Powrót posła – Akt I

SCENA I

Jakub i Agatka

JAKUB
nakrywając stolik

Jejmość panna Agatka niech się trochę krząta.
Już to będzie podobno godzina dziesiąta,
Śniadanie czy gotowe?

AGATKA

Od samego ranka
Kłócę się; zwarzyła się dwa razy śmietanka.

JAKUB

Żal mi ciebie, Agatko… Jakże się masz? zdrowa?

AGATKA

Dziękuję ci; herbata i kawa gotowa,
Lecz cóż – Imość śpi, Pan się dopiero przebudził.

JAKUB

Pan Starosta ich wczoraj tak do późna znudził.
Jak zaczął to o sejmie, to o wojnach bajać,
Ze wszystkimi się sprzeczać, wszystkich kłócić, łajać,
Gęba się nie zamknęła przez całą wieczerzę,
Powywracał butelki, szklanki i talerze,
Na ostatek, chociaż mu nikt nie odpowiadał,
On jednak, zaperzony, jak gadał, tak gadał;
I dopiero, jak postrzegł, że już wszyscy spali,
Ze świece gasły, przecież mrucząc, wyszedł z sali
I na schodach dokończył ostatka swej mowy.
Prawdziwyż to gaduła!

AGATKA

Potrzeba zajść w głowy
Z takimi natrętami! czyli Boska kara!
Prawda, że się wybornie dobrała ta para.
Bo i żona Starosty przednia w swym gatunku.
Wszystkich znudziła, wzdycha, w ustawnym frasunku,
Zawsze narzeka; nie wiem, co siedzi w tej głowie!
Bóg dał piękny majątek, honory i zdrowie,
A zawsze nieszczęśliwa; we dnie spać się kładzie,
A całą noc się tłucze w dzikiej promenadzie
Płacze, patrzy na miesiąc, gada do obłoków,
Wzywa jakichściś cieniów, jakichściś wyroków.
Starosta się z nią żeniąc musiał być szalony.
Ach, co to za różnica od nieboszczkiej żony!
Już teraz takich nie ma: to, to pani rzadka,
Co to za gospodyni, jaka dobra matka!
Jak córkę swą kochała!

JAKUB

Pewnie, że dzisiejsza
Mniej od pierwszej rozsądna, lecz za to modniejsza
Byłaby z niej zrobiła pocieszne stworzenie!

słychać za teatrum trąbkę myśliwską

AGATKA

Ale co to za hałas, co to za trąbienie?

JAKUB

To zapewne Szarmancki wyjeżdża na łowy.

AGATKA

Ten sowizdrzał dom cały przewrócić gotowy.
Co też on nie wyrabia! gada bez pamięci,
Lata z kąta do kąta, wierci się i kręci,
Każdą zaczepi. Ja mu nie mogę darować,
Wczoraj na schodach chciał mię gwałtem pocałować;
Jam się od tej napaści, jak mogła, broniła,
Nareszciem go ze złości za włosy chwyciła,
Lecz śmiech mię jeszcze bierze: uciekł przelękniony,
A w ręku mym się został warkocz przyprawiony.
Chcesz, to ja ci daruję tę zdobycz ogromnę.

JAKUB

Nie chcę, ja mu kawałka tego nie zapomnę.

AGATKA

Nie wiem, dlaczego trzpiot ten u naś przesiaduje.
Widzę, że Starościnie bardzo nadskakuje
I samemu Staroście; jeśli nie mylę się,
To podobno zamyśla o pannie Teresie.

JAKUB

Kto? on? niechże Bóg, broni: takowe zamęście
Przyniosłoby tej pannie ostatnie nieszczęście.
Któż by ją znowu oddał trzpiotowi takiemu?

AGATKA

On jej nigdy niegodzien.

JAKUB

Dajmy pokój temu,
Mówmy raczej o sobie: Agatko kochana!
Ja cię kocham, tyś do mnie trochę przywiązana,
Znasz mię już ód lat kilku; jestem państwu wierny,
Pilny w mych powinnościach, a choć zbiorek mierny,
To go pomnoży praca, staranie, a za tym
Będzie człowiek szczęśliwym, będzie i bogatym.
Prawda, że się w podległym stanie urodziłem,
Zawsze jednak poczciwym, rządnym, wiernym byłem.

AGATKA

Nie łudziłam się nigdy chciwością majątku,
Chcę słuchać mego serca i mego rozsądku;
Miałam znaczne dość partie; wszak wiesz, z tej tu włości
Starał się o mnie długo ów pan Podstarości,
Człek hoży, mający się wcale należycie;
Lecz jakiż los mię czekał, jakie smutne życie,
Mieć męża, co z urzędu daje ludziom plagi,
I na znak dostojeństwa i silnej powagi
Widzieć nad moim łóżkiem kańczug zawieszony!
Nie chcę, by kto od męża mego był dręczony,
Nie przypadł mi do serca urząd ni osoba-
Ten będzie moim mężem, kto mi się podoba;

bierze go pod brodę

A tak wiesz, jeźli do mej ręki masz już prawo.

oglądając się

Państwo nadchodzi, czas już pośpieszyć się z kawą,
Bądź zdrów!

