Pieśń Tyrteja

Czemuż… ich pieśni już tak mało pewna
Treść — i skażonej całości?
Lutnie ich czemu… z łomliwego drewna,
A nie ze słoniowej kości?
— Ta ich łomliwość czemu jednak rzewna?
Spyta mię serce, łzom żyzne:
Wygnana, oto, wdzięki swe królewna
Kryje w poziomą pstrociznę!

I ów, co boski duch na dziejów karty
Bierze, jak orzeł na skrzydła
Słońce, Poeta! — czemuż nie pożarty
Przez lwy… lecz stłoczon od bydła?…
— Orfeusz czemu mógł piekielne larwy
Zebrać na strunę, jak pyły,
I zatrząść nimi, nie zmieniając barwy
Słów — ni poniżając siły?…

Furiom wspaniałej nie zabijał Ody
Na hekatombę piekielną,
Choć szedł po żonę urodziwą, młody,
Śmiertelny szedł po śmiertelną…

Gdy ty, co śladem tak zacnym ozutą
Nogę, jak w złotym koturnie,
Na popiół stawisz Erebu, jak dłuto,
Miękkiej dające kształt urnie —
Choć bóg piekielny niegroźnym już bóstwem
Tobie, przed tobą zjednany:
I ty — w purpurze (która jest ubóstwem) —
Ty — król — ty! — czemuś poddany?…

Cedr nie ogrody, lecz pustynie rodzą:
Próżnia — kołyską olbrzyma…
Eginej!… wielcy poeci przychodzą,
Gdy poetów wielkich nie ma…

Lecz dziejów karta ma niejedną stronę:
Jest słowo z brzmienia, jest z ducha;
I bywa z dachów poetom głoszone,
Co powiedział wieszcz do ucha.