Lucyfer jak co wieczór ułożył się przed kominkiem. Było mu ciepło i wygodnie, mógłby tak spędzić całą noc – tak też zazwyczaj robił. Żar bijący z paleniska i gruby dywan, na którym kot sypiał całkowicie wystarczyły mu do szczęścia. Powieki zaczęły mu opadać, a wraz ze snem nadeszły wspomnienia.
Lucyfer przypomniał sobie noc – taka jak ta, lecz przed piętnastu laty. Był wedy bardzo młody, spragniony przygód i wolności. Okno było otwarte, a kot po prostu nie mógł się powsrzymać od poznania świata. Wyskoczył.
Był bardzo zwinny. Przeskoczywszy płot przebiegł kilka przecznic, gdy natknął się na równie młodą jak on kotkę.
– Nie znam cię – odezwała się pierwsza – a myślałam, że znam wszystkich w tej okolicy. Kim jesteś?
– Nazywam się Lucyfer – odpowiedział.
– Och. To miło – wstała i już odwróciła się by odejść, ale kocur ja zatrzymał:
– Poczekaj! Jak masz na imię? Do kogo należysz?
– Należę? – zawróciła i podeszła tak blisko, że niemal stykali się nosami – Posłuchaj kolego. Ja nie mam imienia, a należę do siebie. Ty naprawdę wierzysz, że jesteć czyjąś zabawką?!
– To chyba oczywiste? – oznajmił z wyższością – Jeśli nie chcesz tego zaakceptować, trudno, ale tak po prostu jest!
– Biedny jesteś – stwierdziła, patrząc z politowaniem – żal mi cię. Zrozum, Lucyferze – spojrzała mu w oczy – to nie my należymy do ludzi. To oni nam służą! Czy widziałeś kiedyś kota karmiącego człowieka?
– No… nie.
– Widzisz! Gdybyśmy chcieli, sami byśmy coś upolowali. Zapamiętaj moje słowa: ja zyję sama i dla siebie. ty w zamian za jedzenie i ciepły dom dajesz im… no właśnie, co? Swoje towarzyswo, mruczenie, miękkie futro, które moga głasak to drobiazgi. Są naszymi niewolnikami, i to z własnej woli – po tych słowach odeszła, ani razu nie oglądając się za siebie, a kocur nie próbował jej zatrzymać.
Lucyfer otworzył oczy, sen odpłynął. Obudził go grzechot jedzenia wsypywanego do miski. Podniósł się ospale i ruszył w kierunku kuchni, uśmiechając się w duchu. Bezimienna kotka miała rację. Ludzie są niewolnikami.