SCENA II

Pani Podkomorzyna, pan Podkomorzy i Starosta

STAROSTA
prowadząc Podkomorzynę pod rękę

Com mówił wczoraj, powtarzam dziś rano.
Cóż, waćpani nie jesteś jeszcze przekonaną?

PODKOMORZYNA
z tonem sprzykrzonym

Jestem prawdziwie, milczę i wszystkiemu wierzę.

STAROSTA

Nie dosyć na tym, bo to zapewne nieszczerze;
Trzeba wchodzić w uwagi, przyczyny, powody,
Tym sposobem przyjdziemy do zupełnej zgody.
Otóż tak, powiedziałem wczoraj na wieczerzy,
Że ta wojna, która się wokoło nas szerzy,
Potrwa – może się mylę – ale mniej lub więcej
Potrwa – lat osiemnaście i dziewięć miesięcy;
Potem zgodzą się, jak się każdy już zmorduje.
Bo zwyczajnie po wojnie pokój następuje.

PODKOMORZYNA

Tak dotychczas bywało. Lecz siadajmy, proszę.

siadają, Podkomorzyna nalewa kawę, wszyscy piją, jeden Starosta, trzymając w ręku, mruczy pod nosem, na boku

Ach, jakie ja też nudy z tym człekiem ponoszę!

STAROSTA

Waćpani nie pamiętasz wojny siedmioletniej;
Właśnie wtenczas, gdy umarł syn mój małoletni,
Pamiętam, że trybunał sądziłem w Piotrkowie:
Kasztelan był marszałkiem, niech mu Bóg da zdrowie
Pani Wojewodziny sądziliśmy sprawę,
Nie wiem, o dożywocie, czyli o zastawę,
Kiedy przyszła wiadomość, że pokój zawarty.
Ja właśnie u Marszałka grałem wtenczas w karty;
Kazaliśmy dać wina, walnieśmy się spili
Za zdrowie Niemców, co się w owych bitwach bili
Otóż pożar i dzisiaj tak będzie ognisty,
Bo jak zważam gazety i z różnych miejsc listy,
Jak razem kombinuję przeszłe, przyszłe rzeczy,
Wojna potrwa i nikt mi tego nie zaprzeczy;
Jedne państwo upadnie, a drugie się dźwignie

PODKOMORZYNA

Ale, Starosto, kawa tymczasem ostygnie

STAROSTA
pije i gada dalej

Jak się wszystko skończy,a tak przewiduję-
I zobaczycie z czasem, jeżli nie zgaduję:
Cała ta długa wojna na tym się zakończy,
Że król pruski z cesarzem najściślej się złączy.
Anglia z Francją obronne uderzy przymierze.
Moskwa Krym cały odda, a Chiny Zabierze:
Szwed waleczny na zawżdy złączy się z Duńczykiem,
Turczyn zaś wszystkich mocarstw będzie, pośrednikiem

PODKOMORZY

Przyznać należy, że to systema jest nowe;
Względem mojej ojczyzny spokojną mam głowę,
Zawarliśmy z potężnym sąsiadem przymierze,
Jużeśmy dziś pewniejsi.

STAROSTA

Ja temu nie wierzę:
Polska nigdy się z nikim łączyć nie powinna;
Niech cicho siedzi, ale niech nie będzie czynna;
A jeżeli koniecznie o przymierze chodzi,
Niech się z dalekim łączy, co jej nie zaszkodzi.
Z Hiszpanią, Portugalią, nawet z Ameryką…

PODKOMORZYNA

Z Persami, Tatarami albo z Siczą dziką.

STAROSTA

Pewnie, że lepiej z nimi; pożytek stąd czysty,
Waćpani zawsze sprzeczna.

Wchodzi Jakub z listem

PODKOMORZY

Cóż tam?

JAKUB

Z poczty listy.

PODKOMORZY
odpieczętowawszy

A to od mego syna! Chwalebna ich praca
Zawieszona na chwilę i syn mój powraca.
Ciesz się kochana żono, dzisiaj go ujrzymy.

PODKOMORZYNA

Jakżem szczęśliwa! dawno już po nim tęsknimy.

PODKOMORZY

Jam nie tęsknił, gdy zadośćczynił urzędowi;
Dom zawsze ustępować powinien krajowi.
W nieprzytomności jego cieszyły mię wieści,
Że się wśród tych cnotliwych mężów syn mój mieści,
Co z przemocy i hańby kraj nasz wydobyli.

