Toń ślepa. Taka była na początku świata,
Zanim w nią uderzyła pierwsza strzała słońca.
Barwy i światła znikły, wygasły do końca,
U brzegu rozerwana piany brudnej szmata.
Wicher nadciąga z dalą i mrokiem pomiata.
Ostatni kształt, ostatnią fal linię roztrąca,
Ciemność głęboka, dzika, pomieszana, drżąca,
Chaos bezduszny, otchłań martwa, lodowata.
Rozpękły wód kryształy, odruzgi ich płyną,
Jak topielec, bezwładnie, obojętnie, sino,
Przedstworzenne się ze dna podniosły odmęty…
Niebo, wody i zmierzchy skłębiły się społem,
Morze nie jest już morzem, lecz głuchym żywiołem…
Nad przepaściami lata nawałnic Duch Święty.