Prawdy pierwotne metafizyki

Prawdy pierwotne metafizyki
Pierwszymi prawdami są te, które wypowiadają twierdząco w orzeczniku to samo, co w podmiocie, albo przecząco przeciwieństwo orzecznika o przeciwieństwie podmiotu. Na przykład: \”A jest A\”; albo: \”A nie jest nie-A\”; \”Jeśli prawdą jest, że A jest B, fałszem jest, że A nie jest B lub że A jest nie-B\”. Podobnie też: \”Każda rzecz jest taka, jaka jest\”; \”Każda rzecz jest podobna samej sobie lub samej sobie równa\”; \”Nic nie jest większe lub mniejsze od samego siebie\” – i inne zdania tego rodzaju, które choć mają właściwe sobie pierwszeństwo, wszystkie jednak mogą być objęte jedną nazwą zdań tożsamościowych.
Wszystkie zaś pozostałe prawdy sprowadzają się do prawd pierwszych za pomocą definicyj, czyli za pomocą rozbioru pojęć, na którym polega dowodzenie a priori, niezależne od doświadczenia. Oto przykład: uznanego za aksjomat zarówno przez matematyków, jak i przez wszystkich innych twierdzenia \”Całość jest większa od swej części\” albo \”Część jest mniejsza od całości\” łatwo jest dowieść w oparciu o definicję \”mniejszego\” i \”większego\”, jeśli dodać tu aksjomat pierwotny, czyli tożsamościowy. Albowiem mniejsze to to, co jest równe części drugiego (większego). Otóż definicja ta jest nader łatwa do zrozumienia i zgodna z praktycznym doświadczeniem ludzi, jakie zachodzi wtedy, gdy porównują oni jedne rzeczy z drugimi i odejmując nadwyżkę znajdują to, co równe mniejszemu. Na tej podstawie dokonuje się takie oto rozumowanie: \”Część równa jest części całości\” (mianowicie samej sobie, na mocy aksjomatu tożsamościowego, że każda rzecz jest równa sobie); co zaś jest równe części całości, to jest od całości mniejsze (na mocy definicji mniejszego); a więc część jest mniejsza od całości.
Zawsze tedy orzecznik, czyli następnik, tkwi w podmiocie, czyli w poprzedniku. I na tym właśnie polega natura prawdy w ogólności, czyli związek między terminami zdania, jak to i Arystoteles zauważył. Otóż w zdaniach tożsamościowych powiązanie owo i zawieranie się orzecznika w podmiocie jest wyraźne, we wszystkich pozostałych domyślne i trzeba je dopiero wykazać przez rozbiór pojęć, na którym polega dowód a priori.
To zaś prawdziwe jest w odniesieniu do każdej prawdy twierdzącej, ogólnej lub szczegółowej, koniecznej lub przypadkowej, i w odniesieniu do znamion zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. I kryje się tu jakaś tajemnica przedziwna, w której zawiera się natura przypadkowości, czyli istotna różnica między prawdami koniecznymi i przypadkowymi, a która znosi trudność dotyczącą nieodwracalnej konieczności rzeczy nawet wolnych.
Wszystko to, wskutek zbytniej swej łatwości nie poddawane dostatecznej rozwadze, ma rozliczne i doniosłe konsekwencje. Od razu bowiem bierze się stąd uznany aksjomat, że nic nie jest bez racji, czyli że żaden skutek nie jest bez przyczyny. W przeciwnym razie dana by była prawda, której nie można by było dowieść a priori, czyli nie można by było rozłożyć na prawdy tożsamościowe, co jest sprzeczne z naturą prawdy, która zawsze bądź wyraźnie, bądź implicite jest tożsamościowa. Wynika stąd i to także, że gdy w tym, co dane, wszystko ma się z jednej strony tak samo jak z drugiej, to i w tym, czego się szuka, czyli w tym, co jest następstwem, wszystko będzie się miało z obu stron tak samo, ponieważ nie można znaleźć tu żadnej racji dla zróżnicowania, które przecież trzeba by wywieść z tego, co dane. Odpowiednikiem zaś tego, czy raczej przykładem, jest postulat Archimedesa wyrażony na początku dzieła O równowadze, że jeśli przyjąć równe z obu stron szalki wagi i równe po obu stronach ciężarki, to wszystko pozostanie w równowadze. Na tej podstawie można też podać rację rzeczy wieczystych: gdyby wyobrazić sobie, że świat był odwiecznie i że były w nim tylko ciała kuliste, trzeba by podać rację, dla której były to ciała kuliste raczej niż sześcienne.
Wynika też stąd, że nie mogą istnieć w naturze dwie rzeczy różniące się jedynie liczbą; bo zaiste trzeba móc podać rację, dla której są to rzeczy różne, a taką rację musi się wywieść z jakiejś różnicy w nich samych. Toteż to, co święty Tomasz przyjmował, jeśli idzie o inteligencje odseparowane, o których twierdził, że nigdy nie różnią się od siebie jedynie liczbą, trzeba powiedzieć również o innych rzeczach; jakoż nigdy nie znajdzie się dwóch jaj albo dwóch liści, albo traw w ogrodzie w zupełności do siebie podobnych. A przeto zupełne podobieństwo ma miejsce jedynie w pojęciach niepełnych i oderwanych, gdzie rzeczy rozpatruje się nie na wszelki sposób, lecz tylko wedle jednego określonego sposobu. Tak dzieje się na przykład wtedy, gdy rozpatrujemy jedynie figury, a materię figur pozostawiamy na boku; toteż słusznie geometria rozpatruje dwa trójkąty jako podobne, choć dwu podobnych do siebie materialnych trójkątów nie znajdzie się nigdzie. I chociaż złoto lub inne metale, a także sole i liczne ciecze uważa się za ciała jednorodne, to jednak można to dopuścić tylko pod względem zmysłowym, a i tak nawet nie jest to ściśle prawdziwe.