STAROSTA

Niedługo się tym wszystkim będziemy cieszyli;
Bóg wie, co porobiły sejmujące Stany,
Dlaczego ten rząd? po co te wszystkie odmiany?
Alboż źle było dotąd? a nasi przodkowie
Nie mieliż to rozumu i oleju w głowie?
Byliśmy potężnymi pod ich ustawami.
Tak to Polak szczęśliwie żył pod Augustami!
Co to za dwory, jakie trybunały huczne,
Co za paradne sejmy, jakie wojsko juczne !
Człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni.
Dziś się wszystko zmieniło i bardziej się zmieni:
Zepsuli wszystko, tknąć się śmieli okrutnicy
Liberum veto, tej to wolności źrzenicy.

płacze

Przedtem bez żadnych intryg, bez najmniejszej zdrady
Jeden poseł mógł wstrzymać sejmowe obrady,
Jeden ojczyzny całej trzymał w ręku wagę,
Powiedział: „nie pozwalam”, i uciekł na Pragę
Cóż mu kto zrobił: jeszcze, że taki przedni wniosek
Miał promocje i dostał czasem kilka wiosek.
Dzisiaj co kto dostanie? Nowomodne głowy
Chcą robić jakieś straże, jakiś sejm gotowy
Czyste do despotyzmu otwierają pole.

PODKOMORZY

Wskrzeszają mądrą wolność, skracają swywole.
Ten to nieszczęsny nierząd, to sejmów zrywanie
Kraj zgubiło, ściągnęło obce panowanie,
Te zaborów, te srogich klęsk naszych przyczyną.
I my sami byliśmy nieszczęść naszych winą!
Gnijąc w zbytkach, lenistwie i biesiad zwyczaju,
Myśleliśmy o sobie, a nigdy o kraju;
Klęskami ojców nowe plemię ostrożniejsze,
Wzgardziwszy zyski, było na całość baczniejsze.
Nieba zdarzyły porę, oni ją chwycili,
Ojczyznę spod ciężkiego jarzma wydobyli;
Walcząc wszystkie przeszkody gorliwą robotą,
Idąc przykładem króla i własną swą cnotą
Powracają porządek i sławę ojczyźnie.
Stokroć szczęśliwy, że choć przy późnej siwiźnie
Ujźrę, że Polska rządna i że poważana

STAROSTA

Wiem, że waćpanu każda przyjemna odmiana:
W księgach się tych dzikości wszystkich nauczyłeś,
W tych księgach, nad który, mi już oczy straciłeś.
Ja, co nigdy nie czytam lub przynajmniej mało,
Wiem, że tak jest najlepiej, jak przedtem bywało.
Równycheś sentymentów nauczył i syna,
Często w zdaniach tatunię. swego przypomina,
Pięknie się na dzisiejszym sejmie popisował!

PODKOMORZYNA
z żywością

W nieuczciwym go zdaniu nikt nie poszlakował.

STAROSTA

Nie wiem, czyli złe zdanie, czyli też uczciwe,
Może bardzo rozumne, ale niegorliwe!
Każdej rzeczy jakoweś zgłębianie z daleka,
To śmieszne jakieś względy na prawa człowieka,
To zawody sumienia, to delikatności,
To jakieś szanowanie świętych praw własności-
Za naszych czasów na to wszystko nie zważano,
Wszyscy byli kontenci, robiono co chciano,
Rozumiesz, że syn jego dokazywał wiele?
Raz się w tydzień odezwał lub we dwie niedziele;
Poseł gadać powinien.

PODKOMORZY

Powinien wprzód myślić.
W kilku zważonych słowach łatwiej rzecz jest skreślić
Niźli w rozwlekłej mowie, bez ładu i związku,
Być upartym – pozorem niby obowiązku.
Człek rozumny, co łączy światłu z przekonaniem,
Długu waży, niźli się odezwie z swym zdaniem:
Obstaje przy nim nie przez wrzaski przeraźliwe,
Nie dlatego, że jego, lecz że sprawiedliwe
Człek cnotliwy jest stałym, człek próżny upartym.

STAROSTA

Ja, co mówię i myślę sposobem otwartym,
Powiedam, że uparty człek zawsze wygrywa.
Świeży mam tego przykład: rok ledwie upływa,
Kiedy byłem na dziele Chorążego synów;
Najstarszy jak się uparł o kilka tam młynów,
Niesłusznie; prawda; cośmy się go naprosili,
I nie, i nie! Nareszcie bracia ustąpili-
Powiedzże waćpan teraz, że uparty traci.

PODKOMORZY

Wielki zaiste zaszczyt, że ukrzywdził braci.
Także waćpan takiego dopuściłeś działu?

