Rok temu wakacje spędziłam nad morzem. Idąc brzegiem, znalazłam małą buteleczkę z niebieskim atramentem… Wzięłam ją do ręki, wyjęłam korek i zobaczyłam coś strasznie dziwnego. Ta butelka miała oczy! Ze strachu ją upuściłam i zawartość szklanego naczynia wylała się na piasek. Nie zdążyłam nawet mrugnąć okiem, a atrament już przybrał postać dziwnego, dość małego stworzonka z czułkami. Zapytał mnie:
-Dziękuję, że mnie uwolniłaś! Masz może wieczne pióro? Jestem głodny…
Nie namyślając się zbyt długo odpowiedziałam:
-Ojej! Są wakacje i pióro zostawiłam w domu. A…Ale kim ty właściwie jesteś?!?
-Szkoda…Ja jestem duchem atramentowym! Do usług! Jeśli chcesz, zostanę twoim przyjacielem. Wlej mnie z powrotem do tej malutkiej buteleczki i zabierz ze sobą. Kiedy będziesz czuła się samotnie, odkręć korek, a pojawię się w mgnieniu oka.
-Dobrze! -Krzyknęłam i zrobiłam to, o co prosił.
Odtąd ja i Kleks, bo tak miał na imię, bardzo się przyjaźnimy. Karmię go atramentem i chronię przed słońcem. Myślę, że nasza przyjaźń przetrwa wieki!
-Buhahaha! Bujasz! Atrament pije? A może i długopisy wysysa? Ale bzdury! Masz fantazję, dziewczyno! – krzyczał rozbawiony do łez Jonek, przyjaciel Jonki. Myślał, że jego przyjaciółka znowu coś wymyśliła.
-Nie, tego już za wiele! Chciałam cię oszczędzić, ale widzę, że nie mam wyboru! Kleksie! – zawołała nieco rozgniewana Jonka, która była bardzo spokojną dziewczynką.
Buteeczka, która stała na stole została popchnięta przez dziewczynkę, płyn się wylał i stwork już wiedział, co zrobi z tym niedowiarkiem.
-Jesteś zarozumiały i niegrzeczny… Zamienię cię w skrzypiącą stalówkę, albo… W dziurawą bibułę, albo…
DO BUTELKI MARSZ!
Minęło kilka krótkich chwil, a Jonek już siedział w buteleczce, i był nie większy od biedronki. Tak się dzieje, kiedy nieprawdziwe staje się prawdziwym, a my nie wierzymy.