające się o skały wyrzuciły na brzeg ziarna. Te zasiały się i zaczęły kiełkować. Po kilku już dniach wyrosło żyto. Robinson kiedy to zobaczył stwierdził że to Bóg zesłał mu z nieba ten jęczmień ale, to nie była prawda. Zdał sobie sprawę że na wyspie znajdują się ptaki które mogą zjeść mu to żyto więc, przykrywał go czymś. Pewnego dnia Robinson przyszedł wraz z Pollem po to aby zgnieść ziarna kamieniem. Na początku mąka miała kolor czarny ale, później nabrała koloru. Pomyślał że do zrobienia chleba będzie mu potrzebny piec ale, w takich warunkach oddany sam na siebie nie będzie to łatwe. Wtedy wpadł na pomysł. Wykopał wąska, podłużną jamę, dno i ściany wyłożył płaskimi kamieniami szpary uszczelnił gliną. Następnie rozpalił w niej ognisko. Wystarczyło mu już tylko czekać. Po paru godzinach wyjął masę którą był chleb. Był płaski i ciężki. Robinson z wielką radością podniósł chleb do ust i ugryzł pierwszy kąsek.
Jak bym była na takiej bezludnej wyspie to nigdy nie potrafiłabym zrobić chleba. Ale jak widać wystarczą chęci a to jest połową sukcesu.