STAROSTA

Mówiłem młodszym, żeby szli do trybunału,
Nie chcieli: Wolim cierpieć, niż z bratem się kłócić!
Niechże cierpią. Lecz chcąc się do pierwszego wrócić,,
Jakież waćpana zdanie o sejmie gotowym?
Czyli się to z rozumem może zgodzić zdrowym,
Żeby poseł w urzędzie był dwa lata trwale?
Sejm powinien być tylko o świętym Michale,
Nie więcej jak sześć niedziel, jak przedtem bywało

PODKOMORZY

I to wszystkich klęsk naszych przyczyną się stało;
W nierządzie i letargu naród zanurzony,
Raz we dwa lata sejmem bywał przebudzony,
Nie dlatego by radził, lecz żeby się kłócił:
W nieładzie wszystko zastał, w nieładzie porzucił.
Kraj ustawnych zaradzeń może potrzebować,
Te powinien w swym rządzie bez zwłoki znajdować.

STAROSTA

Bez zwłoki! to o sejmie nie można powiedzieć.
Dzisiejszy przez dwa lata nie przestał się biedzić,
I cóż ci prawodawcy dobrego zrobili?
Wszystko pozaczynali, a nic nie skończyli.

PODKOMORZY

Narody szybkim pędem do upadku lecą,
Lecz długo trzeba czekać, niźli się oświecą,
Nim się zwalczą przesądy, duch niezgód obłudny-
Nad wkorzenionym błędem tryumf światła trudny.
Czernić sejm ten już rzeczą stało się zwyczajną.
Nie zrobił tyle, co mógł, nikomu nie tajno.
Ale zważając, jakie znajdował trudności,
Za to, co zrobił, wiele winniśmy wdzięczności.
Nie podlegamy nigdy panowi obcemu.
Zważmy, czymeśmy byli lat tylko dwie temu:
Wewnątrz słabi, niezgodni, srodze uciśnieni,
U postronnych nie znani albo też wzgardzeni.
Dziś się sława narodu i powaga wraca,
Obywatel z radością podatek opłaca,
Przez wolny sojusz dawną świetność nam oddana,
Mamy dziś sprzymierzeńca, mieliśmy wprzód pana;
Wojska wzrastają, pełne szlachetnej ochoty,
Patrz na okryte zbroją cnej młodzieży roty,
Skarby złotem, zbrojownie spiżem napełnione;
Będą jeszcze dla Polski dni świetne wrócone,
Będą, byleby naród, cnotą zapalony,
Chęcią dobra ojczyzny z królem połączony,
Uwodzić się namowom przewrotnym nie dawał
I w zaczętej już pracy nigdy nie ustawał.
Niech każdy ma szczęśliwość powszechną w pamięci
I miłość własną – kraju miłości poświęci!
Z dawnym wyborem wkrótce nowy się połączy
Co pierwszy nie dokonał, to drugi dokończy;
Czynnie robiąc zaradzi powszechnej potrzebie,
Zyska szczęście dla kraju, a sławę dla siebie.

STAROSTA

Wszystko to piękne słowa i piękne nadzieje,
Lecz na te obietnice ja się tylko śmieję;
W tym rządzie skryta jakaś intryga pracuje!
Ja się na nic nie zgodzę, zaraz protestuję!

z pasją

A gdy zdanie waćpana sprzeczne z moim wszędzie,
Syn jego mojej córki pewnie mieć nie będzie.

PODKOMORZY

Cóż, sprzeczka nasza ma się tykać mego syna?
Żeśmy innego zdania, to nie jego wina.
Porywczo losem córki nie zechcesz rozrządzić,
Raczysz wprzód zięcia poznać i zdatność osądzić,
Najbardziej młodych osób zważyć gust, skłonności…

STAROSTA

Znam je już, dobrodzieju

SCENA III

Ciż sami i Lokaj Starosty

LOKAJ STAROSTY
oddaje bilet Podkomorzynie

Bilet od Imości

PODKOMORZYNA
czyta:

Bardzo jestem rozgniewana, że nie mogę udać się na przyjemne. Ich śniadanie: głowa źle mi robiła przez noc całą i koszmar! przeszkadzał mi zamknąć oko; jestem w strasznej feblesie, skoro będę lepiej, polecę w ręce kochanej kuzynki.

PODKOMORZY

Rozumie kto z waćpaństwa, co ten bilet znaczy?

PODKOMORZYNA

Kuzynka z francuskiego myśli swe tłumaczy.

PODKOMORZY

Głowa źle mi robiła? – co za wyraz nowy?!

