Jestem jedną z nielicznych osób potrafiących pisać spośród ówczesnych obrońców Jasnej Góry i w związku z tym postanowiłem opisać te niezwykłe wydarzenia, jakie miały wtedy miejsce.
Nikt z nas nie spodziewał się, że ci zdradliwi Szwedzi zaatakują Jasną Górę, dla wielu z nas najświętsze miejsce. Wieść o planowanym ataku dotarła do nas razem z paniczem Babiniczem, dziwnie znajomym, chociaż za nic nie mogłem sobie przypomnieć, skąd go znam. Ów mężczyzna długo opisywał to, czego zdołał się dowiedzieć oraz poprosił Kordeckiego o spowiedź. Trwała ona długo i Bóg jeden wie, jakie grzechy miał na sumieniu. Niedługo po spowiedzi rada ustaliła przygotowania do oblężenia, które miało trwać wiele dni. Po dostatecznym zgromadzeniu zapasów i zapewnieniu ochrony cywilom wyczekiwaliśmy przybycia Szwedów. W pewnej chwili, w oddali można było zauważyć malutkie punkty, które z upływem czasu okazały się być szwedzką armią. Szwedzi wysłali posła, by przekonać nas do oddania Jasnej Góry. Oczywiście odprawiliśmy go z niczym. Najeźdźcy rozwścieczeni odmową zaczęli atak. Któregoś ranka Szwedzi otrzymali posiłki w postaci ogromnego działa, którego ostrzał już miał się przebić przez nasze mury, gdyby nie bohaterska postawa Babinicza. Mianowicie zakradł się on do obozu Szwedów i wysadził kolumbrynę, bo tak zwało się to wielkie działo.
Po tym bohaterskim czynie nikt go juz nie widział i słuch po nim zaginął. Szwedzi zrezygnowali z dalszej okupacji, a my świętowaliśmy zwycięstwo. I ja tam byłem, miód i wino piłem, a com widział i słyszał, w relacji umieściłem.