Prawidła metody
Od samego dzieciństwa byłem chowany na naukach humanistycznych, a ponieważ przekonywano mnie, iż przy ich pomocy można zdobyć jasną i pewną wiedzę o wszystkim, co jest w życiu przydatne, niezmiernie pragnąłem przyswoić je sobie. Z chwilą jednak, gdy ukończyłem cały ten kurs nauk, którego opanowanie wprowadza zazwyczaj do grona uczonych, całkowicie zmieniłem zdanie. Poczułem się bowiem uwikłany w takie mnóstwo wątpliwości i błędów, że zdawało mi się, iż jedyną korzyścią, którą odniosłem z mych usiłowań kształcenia się, było coraz pełniejsze wykrywanie własnej niewiedzy. A przecież przebywałem w jednej z najsłynniejszych szkół Europy, w której, jak mniemałem, winni znajdować się uczeni mężowie nawet wówczas, gdyby ich nigdzie indziej nie było na ziemi. Nauczyłem się tam tego wszystkiego, co inni, a nawet nie zadowalając się wykładanymi naukami przerzuciłem wszystkie księgi, które wpadły mi w ręce, a dotyczyły nauk uznanych za tajemne i najmniej dostępne. Były mi przy tym znane cudze sądy o mnie: nie stwierdziłem, by ceniono mnie niżej od mych współuczniów, a przecież niektórzy spośród nich już byli przeznaczeni na miejsce naszych mistrzów. I wreszcie, wiek nasz wydawał mi się, jak żaden z poprzednich, kwitnący i płodny w bystre umysły. To wszystko pozwalało mi sądzić innych wedle siebie oraz mniemać, iż żadna z nauk świata nie była taka, jak to mi poprzednio kazano się spodziewać. (…)
Dlatego też, skoro tylko wiek pozwolił mi wydobyć się z zależności od mych wychowawców, porzuciłem całkowicie studia. Postanowiwszy zaś nie szukać już innej wiedzy poza tą, którą mógłbym znaleźć w samym sobie lub też w wielkiej księdze świata, zużyłem pozostały mi czas młodości na to, by podróżować, oglądać dwory i armie, odwiedzać ludzi różnych stanów i usposobień, gromadzić rozmaite doświadczenia, wypróbowywać siebie samego w różnych okazjach zsyłanych przez los i wszędzie tak się zastanawiać nad sprawami, które mi się nasuwały, by móc z tego wyciągnąć jakąś korzyść. Wydawało mi się bowiem, że mógłbym znaleźć o wiele więcej prawdy w rozumowaniach prowadzonych przez każdego w sprawach, na których mu zależy i których wyniki muszą go ukarać niebawem, jeśli wydał sąd mylny, aniżeli w rozumowaniach dokonywanych przy biurku przez naukowca i dotyczących spekulacji, które nie wywołają żadnych skutków i od których nie oczekuje żadnych innych dla siebie następstw, jak chyba tylko tego, że tym więcej będzie się z nich chełpił, im będą dalsze od pospolitego rozsądku, a to z tej przyczyny, że będzie zmuszony użyć o wiele więcej dowcipu i pomysłowości, aby nadać im charakter prawdopodobieństwa. Ja zaś zawsze najgoręcej pragnąłem nauczyć się odróżniać prawdę od fałszu, by jasno widzieć swą drogę i pewnie kroczyć przez życie. (…)
Przebywałem wówczas w Niemczech, dokąd udałem się z okazji wojen jeszcze tam trwających; w drodze powrotnej do armii z koronacji cesarza zatrzymała mnie rozpoczynająca się zima na kwaterze, gdzie żadne towarzystwo nie rozpraszało moich myśli i gdzie nie mając na szczęście żadnych trosk i namiętności, które by zakłócały mi spokój, spędzałem całe dnie samotnie w ogrzewanej komorze, mając dość wolnego czasu na rozmyślanie. Najpierw powziąłem zamiar rozważenia tego faktu, że często dziełom złożonym z wielu części i wykonanym ręką różnych mistrzów brak tej doskonałości, jaką znajdujemy w dziełach wypracowanych przez jednego. (…) Przyszło mi również na myśl, że