Geniusz i niebywała prostota książki Orwella „Folwark Zwierzęcy” w głównej mierze a opiera się na innowacyjnym – stąd również kontrowersyjnym, przedstawieniu zaistniałej w ZSRR sytuacji politycznej. Pełna czarnego humoru i oparta na wyjątkowo trafnych aluzjach politycznych, zdobyła sobie już po niedługim czasie przychylność wielu ludzi. Geniusz książki polega na tym, że z jednej strony widzimy zabawna szopkę polityczną ze zwierzętami w roli głównej, z drugiej przerażający i jakże dobitny obraz powolnego upadku idei w otchłań totalitaryzmu. Po za skłaniającą do refleksji treścią i nietypową formą, książka wydawać by się mogło czeka tylko na ekranizacje. Niestety takie płytkie myślenie zgubiło wielu reżyserów; jednym z takich naiwniaków okazał się John Stephenson, reżyser filmowej adaptacji Folwarku Zwierzęcego.
Nim przejdę do samego sedna sprawy, pozwólmy sobie zrobić coś, co Stephenson winien zrobić jeszcze przed zabraniem się do kręcenia filmu. Mianowicie, zastanówmy sie, w jakim celu kręci się różnego rodzaju adaptacje? Na pewno, jednym z powodów są powody artystyczne, i komercyjne. Stwierdzam, zatem, że pan reżyser po prostu nie zrobił sobie takiego rachunku. Gdyby zrobił i przewidział efekt końcowy filmu, natychmiast zaniechałby tworzenia go, gdyż ani nie powstał film zyskowny, ani tym bardziej artystyczne dzieło. Nie mówię tu nawet, o braku talentu ze strony Stephensona, ale o jego amatorskości i zaślepieniu. Głęboko się zastanawiam czy rzeczywiście czytał on Folwark Zwierzęcy, a jeżeli czytał to czy nie zinterpretował go dosłownie, jako historyjkę o zwierzątkach. Skąd taki wniosek? Otóż, pewnie większość z nas zdaje sobie sprawę, że niektóre książki i zawarte tam przesłania są nie do przedstawienia za pomocą jakichkolwiek obrazów. A już w szczególności ironiczna w treści i bajkowej formie, wręcz ociekająca od aluzji i metafor książka „Folwark Zwierzęcy”. Film, który mi przyszło tym razem oglądnąć miał charakter Hallmarkowej baśni, która stała się szopką samą w sobie.
Już sam początek filmu, napawa mnie obrzydzeniem, kiedy w role narratora wciela się suka Jessie. Opowiada o całej historii folwarku, od przemówienia Majora, po przez rewolucje, aż do końca, gdy świń nie da się odróżnić od ludzi. Fabuła w rzeczywistości zbytnio nie odbiega od tej zawartej w książce, jednak przeniesienie jej na ekran w taki a nie inny sposób sprawiło, że gdyby nie znajomość książki pomyślałbym, iż oglądam durny film familijny ze zwierzętami w roli głównej. Jeden z elementów wyróżniających „Folwark Zwierzęcy”, a mianowicie umiejętne przesadzone nadanie zwierzętom cech ludzkich, nie było zauważalne w omawianym filmie. W moim odbiorze charakterystyki zwierząt oddano wyjątkowo płytko, zawężając je tylko do dobrai zła. Ponadto, błędem ze strony reżysera było wybranie sielankowych pól Anglii i analogiczne z książką przeniesienie akcji na początek XX wieku. Ogólnie rzecz biorąc, w momencie, gdy oglądałem ten film nie czułem ani przesłania, jakie niesie film ani aluzji związanych z władzą komunistyczną. Zauważyłem, że akcja filmu nie rozgrywa się głównie wśród zwierząt na folwarku, ale wokół ciągłego spiskowania ludzi przeciw zwierzętom i przygotowywaniu sie do odbicia gospodarstwa z ich „rak”. Stad pewnie kompletny zanik pierwotnej metafory.
Po za tym z wypowiedzi twórców, wywnioskowałem, że za główny cel przyjęli sobie efekty techniczne, jak animacja świń i ich mimika. Jest to tym samym pozytywna strona filmu, bowiem zwierzęta, w szczególności świnie zostały wykonane wyjątkowo dobrze; tak ze niekiedy śmieszyły a niekiedy zaś przerażały. Póki mowa o pozytywnych stronach, osobiście zrobiły na mnie wrażenie – wydawałoby się – nieznaczące, sceny, w których zwierzętom wyświetlano w stodole filmy propagandowe
Niestety, argumentów świadczących za tym, iż „Folwark Zwierzęcy” jest dobrym filmem jest znacznie mniej niż tych świadczących za jego nieudolnością. Sądzę, iż dobrze, że taki film powstał, bo będzie on w przyszłości przestrogą i nauczką dla innych reżyserów. Przestrogą i nauczką przed tym by nigdy na siłę nie tworzyć filmowych adaptacji książek, szczególnie, gdy reżyser sam nie jest pewien swojej profesji.
(prace pisalem na poczatku pierwszej klasy gimnazjum wiec moze byc troche cienka, ale jak sie nic nie ma to lepiej dac cos takiego 😛 )