PODKOMORZYNA

Znaczy la tete m’a fait mal francuskimi słowy

PODKOMORZY

Dziwić się nie należy, jeżli Starościna
Nie rozumie po polsku, nie jej to jest wina,
Ale tych raczej, co jej dali wychowanie,
Co wytworności dzikie powziąwszy mniemanie,
Gardząc własnym językiem i rodem, i krajem,
Chowają dzieci polskie francuskim zwyczajem
I taką na nie baczność od kolebki łożą,
Ze mamki i piastunki z zagranicy zwożą.
Któż ich do dalszej nauk doprowadza mety?
Madam, co gdzieś we Francji robiła kornety,
Albo włóczęga Francuz. I cóż stąd wynika?
Młodzieniec zapomniawszy własnego języka
Obcym nawet źle mówi i gdy wiek ubieży,
Uczyć się musi, co do Polaka należy,
Bo dotąd wskazywane mając obce wzory,
Wie dobrze, kto jest Vestris, nie wie, kto Batory.
Powszechniejsza jest we płci niewieściej ta wada:
Wychowanie ich z zalet pozornych się składa.
Więcej powabów niźli obyczajów liczą;
Schowane, żeby były pożycia słodyczą,
Nagrodą cnych postępków i skromności wzorem.
Nie – przekładają obcych śmieszności iść: torem.
Wlały w nie wiele nauk ich nauczycielki,
Prócz powinności żony i obywatelki.
Tak wszystkim trzymając się obcego zwyczaju
Widziemy cudzoziemki we własnym naszym kraju

PODKOMORZYNA

Wyznajże, przyjacielu, żeś nazbyt surowy.
Znajdują się w naszym kraju białogłowy,
Co umieją szanować święte stadła związki
I pełnią dobrych matek i żon obowiązki.

PODKOMORZY

Wiem, że są takie; samaś waćpani dowodem.
Wiem, że są znakomite i cnotą, i rodem,
Co żyją skromnie, kraj swój nad wszystko kochają,
Obywatelskie cnoty w synów swych wpajają.
Wdzieliśmy, jak idąc Rzymianek przykłady,
Dzieliły z nami chętnie publiczne nakłady,
I z skroń pozdejmowawszy przepyszne ozdoby,
Oddały je ojczyźnie: takimi sposoby
Niewiasta w wolnym kraju chwały dostępuje.
Takich ja obyczaje i cnoty szanuję,
Lecz ganić nie przestanę nierozsądne matki,
Co, łożąc na swe córki majątku ostatki,
Dają im wychowanie wykwintne i modne,
Lecz z życiem, co wieść mają, bynajmniej niezgodne
Cóż dalej? miasto czuwać nad rządem domowym.
Głowę nabitą mając dymem romansowy,
Dzikie jakieś pojęcie nabywszy o szczęściu,
Nie znajdują go w ciszy i słodkim zamęściu;
Idą za tym rozwody, skargi, narzekanie:
A wszystkiego przyczyną – zdrożne wychowanie.

STAROSTA

Ważnych uwag waćpana cierpliwie słuchałem,
Lecz się przyznam, że w duchu serdecznie się śmiałem
Jakże waćpan, co sprzyjasz tak każdej odmianie,
Dziś żywo nowomodne ganisz wychowanie?
Wszakże ta Edukacja, te nowe przykłady,
Równie jak sejm gotowy, jak wasze Zasady
Wyście powymyślali; dziś znów niekontenci?
Wiesz waćpan, co to było za naszej pamięci!
Młodzieniec wiedział, że go głośna czeka sława,
Gdy umiał po łacinie i Volumen prawa:
Szedł potem do wszystkiego, i ludzie bywali,
Którzy nic się nie ucząc u wszystkim gadali.
Dziś spytaj chłopca w szkołach prosto, niezawile:

Rozumie Horacego, pozwu ani tyle;

Głowę mając dzikimi rzeczami nabitą,
Wie dobrze, co ananas, a nie wie, co żyto.

PODKOMORZY

To niedobrze; powinien znać jedno i drugę.
Niech się najprzód sposobi na kraju usługę,
Niech wie dalej, jak inne narody się rządzą,
Naśladuje ich cnoty, strzeże się, w czym błądzą;
Przez takową wiadomość człek światła nabiera,
Ta krajowych przesądów zasłonę rozdziera.
A jeźli w dalszym wieku zwiedzi obce kraje,
Niech przejmuje ich cnoty, nie śmieszne zwyczaje;
Niech z uwag swych dla kraju pożytki gotuje,
Niechaj zdobi swój umysł, lecz serca nie psuje.

STAROSTA

Mówiłeś waćpan niby na obydwie strony,
Lecz widzę, za nowością zawszeć uprzedzony.

PODKOMORZY

A ja mówię, żeś waćpan przyjacielem mody.

STAROSTA

Jakże to, dobrodzieju!

PODKOMORZY

Mam tego dowody

STAROSTA

Jakież, proszę!