wiedza książkowa, ta przynajmniej, której racje są tylko prawdopodobne i pozbawione wszelkich dowodów, jako że tworzyła się i urastała stopniowo z mniemań wielu różnych osób, nie jest bynajmniej tak bliska prawdy, jak proste, nieuczone rozumowanie rozsądnego człowieka dotyczące rzeczy, które ma przed sobą. I w końcu pomyślałem jeszcze, że wszyscy byliśmy dziećmi, zanim staliśmy się dorosłymi, i długo musieliśmy być rządzeni przez nasze pożądania oraz wychowawców, którzy często byli ze sobą niezgodni i nie zawsze może doradzali to, co najlepsze; wobec tego jest prawie niemożebne, by nasze sądy były tak słuszne i ugruntowane, jakimi by się stały, gdybyśmy od chwili urodzenia posługiwali się byli pełnią naszego rozumu i przezeń jedynie byli kierowani.
Co prawda nie widzi się nigdy, żeby burzono wszystkie domy miasta w tym jedynie celu, by odbudować je inaczej i upiększyć nimi ulice, lecz z pewnością widujemy, że wielu ludzi zwala swe domy, by je odbudować na nowo, a często nawet zmuszeni są do tego, gdy domy te grożą zawaleniem lub fundamenty ich nie są dość mocne. Przykład ten przekonał mnie, że rzeczywiście nie byłoby rozsądne, żeby człowiek prywatny powziął zamiar przekształcenia jakiegoś państwa zmieniając w nim wszystko od podstaw i obalając je w tym celu, by je dźwignąć na nowo, a również, aby zamierzał zmienić całokształt nauk lub porządek nauczania ustalony w szkołach; nie miałem jednak nic lepszego do zrobienia, jeśli chodzi o wszelkie mniemania, które do chwili obecnej włączyłem do mych wierzeń, jak całkowicie przestać im ufać, aby później uznać za prawdziwe bądź inne trafniejsze poglądy, bądź te same, o ile tylko zdołałbym je dostosować do wymogów rozumu. I uwierzyłem mocno, że tym sposobem udałoby mi się kierować swym życiem o wiele lepiej, aniżeli gdybym budował jedynie na dawnych podstawach i opierał się li tylko na zasadach, które dałem sobie wmówić, czasu mej młodości, a których prawdziwości nigdy nie badałem. (…)
Nigdy moje zamierzenia nie sięgały poza starania o udoskonalenie własnych myśli i o budowanie tylko na całkowicie własnym gruncie: To, że pragnę przedstawić wam tutaj wzór swej pracy, jako że dość mi się podobała, nie znaczy bynajmniej, że chciałbym komukolwiek radzić, by go naśladował. Ci, którzy zostali szczodrzej przez Boga jego łaskami obdzieleni., będą mieli, być może, wyższe zamierzenia; obawiam się jednak, że to oto nawet byłoby dla wielu aż nadto zuchwałe. Samo postanowienie pozbycia się wszelkich mniemań, którym poprzednio dawaliśmy wiarę, nie jest przykładem do naśladowania dla każdego; świat składa się prawie wyłącznie z takich dwóch rodzajów umysłów, dla których przykład ten jest zupełnie nieodpowiedni. Z tych mianowicie, którzy uważając się za zdolniejszych, aniżeli są w rzeczywistości, nie mogą powstrzymać się od pośpiechu w sądzeniu i nie mają dość cierpliwości, by zachować należyty porządek w kierowaniu swymi myślami. Stąd się więc bierze, iż, o ile raz jeden zdobyli się na swobodę wątpienia co do zasad, które im wpojono, oraz zbaczania ze wspólnej drogi, nigdy nie zdołaliby utrzymać się na ścieżce, która prowadzi najprościej i zabłąkaliby się na całe życie. Dalej, z tych, którzy mając dość rozumu i skromności, by ocenić, iż są mniej zdolni do odróżnienia prawdy od fałszu, aniżeli inni, którzy mogą ich pouczyć, winni zadowolić się raczej przyjęciem poglądów tych zdolniejszych aniżeli samodzielnym poszukiwaniem lepszych.