Wynika stąd także, iż nie istnieją żadne znamiona czysto zewnętrzne, które by nie miały żadnej zgoła podstawy w samej rzeczy, której znamiona się określa. Albowiem pojęcie podmiotu, którego znamiona się określa, powinno zawierać w sobie pojęcie orzecznika. I stosownie do tego, ilekroć ulegają zmianie znamiona rzeczy, także w samej rzeczy powinna zachodzić jakaś odmiana.
Pojęcie całkowite, czyli zupełne, pojedynczej substancji zawiera w sobie wszystkie jej orzeczniki przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Zaiste bowiem to, że przyszły orzecznik dopiero będzie, już teraz jest prawdziwe, a przeto zawiera się w pojęciu rzeczy. I stosownie do tego w zupełnym pojęciu jednostkowym Piotra lub Judasza rozpatrywanych pod względem ich możliwości, niezależnie od Boskiego postanowienia stworzenia go, tkwi i jest przez Boga widziane wszystko, co się im w przyszłości zdarzy, zarówno wydarzenia konieczne, jak i wolne. I stąd oczywiste jest, że spośród jednostkowych rzeczy możliwych Bóg wybiera to, co uważa za bardziej zgodne z najwyższymi i tajemnymi celami swej mądrości, i – jeśli trzeba wyrazić się ściśle – nie postanawia, że Piotr będzie grzeszyć, a Judasz będzie potępiony, lecz postanawia jedynie, że przed innymi rzeczami możliwymi (na pewno, a jednak nie w sposób konieczny, lecz wolny) Piotr, który zgrzeszy, i Judasz, który dozna potępienia, dojdą do istnienia, czyli że pojęcie rzeczy możliwej stanie się pojęciem rzeczy aktualnej. I choć także przyszłe zbawienie Piotra zawiera się w odwiecznym jego pojęciu możliwym, to jednak nie jest to bez współdziałania łaski, albowiem w tym samym zupełnym pojęciu tego oto możliwego Piotra zawarte jest pod pojęciem możliwości także wsparcie łaski Bożej, która ma mu być udzielona.
Wszelka substancja jednostkowa w swym pojęciu całkowitym zawiera cały wszechświat i wszystkie rzeczy w nim istniejące, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Nie ma bowiem zgoła takiej rzeczy, której by nie można przypisać jakiegoś prawdziwego znamienia przeniesionego z innej rzeczy, przynajmniej przez porównanie i ustalenie stosunku. Nie ma zaś żadnego znamienia czysto zewnętrznego. Tego samego dowodzę na wiele innych zgodnych ze sobą sposobów.
Co więcej, wszystkie pojedyncze substancje stworzone są różnymi wyrazami tego samego wszechświata i tej samej powszechnej przyczyny, mianowicie Boga; lecz wyrazy różnią się doskonałością, tak samo jak przedstawienia lub obrazy tego samego miasta z różnych punktów oglądane.
Wszelka pojedyncza substancja powoduje działanie i doznawanie fizyczne we wszystkich innych substancjach. Kiedy bowiem w jednej dokona się zmiana, następuje jakaś odpowiadająca jej zmiana we wszystkich pozostałych, ponieważ ulegają zmianie znamiona. I zgadza się to z doświadczeniami przyrodniczymi, widzimy bowiem, że w napełnionym cieczą naczyniu (a takim naczyniem jest cały wszechświat) ruch, który dokonał się w środku, rozprzestrzenia się ku skrajom, choć w miarę jak się oddala od swego źródła, staje się coraz bardziej niedostrzegalny.
Wedle wymogów ścisłości powiedzieć można, że żadna substancja stworzona nie wywiera na inną działania metafizycznego czyli wpływu. Albowiem, żeby pominąć milczeniem to, iż nie da się wytłumaczyć, jak z jednej rzeczy przedostaje się coś do substancji innej rzeczy, wykazane już zostało, że z pojęcia każdej rzeczy wynikają od razu wszystkie jej przyszłe stany i że wedle wymogów ścisłości metafizycznej to, co nazywamy przyczynami, to są tylko współtowarzyszące rekwizyty. To samo przedstawić można właśnie za pomocą doświadczeń przyrodniczych; w rzeczywistości bowiem ciała oddalają się od innych ciał mocą własnego pędu (elastrum), a nie mocą cudzą, chociaż potrzebne im było inne ciało, aby pęd ten (który powstaje pod wpływem czegoś zewnętrznego w stosunku do samego ciała) mógł działać.
Założywszy tedy odmienność duszy i ciala, można na tej podstawie wytłumaczyć ich związek obywając się bez potocznej hipotezy wpływu, której zrozumieć nie sposób, i bez hipotezy przyczyny okazjonalnej, która się odwołuje do pomocy deus ex machina. Albowiem Bóg od początku stworzył zarówno duszę, jak i ciało tak mądrze i kunsztownie, że na mocy samego właśnie pierwszego ustanowienia, czy też pojęcia każdego z nich, wszystko, co dzieje się w jednym, samo przez się znajduje odpowiednik w drugim, tak zgoła, jak gdyby z jednego do drugiego przechodziło. Hipotezę tę nazywam hipotezą konkomitancji. Zachodzi zaś ona naprawdę we wszystkich substancjach całego wszechświata, tylko że nie we wszystkich jest dostrzegalna tak samo jak w duszy i w ciele. (…)