PODKOMORZY

Ciężko co znaleźć na obronę:
Oto własnym wyborem pojmując za żonę
Damę zacną, lecz która modnym wychowaniem
Nie zgadza się z humorem waćpana ni zdaniem…

STAROSTA

Miałem w tym tę przyczynę…

PODKOMORZY

Musiała być ważna

STAROSTA

Pewnie. że… dość powiedzieć. że była posażna
Mospanie, gdzie się suma z dobrami zjednoczy,
Tam na resztę bezpiecznie można zamknąć oczy
Zważ Waćpan, jak nie miało ulgnąć me serduszko?
Najprzód trzykroć gotowych znaleźć pod poduszką,
Dobra nad samą Wisłą, klucz na Ukrainie,
Zastawę w Sondomirskiem i dworek w Lublinie;
I tak silnym powabom któż z nas oparłby się?
Prawda, ma swe śmieszności, ma swe widzimisię,
Lubi czasem chorować; i ca mi to szkodzi,
Że w myślach zatopiona, po miesiącu chodzi
Że lubi lasy, zdroje, słowiki, murawy?
Niech sobie lubi; ja znów mam swoje zabawy,
Bo gdy ona w ustroniu rozwodzi swe żale,
Ja sobie gram w warcaby albo tytuń palę,
A tak każde kontente.

PODKOMORZY

Łatwo temu wierzę.
Kto tak stałym umysłem wszystkie rzeczy bierze.
Temu dworek w Lublinie i nad Wisłą włości
Łatwo słodzą niesmaki, spory í przykrości.

SCENA IV

Ciż samiż i Teresa
Teresa pocałowawszy ojca w rękę kłania się Podkomorzemu i Podkomorzynie.

STAROSTA

Jak się miewasz, Teresiu? dobrze ci się spało?

TERESA

Niezbyt dobrze, bo Imość cierpiała noc całą

PODKOMORZYNA

A miałażeś wygodę?

TERESA

W tym tak zacnym domu
Na wygodzie, staraniu nie zbywa nikomu;
Znam go od dawna, pod ich schowana dozorem,
Wasze życie i cnota były dla mnie Wzorem,
Czułych ich starań tkliwe zachowam wspomnienia

PODKOMORZYNA
do Starosty,

Co za miłe, wdzięczne i skromne stworzenie!
Słodycz, dobre skłonności natura w nią wlała,
W oczach naszych w urodę i cnoty wzrastała.
Kocham ją jak mą córkę.

STAROSTA

Dobra z niej dziewczyna,
Lecz prawdę mówiąc, zawsze wolałbym mieć: syna:
Ta wziąwszy posag, Bóg wie dostanie się komu;
Z syna przecie i pomoc, i wygoda w domu,
Bo czy to w trybunale sprawę poforsować,
Czy ekonoma z intrat ściśle obrachować,
Czy pchnąć do Gdańska – zawsze dobrze użyć syna.
Właśnie mi się historia dobra przypomina:
Raz mój ojciec…

PODKOMORZYNA

Starosto! powiesz przy obiedzie.
Pójdziem do chorej; może tymczasem nadejdzie.
Syn mój i koniec długiej przyniesie tęsknocie.
Teresiu, możesz tutaj zostać· przy robocie.

wychodzą

SCENA V

TERESA

Dziś go tedy ujzremy, dzisiaj ma się wrócić!
Nie wiem, czyli się cieszyć, czyli mam się smucić
Z skłonnością moją walczą rodziców rozkazy:
Ach, dla tkliwego serca jak okrutne razy
Schowana z nim w- tym domu, w latach mych dziecinnych
Miłość się przy zabawach zajęła niewinnych
Minęły te zabawy, zostało wrażenie.
Przymuszać się ustawnie co za udręczenie!
Wszystko mię zdradza; niech kto imię jego wspomni,
Zapłonienie na twarzy, postrzegą przytomni.
Lecz czegóż mam się płonić? publiczny szacunek
Upoważnia mój wybór i słodzi frasunek.
Dzisiaj go więc zobaczę!

SCENA VI

Teresa, Szarmancki

Szarmancki
wpada nie postrzegając Teresy

Latać godzin kilka
I jednego nie ruszyć zająca ni wilka,
To ostatnie nieszczęście

postrzegając Teresę

Niech pani daruje,
Że się przed nią w zbryzganym fraku prezentuję.
Wraz stad lecę i włożę ciemny wigoniowy
Oczy jej już mi słodzą niepomyślne łowy
Ale biedny kasztanek!

TERESA

I cóż mu się stało?

Szarmancki

Nieszczęście: wzdłuż i w poprzek zbiegłem knieję całą.
Lecę przez pole i już wypadam na drogę,
Raptem utkwił w zagonie i wywichnął nogę.

TERESA

Żałość waćpana równie jest słuszna, jak szczera.

Szarmancki

Od pierwszego go w Anglii kupiłem pikiera,
Był to pierwszy koń w świecie; co nie ma przykładów,
Wygrał jeden po drugim dwadzieścia zakładów.
Ach! gdybym tu już serca nie uwięził mego,
Wraz bym leciał do Anglii szukać podobnego.

TERESA

W tak chwalebnym zamyśle, nie mogę zgadywać,
Kto by tutaj waćpana śmiał dziś zatrzymywać?