Co do mnie, zaliczałbym się niewątpliwie do tych ostatnich, o ile bym miał zawsze jednego tylko mistrza lub gdybym nie znał wcale różnic istniejących po wsze czasy wśród mniemań ludzi najbardziej uczonych. Lecz, jako że już za pobytu w szkole dowiedziałem się, że nie można by wymyślić nic tak dziwnego i nie do wiary, czego by nie głosił któryś z filozofów, a później podróżując pomiarkowałem również, że ci wszyscy, co czują odmiennie aniżeli my, przez to samo jeszcze nie są ani barbarzyńcami, ani dzikusami, lecz, że liczni wśród nich posługują się rozumem w tym samym albo w większym aniżeli my stopniu; zważywszy następnie, jak bardzo ten sam człowiek, o tym samym własnym umyśle, który był chowany od dziecka wśród Francuzów lub Niemców, staje się różny od tego, czym by był, gdyby żył stale wśród Chińczyków lub ludożerców; a dalej, wziąwszy pod uwagę, że to, co podobało nam się przed laty dziesięciu, i być może spodoba się znowu, nim minie lat dziesięć, nawet co do sposobów ubierania się, zdaje się nam teraz dziwaczne i śmieszne, co świadczy, że zwyczaj i przykład przekonują nas o wiele bardziej, aniżeli jakieś pewne poznanie; przy czym jednak mnogość głosów nie jest sprawdzianem, który by miał znaczenie w zastosowaniu do prawd trudniejszych do wykrycia, z większym prawdopodobieństwem bowiem pojedynczy człowiek mógłby na nie natrafić niż cały ogół; nie mogłem w wyniku powyższego wybrać nikogo, którego poglądy należałoby przełożyć ponad inne, i oto znalazłem się jak gdyby zniewolony, by poczynać sobie samodzielnie.
Jako człowiek kroczący samotnie i w ciemnościach postanowiłem jednak iść tak wolno i stosować tyle ostrożności we wszystkim, że gdybym nawet posuwał się bardzo nieznacznie naprzód, to przynajmniej ustrzegłbym się od potknięcia. Nie chciałem nawet zacząć od zupełnego odrzucenia któregokolwiek z mniemań, które mogły były uzyskać moje zaufanie, chociaż nie zawdzięczały tego rozumowi. Chciałem poprzednio poświęcić dostatecznie wiele czasu na opracowanie planu dzieła, jakie podejmowałem, oraz na poszukiwanie prawdziwej metody, w celu zdobycia wiedzy o tym wszystkim, do czego umysł mój był zdolny.
