Reportaż – Wojna domowa

Wojna to czas śmierci wielu tysięcy ludzi: niewinnych dzieci, bezbronnych kobiet, walecznych żołnierzy. Z własnych doświadczeń lub z książek znamy liczby poległych, przyczyny konfliktów, ogromne straty na liniach frontu. Pomimo pokoju, który trwał, wybuchła jedna z najbrutalniejszych w dziejach ludzkości , wojna domowa w krajach Jugosławii.
30 lipiec rok 1993. Znajduje się w Slawonii- Krainie na pograniczu Chorwacji i Serbii. Miesiąc temu wybuchły tu zamieszki, ponieważ w Osijeku proklamowano niepodległość kraju, a Serbowie wciąż dążą do oderwania się od Chorwacji. Niestety musiała interweniować armia federalna.
Jedziemy teraz busem do Djakovo, gdzie za trzy godziny wylądują helikoptery z darami dla potrzebujących. Wjeżdżamy w polna drogę utworzoną przez czołgi. Musimy uważać, bo zza drzew mogą w każdej chwili zaatakować uzbrojeni Serbowie i zażądać samochodu. Po dwóch godzinach jazdy słychać strzały, kierowca dodaje gazu, pędzimy 100km/h, nie zważamy na dziury, kamienie, ważne abysmy dojechali do celu i pomogli w przeładunku darów. Szczęście sprzyja. Helikopter ląduje, a ja w między czasie spotykam Pawła z PCK.
– Dzień temu byli tu Serbowie. Ostrzelali wszystkie hangary, chyba szukali amunicji.
– Nikt nie został ranny?
– Nie, bo dopiero dziś wyznaczono to miejsce na przeładunek darów.
Z helikoptera wyciągam pudła, a w nich około 16000 opakowań różnych leków, kilkaset kocy, worki z ubraniami. Z redakcji przyszła wiadomość, jeszcze dziś jedziemy do Vinkovel, tam ostrzelano hotel, w którym będę nocować.
Słońce zachodzi, w powietrzu unosi się kurz, a domy wyglądają tu jak ruiny. W hotelu witają mnie miło, każdy myślał, że nie dotrę tutaj. Na pierwszym piętrze spotykam kolegów z Włoch i Anglii, którzy opowiadają mi o wczorajszym zdarzeniu.
– To co wczoraj się tu zdarzyło to był szok dla nas. Kate stała na balkonie z aparatem i robiła zdjęcia do gazety. Ktoś z sąsiedniego budynku namierzył ja i zaczął strzelać. Na szczęście nie trafił w serce, ale wysoko w lewe ramię. Lekarze zajęli się już nią.
Nie mogłam w to uwierzyć, a jednak wojna nie zna granic. Tylko niektórzy wiedzą, że zadaniem naszym – reporterów jest tylko reportaż.
Kolejny dzień rozpoczyna się najniebezpieczniejszym wyzwaniem, jadę do stolicy – Zagrzebia, a później będę się kierować na południe. Tam odbywają się ludobójstwa zwane „czystkami etnicznymi”. Wszystko to spowodował nacjonalistycznie nastawiony prezydent Franjo Tudjman. Chorwacja i Serbia chcą być narodami rdzennymi, mieć własne państwa, więc organizują swe odziały i zabijają żywcem dzieci, kobiety, mężczyzn.

Słońce pali niemiłosiernie, a temperatura wynosi 45 stopni C, z okien samochodu „podziwiam” krajobraz resztek domów i aż serce się kraje na widok tych zgliszczy, ludziwygłodzonych, bez dachu nad głową. Mój kierowca zatrzymuje się w Novska, musimy zatankować. Skorzystam z okazji i dowiem się może czegoś od tutejszej ludności. Podchodzą do mnie kobiety, płaczą, proszą o ratunek dla swoich dzieci. Otóż godzinę temu byli tu Serbowie, kazali ustawić się pod ścianą i zaczęli ich katować. To okropne co usłyszałam, nie rozumie jak można być tak bezlitosnym. Jakiś mężczyzna podbiega do mnie, chwyta za rękę i ciągnie. Wołają na niego Tanjo. Jego żona została postrzelona, dobrze, że mam potrzebne lekarstwa, chociaż tyle pomogę temu człowiekowi.

