Kiedy by kogo Bóg był swymi słowy
Upewnił, że miał czasu wszelakiego
Strzec od złych przygód jego biednej głowy,
Miałby przyczynę żałować się swego
Nieszczęścia, płacząc, że mu się nie zstało
Dosyć tak zacnej obietnicy Jego,
Ale że Bogu z nami się nie zdało
Tak postępować, prózno narzekamy,
Że się co przeciw myśli nam przydało.
Wszyscy w niepewnej gospodzie mieszkamy,
Wszyscyśmy pod tym prawem się zrodzili,
Że wszem przygodom jako cel być mamy.
Na tym rzecz wszytka, żebyśmy nosili
Skromnie, cokolwiek na człowieka przyjdzie,
A w niefortunie nazbyt nie tesknili.
Płacz albo nie płacz, z drogi swej nie zidzie
Boskie przejźrzenie; prózno się kto zdziera:
Niewola ciągnie, choć kto nierad idzie.
Nadzieja dobra serca niech podpiera,
Zaż to, że źle dziś, ma źle być i potym?
Jedenże to Bóg, co i chmury zbiera,
I co rozświeca niebo słońcem złotym.