Szarmancki

Zezwolić na to byłabyś waćpanna skłonną?

widząc, że Teresa patrzy nań z podziwieniem

Waćpanna dobrodziejka lubisz jeździć konno?

TERESA

Jeszczem nie próbowała.

Szarmancki

W Anglii wszystkie panny
Czy to na polowanie, czy na spacer ranny
Inaczej jak na koniu nie wyjadą prawie.
Ja sam teraz na wiosnę, bawiąc się w Warszawie,
Kasztelance jednego z koni moich dałem;
Jak ma siadać, jak jeździć, sam pokazywałem.
Zrazu ledwie wyjechać śmiała na ulice,
Teraz ot tak wysokie sadzi kobylice,
Wjeżdża na wszystkie progi i na wszystkie ganki.

TERESA

Tak śmiałej powinszować można wychowanki

Szarmancki

Gdyby, pani ofiarą nie wzgardziła sługi,
Cała ma stajnia na jej byłaby usługi –
Chciej tylko rozkazywać i dawać mi prawa.

TERESA

Wdzięczna waćpanu jestem, lecz taka zabawa,
Chociaż nic: jest naganną, jednak mnie nie łudzi.

Szarmancki

Co za rozkosz, ach! byłbym najszczęśliwszy z ludzi,
Gdybym się mógł znajdować przy miej bez ustanku,
Gdybym obok niej jadąc jasnego poranku,
Gdzie gwar ptasząt przyjemny, gdzie źrzódeł mruczenie,
Mógł jej najżywsze moje malować płomienie
I łzy moje mieszając z rosą niebios wonną.

TERESA

Waćpan, widzę, koniecznie, chcesz się kochać konno.
Inna ofiarę jego przyjąć- będzie zdolną;
Ja odchodzę.

odsuwa krosienka i chce odchodzić, Szarmancki ją zatrzymuje

Szarmancki

Życzeniom bądź moim powolną,
Chciej mię słuchać! Na silne przysięgam jej wdzięki,
Że jeśli mi nie zechcesz ubliżyć twej ręki,
Będzie moim staraniem, byś przez te zamęście
Znalazła, czegoś warta, znalazła twe szczęście.
W każdym razie uprzedzać będę twe życzenie
I prawem będzie dla mnie każde twe skinienie;
Nie będzie ci zbywało na żadnej zabawie,
Zimę i lato siedzieć będziemy w Warszawie,
Będziesz zawsze opływać we wszystkie dostatki;
Dom modnie meblowany, wieczerze, obiadki;
Będziesz przyjmować gości i onych odwiedzać·
Karpantie z Szodoarem będą się wyprzedzać,
Który pierwszy z Paryża nowość jej sprowadzi,
Brać będziesz, co jej tylko chęć i gust doradzi;
Nareszcie, żebyś nawet w meblach była wzorem,
Sklep Hampla i Reyslera będzie ci otworem.
Jeśli ten dowód mojej miłości jest słaby…

TERESA

Przyznaję, że ma w sobie łudzące powaby,
Lecz ja spokojne życie nad przepych przekładam
I w modach, i w Warszawie szczęścia nie zakładam.
Kłaniam waćpanu.

odchodzi

SCENA VII

Szarmancki
sam

Zimne niby pożegnanie.
Ale jak mię to gniewa takie udawanie!
Bo to niby odmawia i niby się chwieje,
A wewnątrz, wiem, że dla mnie z miłości szaleje.
Nie takie panny człowiek wyprowadzał z głowy.
Ach! żeby tylko mógł być kasztanek mój zdrowy!
Reszta pomyślnie idzie: Teresa mię kocha,
Ojciec mię życzy, całkiem za mną jest macocha,
Parę milijoników dobrze jest zacapić!
Przynajmniej długi człeka nie będą już trapić.

słychać hałas za teatrum; Szarmancki ogląda się

Cała, widzę, czereda wali się z hałasem,
Ja uciekam i frak mój odmienię tymczasem.

SCENA VIII

Podkomorzy, Podkomorzyna, Starosta, Lokaj potem

PODKOMORZY

No, chwała Bogu, przecież nasza Starościna
Nie ma gorączki, lepiej mieć się już zaczyna.

STAROSTA
cicho do Podkomorzego

Są to chimery; na dzień w łóżku leżeć rada;
Kiedy chce tylko, to ją ta słabość napada.

JAKUB
wpada z radością

Panicz nasz starszy jedzie! I barwę, i człeka
Wszyscyśmy rozeznali, choć jeszcze z daleka.

PODKOMORZY

Wszakżem mówił waćpani, że na obiad stanie.

PODKOMORZYNA
z radością

O Boże! Jakże tkliwe będzie powitanie!
A czy on tylko zapewne? Ach, dla matki tkliwej
Co za radość! Ach, jakiż tu moment szczęśliwy!

bieży do okna i patrzy

Ach on, ale daleko.

