Nastał świt, kiedy ruszyłem z Gerwazym i szlachtą dobrzyńską na Sopliców. Pojechałem szybciej niż Gerwazy, ponieważ mieliśmy silniejsze konie. Sędzia wyszedł na ganek, podchodząc do niego powiedziałem: „Soplico odwieczny wrogu mej rodziny…”. Chciałem się zemścić, czułem gniew i nienawiść do niego. Po chwili Sędzia odrzekł, że nie pozwoli się krzywdzić. W tym momencie dojechała reszta szlachty z Gerwazyn. Wtedy wybiegł Asesor i kazał mi oddać szpadę, groził, że wezwie wsparcie. Zdenerwował mnie, więc machnąłem szpadą prosto w jego twarz, aż w pokrzywy wpadł. Sędzia rzeknął: „Widzę, że na rozbój się zanosi”. Zosia wpadła w panikę i zaczęła krzyczeć, wyszła jeszcze Telimena i mówiła tymi słowami: „… na klęczkach błagamy”, „… śmieszże odmówić? Proszę ciebie damy, okrutniku, nas pierwszy musisz zamordować!”. Zdziwiłem się trochę, ale i tak mnie nie przekonała. Zamknąłem wrogów we własnym dworze. Szlachta obżerała się, a Gerwazy odnalazł Woźnego, który schował się w stajni. Próbował zalegalizować zajazd. Woźny zgodził się na podpisanie aktu. Gdy stanął na beczce, by przemówić, to zleciał z niej na ziemie i wszyscy się śmiać. Dobrzyńscy zaczęli rabować kurniki. Przenieśliśmy się do zamku i tam wszyscy dobrze się bawili. Pili, jedli i śpiewali. Ja też się przyłączyłem do zabawy. Było już późno, więc wszyscy powoli padali ze zmęczenia.
z Soplicowa mówił Jan Kowalski