Za młodszych mych lat studiowałem pośród innych działów filozofii trochę logikę, a wśród nauk matematycznych – analizę geometryczną i algebrę, trzy sztuki czy też nauki, które, jak mi się zdawało, winny się były w czymkolwiek przyczynić do urzeczywistnienia mego zamierzenia. Gdym je badał, zauważyłem jednak, że co do logiki, sylogizmy jej oraz większość innych pouczeń służą raczej do wytłumaczenia innym spraw nam znanych, a nawet (…) do mówienia na tematy nieznane bez stosowania sądów, aniżeli do tego, byśmy się ich nauczyli. Jakkolwiek więc logika zawiera w istocie wiele przepisów bardzo prawdziwych i cennych, znajduje się między nimi takie mnóstwo szkodliwych lub zbędnych, że oddzielenie jednych od drugich jest tak trudne, jak wydobycie z nieociosanego bloku marmuru Diany czy Minerwy. Co się zaś tyczy analizy starożytnych i algebry nowoczesnej, to pominąwszy, że obie rozwijają tylko tematy ściśle abstrakcyjne, i zdawałoby się bez żadnego zastosowania, pierwsza jest zawsze tak związana z rozpatrywaniem figur, iż ćwicząc pojmowanie jednocześnie bardzo nuży wyobraźnię, a w drugiej daliśmy się tak opanować pewnym prawidłom i cyfrom, że uczyniliśmy z niej umiejętność niejasną i chaotyczną, która obciąża umysł, zamiast kształcącej go wiedzy. To było przyczyną mego mniemania, że należałoby poszukiwać innej metody, która posiadając zalety trzech powyższych nauk byłaby wolna od ich braków. A podobnie jak mnogość praw jest często usprawiedliwieniem występków, tak iż w państwie może być zaprowadzony lepszy ład, gdy praw tych jest niewiele, są natomiast ściślej przestrzegane, sądziłem, że, zamiast wielkiej liczby prawideł, z których składa się logika, starczyłyby cztery następujące, bylebym tylko powziął niezłomne i trwałe postanowienie, by ni razu nie zaniedbać ich przestrzegania.
Pierwszym było, aby nigdy nie przyjmować za prawdziwą żadnej rzeczy, zanim by jako taka nie została rozpoznana przeze mnie w sposób oczywisty: co znaczy, aby starannie unikać pośpiechu i uprzedzeń oraz aby nie zawrzeć w swych sądach nic ponadto, co jawi się przed mym umysłem tak jasno i wyraźnie, że nie miałbym żadnego powodu, by o tym powątpiewać.
Drugim, aby dzielić każde z badanych zagadnień na tyle cząstek, na ile by się dało i na ile byłoby potrzeba dla najlepszego ich rozwiązania.
Trzecim, by prowadzić swe myśli w porządku, poczynając od przedmiotów najprostszych i najdostępniejszych poznaniu i wznosić się po trochu, jakby po stopniach, aż do poznania przedmiotów bardziej złożonych, przyjmując porządek nawet wśród tych przedmiotów, które bynajmniej z natury swej nie wyprzedzają się wzajemnie.
I ostatnim, by czynić wszędzie wyliczenia tak całkowite i przeglądy tak powszechne, aby być pewnym, że nic nie zostało pominięte.
Owe długie łańcuchy uzasadnień, zupełnie proste i łatwe, którymi zazwyczaj posługują się geometrzy, by dotrzeć do swych najtrudniejszych dowodzeń, dały mi sposobność do wyobrażenia sobie, że wszystkie rzeczy dostępne poznaniu ludzkiemu wynikają w taki sam sposób wzajemnie ze siebie, a także, że nie mogą istnieć tak odległe, do których byśmy wreszcie nie dotarli, i tak ukryte, których byśmy nie wykryli, bylebyśmy tylko nie przyjmowali za prawdziwą żadnej rzeczy, która by prawdziwą nie była, i zachowywali zawsze należyty porządek w wyprowadzaniu jednych z drugich. Nie miałem wiele kłopotu z badaniem, od których należałoby zacząć: wiedziałem już bowiem, że od najprostszych i najłatwiejszych do poznania; a zważywszy, że wśród tych wszystkich, którzy dotychczas poszukiwali prawdy w naukach, jedynie matematycy zdołali wykryć jakieś dowodzenia, czyli jakieś racje pewne i oczywiste, nie wątpiłem wcale, że dochodzili do nich badając te same, czyli najprostsze rzeczy, aczkolwiek nie spodziewałem się stąd żadnego innego pożytku, jak tylko ten, że stopniowo przyzwyczajałyby mój umysł do karmienia się prawdą i niezadowalania się fałszywymi racjami. (…)