Dojeżdżamy do Zagrzebia, na drodze widzimy doszczętnie zniszczone auta i powywracane czołgi. Chyba natrafiliśmy na walkę. Płoną domy, kościoły. Musimy się dostać w pobliże służb ONZ, które wkroczyły tu w zeszłym tygodniu, ponieważ dochodzi do coraz ostrzejszych aktów ludobójstwa.

Spotykamy majora Ericka, który karze odstawić samochód do ich bazy. Ogarnia nas przeszywający dreszcz, wszystko pali się jak papier. Nagle z domu wybiega płonący mężczyzna, krzyczy, a po chwili upada. Major nie pozwala mi się ruszyć, chciałam pomóc, ale nie mogłam. Ta wojna to jedno wielkie nieporozumienie, jak można dopuścić do tego, by w tak okrutny sposób zabijać. Nie zapomnę do końca życia tego zdarzenia. To co się widzi podczas takich sytuacji zmienia człowieka, staję się on wrażliwszy i inaczej patrzy na ludzką krzywdę, ponieważ jest w centrum wydarzeń.

Erick przerywa chwile zadumy i daje rozkaz, aby biec do furgonu, bo wojska Serbskie zbliżają się by dokonać kolejnych zbrodni, a my musimy uciekać z innymi cywilami. Tylko ONZ może załagodzić ta sytuację. Zaczynają się strzały, czuję jak zimny pot spływa mi po plecach. Jeszcze w życiu nie ogarnął mnie taki strach. Dostałam nadprzyrodzonej siły i biegłam chyba nawet po jakiś szczątkach ludzkich, których tu pełno. Podczas takich sytuacji można docenić każdą chwile w życiu człowieka. Na szczęście dobiegamy cali do furgonetki, jeszcze kilka zdjęć i w drogę. Bywałam w różnych miejscach walki, ale czegoś takiego nie widziałam i chcę, aby ta cała wojna skończyła się jak najszybciej.

Opuszczamy płonąca stolice i kierujemy się na południe, gdzie w Karlowau od tygodnia, non stop trwają starcia. Podczas podróży zatrzymują nas Chorwaccy żołnierze i żądają pozwoleń na przejazd i paszportów. Niezbyt chętnie chyba uwierzyli w to co jest napisane na tych papierach, ale pozwolili jechać dalej, z tym, że musimy uważać na zbuntowanych Chorwatów na drodze E20.
Niestety ich przypuszczenia się sprawdziły. Zza głazów skalnych atakują nas młodzi ludzie ze strzelbami i nożami. Musimy wysiąść z samochodu ipołożyć ręce na masce samochodu. Kolejna fala zimnego potu przepływa mi po plecach. Czuje jak kilku z nich trzyma broń przy mojej głowie. W takich chwilach człowiek odmawia wszystkie modlitwy, przed oczami przeskakują obrazy z całego życia. Nagle puszczają nas wolno. Ani myśleć nam o jakichkolwiek pytaniach. Do auta i w drogę! W samochodzie panuje cisza, nikt nie ma ochoty rozmawiać, jesteśmy wszyscy nadal w szoku.
W Karlowau walki trwają dzień i noc. Dostajemy specjalna eskortę, która prowadzi nas do obozu, w którym znajdują się wszyscy dziennikarze. Na terenie wyznaczonym dla wysłanników panuje atmosfera życzliwości, a każdy z osobna przeżywa na swój sposób wojnę.
Przyszła wiadomość z redakcji, mówią, że jutro przyleci po mnie samolot, musze wracać do kraju, jednak wiem, że jeszcze tu wrócę…

PS. To jest oczywiście praca wymyślona, ale prezydent i jego stosunki do Serbów sa prawdziwe, nazy miejscowości zostały również zachowane.