PODKOMORZY
idzie także do okna, Teresa z daleka za nim patrzy

Już mostek na rzece
Minął; ach, jak się śpieszy! już wjeżdża w ulicę.

PODKOMORZYNA

Z radości wstał z powozu i chustką znak daje.

TERESA
z pomieszaniem na boku

Radość i pomieszanie w sercu mym powstaje

STAROSTA

Właśnie sobie wspominam, kiedym z dyrektorem
Wracał ze szkół do domu nad samym wieczorem:
Byłem jedynak i mnie rodzice kochali,
Ale nigdy podobnych scen nie wyrabiali.

PODKOMORZYNA
z radością

Już wjeżdża w bramę, bieżmy naprzeciwko niemu

STAROSTA
chwytając ją za rękę i zatrzymując

Rodzice naprzeciwko synowi swojemu
To wcale nie przystoi.

SCENA IX

Ciż sami; Walery wpada z radością; matka bieży przeciw niemu i padającego na kolana chwyta za szyję

PODKOMORZYNA

Ach, mój ty kochany,
Wracasz na łono matki, tak dawno czekany!
Jakże jestem szczęśliwa, że ciebie oglądam!
Nie, już na świecie więcej… niczego nie żądam.
Ty nie wiesz, co dla syna serce matki czuje!

WALERY
całując ręce matki z rozrzewnieniem

Czuję, matko; ach, radość głos mi odejmuje!

wydziera się od matki i idzie do ojca

PODKOMORZY
ściskając go

Synu mój, miło ciebie nazwać tym imieniem,
Uczciłeś je przykładnym urzędu sprawieniem,
Patrząc na cię, największy mam powód wesela.
Że w synu moim widzę już obywatela,
Że los wam dla ojczyzny dał wtenczas pracować,
Gdzieście śmiałym działaniem mogli ją ratować.
Mnie staremu już głowę opędził wiek siwy,
Żyłem w ucisku, ani byłem tak szczęśliwy;
Ohydna przemoc, podłość, chciwość, duch nieśmiały
Naród, niegdyś tak sławny, w ucisku trzymały;
Dziś koniec klęskom, legnę spokojny już w grobie;
Gdy zostawię ojczyznę i was w lepszej dobie.

WALENTY

Ojcze, bodajby Bóg cię najdłużej zachował!
Jeźlim się nienagannie w urzędzie sprawował,
Winienem to przestrogom, które mi dawałeś,
Prawidłom, co z dzieciństwa w serce mi wpajałeś,
Żebym kochał ojczyznę i trzymał się cnoty.

STAROSTA

No, czy już się skończyły te wszystkie pieszczoty?

Walery idzie ku niemu i kłania się

Kłaniam waćpanu; no cóż? ustały już przecie
Mądre prace waćpanów, tak sławne po świecie?

z urąganiem

Oj, teraz to dopiero będziemy szczęśliwi!
Teraz!

WALERY

Byleśmy byli zgodni i cierpliwi,
Ujrzemy dobre skutki nowego porządku.

STAROSTA

Jam wszystko już przewidział z samego początku;

podczas gdy Starosta rozmawiał z Podkomorzym, Walery wita się z Starościanką

Ciekawe między nami będzie tu spotkanie,
Gotuję jegomości niejedno pytanie.

PODKOMORZY

Potem, Starosto, dziś mu spoczynku po drodze
Potrzeba.

PODKOMORZYNA
do Walerego

Dzisiaj wszystkie tęsknoty me słodzę.
Z radościąś dom zobaczył?

WALERY

Ach! możnaże komu
Bez czułego wzruszenia zbliżyć się do domu,
Uźrzyć te lube szczyty, gdzie się człek urodził,
Te lipy, pod którymi w dzieciństwie się chłodził;
Myślić, że się zbliżają chwile pożądane,
W których uściska ojca i matkę kochanę:
Któż się wtenczas nie wzruszy, któż się nie rozkwili?

PODKOMORZYNA

Bodajbyśmy się więcej nigdy nie dzielili!

WALERY

A z braci mych żadnego w domu nie zastałem?

PODKOMORZY

Młodszego za towarzysz do znaku oddałem,
Uczy się służby; właśnie ściągnęła brygada;
A śrzedni zaś w cywilnej komisji zasiada.
Tęskno mi bez nich, ale w tym chlubę znajduję,
Ze każdy syn mój służy, żaden nie próżnuje.

STAROSTA

A ja właśnie podobne ułożenie ganię.
Któż się przy gospodarstwie, przy domu zostanie?

PODKOMORZYNA
patrząc na zegarek

Już się też obiadowa przybliża godzina,
Może, że też już wstała z łóżka Starościna.

STAROSTA

U stołu będziem sobie gadać należycie
I kielich za pomyślne spełniemy przybycie