Niesamowite zdziwienie i zaskoczenie były pierwszymi uczuciami, które ogarnęły Skawińskiego na widok polskich liter na książce otrzymanej od Towarzystwa. Czy go oczy nie mylą? Jego język, jego ojczysty język! Czy to jakiś znak? Po tylu latach! Mężczyzna przetarł z niedowierzaniem oczy, po czym wyciągnął drżącą rękę w kierunku książki. Zawahał się. A jeśli to tylko stara wyobraźnia płata mu takie figle? Rozczarowania by nie zniósł. Wreszcie sięgnął po przesyłkę i spojrzał, najpierw na okładkę. Nazwisko autora było mu znane. Wiersze. Gdy przewrócił kartkę tytułową i zaczął czytać, uświadomił sobie, że słyszy własny głos. Tak, czytał głośno, prawdopodobnie dla większego zrozumienia samego siebie.
Po czterech pierwszych wersach głos mu się załamał. Utwór zdawał się być o nim! Na wspomnienie Ojczyzny coś ściskało mu gardło, uniemożliwiając dalsze czytanie. Przerwawszy na chwilę, wziął kilka głebokich oddechów i powrócił wzrokiem na kartkę.
Jednakże następne dziewięć wersów wywołało u niego jeszcze silniejsze emocje. Z ust starca dobył się dziki wrzask, a serce zdawało się rozrywać. Do głowy napłynęły wspomnienia i ból, ten straszny ból, który zdawał się go zabijać, jednocześnie dając nadzieję. Nadzieję na ujrzenie tego wszystkiego o czym czytał jeszcze raz. Tego wieczoru wspomnienia zabrały go w długą podróż. Do Polski.