Przystępując do badania rozwoju rzemiosła we Wrocławiu stwierdzić trzeba, że obfite źródła w tym kierunku pochodzą dopiero z początku XV w. Czasy wcześniejsze musimy sobie nieraz dosyć hipotetycznie odtwarzać, poprzestając w wielu przypadkach na analogiach czy wnioskach z czasów wcześniejszych i późniejszych. A więc przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę, że podobnie jak z lokacją miasta nie szedł w parze jego rozrost terytorialny, podobnie przyjęciu prawa niemieckiego nie towarzyszyło natychmiastowe przyjęcie niektórych przynajmniej gałęzi produkcji rzemieślniczej przez miasto i mieszczan. Zwłaszcza zawody z dziedziny przemysłu spożywczego, tak jak istniały w mieście od niepamiętnych czasów, tak samo w jej ramach utrzymały się jeszcze długo po lokacji miasta na prawie niemieckim. W 1266 r na własność mieszczan przeszły rzeźnie i jatki, do tej pory były wyłączną własnością księcia, stąd też możemy przypuszczać iż produkcja w nich odbywała się wcześniej według starych feudalnych zasad. Podobna sytuacja ma się do wypieku chleba w mieście. Jeszcze w 1271 r. sprzedaż a zarazem i wypiek pieczywa nie był uregulowany i dopiero w tym roku książę pozwolił założyć mieszczanom własnych 16 sklepów i pobierać z nich czynsz na własne potrzeby. Jest bardzo prawdopodobne iż sytuacja z przed 1271 r. niebyła w ogóle unormowana, albo piekarnie podobnie jak jatki z przed 1266 r. pracowały wyłącznie na rachunek księcia.
Niewiele różniły się początkowe dzieje młynarstwa wrocławskiego, którego metryka jest bardzo stara. Pomimo tego że w dokumentach po 1242 r. bardzo często wymieniani są młynarze, a liczba młynów z 17 w 1300 r. wzrasta o około 11 dalszych do roku 1343, to jednak spis podatników z 1403 r. wymienia zaledwie 3 młynarzy, 1 krupiarza i 1 wyrabiającego kaszę jaglaną. Od razu rzuca się w oczy że na około 28 młynów i blisko dwudziestotysięczne miasto liczba pięciu młynarzy jest dziwnie mała. Trudno też przypuścić aby tych pięciu młynarzy było właścicielami wszystkich młynów. Możemy przyjąć że młyny rychło stały się własnością miasta, które je wydzierżawiało. Sprawa ma się podobnie do karczm, które w średniowieczu spełniały rolę drobnych sklepów zaopatrujących ludność w towary powszechnego użytku, a obok tego warzelnie piwa. Nie jesteśmy w stanie określić liczby karczm z przed lokacji ale wiemy że istniały już w XII w, ale możemy przypuszczać że liczba ich była dość znaczna a dochody z nich pokaźne, skoro tylko część ich z przed roku 1242 była własnością klasztoru w Trzebnicy, przynosiła mniszkom 19 grzywien srebra rocznie. W związku z lokacją miasta na prawie niemieckim w 1242 r., książę wykupuje wszystkie karczmy w mieście, zapewne dlatego aby zapewnić sobie monopol na tak intratny zwód jakim było karczmarstwo w średniowieczu. Około 1272 roku dowiadujemy się że istniał już monopol na karczmy w promieniu mili od miasta, a więc przypuszczalnie i w samym Wrocławiu. Dokładnej daty kiedy nastąpiła ta przemiana nie jesteśmy w stanie określić, przypuszczalnie nastąpiło to około 1266 r. kiedy książę odstąpił swoje kramy mieszczanom.
Podobne późne przejście luźnego rzemiosła w formie cechu miejskiego możemy obserwować w tkactwie. Tkacze na przedmieściu św. Maurycego, Wallanowie z Arras czy Flandrii, osiedli tu jeszcze w końcu XII w., w tym już czasie wykonywali niewątpliwie swój zawód. Jednak osiedle to dopiero od r. 1263 poddane zostało pod jurysdykcję sądową miejską wrocławską, a w rzeczywistości dopiero od tej daty wchodziło w skład Nowego Miasta wrocławskiego, które swą autonomie administracyjną i cechową zachowało co najmniej do r. 1327. Choć w spisie cechów wrocławskich po 1307 r. spotykamy tkaczy walońskich tworzyli oni już inny, oddzielny cech od tkaczy starego miasta, gdyż pierwotnie do 1262 r. tkacze walońscy nie wchodzili w skład rzemieślników miejskich.
Wśród przedstawicieli rzemiosła wrocławskiego drugiej połowy XIII w. Spotykamy sporadycznie nazwy zawodów których później na darmo szukać w źródłach. Tak np. pod r. 1254 i 1274 spotykamy nie jakiego Teodoryka, z określeniem „armifex”, które to określenie nigdy później w źródłach się nie pojawia. W r. 1261 tenże Teodoryk nazwany jest „lorifex”, którą to nazwę spotykamy jeszcze w zaraniu XV w. Na oznaczenie płatnerza. Jest bardzo prawdopodobne że dwukrotnie nazwanie Teodoryka „armifexem” jest jeszcze ostatnią pozostałością feudalnego rzemiosła zbrojeniowego, przedlokacyjnego Wrocławia, w którego okolicy brak jest wsi służebnych, takich jak Grotniki czy Szczytniki.
Badając rozwój systemu cechowego w mieście stwierdzić trzeba, że nie znamy właściwie jego początków. Najstarszy wspominający o nich dokument z r. 1273 mówi tylko o przyznaniu miastu pewnych dochodów z opłat cechowych, ale ani słowem nie pozwala wnosić o czasie powstania cechów we Wrocławiu. Pierwsza wiadomość o liczbie i rodzaju cechów pochodzi dopiero z r. 1307, kiedy wymienione są w mieście 24 cechy rzemieślnicze, porównując z dokumentami z lat następnych możemy stwierdzić że do r. 1403 liczba ich prawie w ogóle nie uległa zmianie. Spisy cechów z 1389 r. podają dokładnie taką samą ich ilość, a nowe statuty cechowe Zygmunta Luksemburskiego z r. 1420 wymieniają ich 22. Zmiany w tym czasie przejawiają się tym, że niektóre cechy, skupiające po kilka pokrewnych zawodów, obecnie dzielą się na odrębne, albo też jeden i ten sam cech z biegiem czasu rozpada się na dwa identyczne. Rzadziej natomiast słyszymy o powstawaniu nowych całkiem cechów; ale jednocześnie istnieją także wypadki, kiedy zanikają cechy poświadczone w zaraniu XIV w. Wyjątkowa natomiast tylko odrębne pierwotnie cechy łączą się następnie w jeden wspólny (szewcy i czerwonoskórnicy, siodlarze i rymarze).
Oczywiście we wszystkich tych wypadkach istnienie albo nie istnienie w mieście danego cechu nie świadczy jeszcze, aby dany zawód czy rzemiosło było, względnie nie było, wykonywane. Cech a zawód to przecież dwie różne rzeczy, przy czym z zasady zawodów w mieście jest znacznie więcej niż cechów. Niestety dla śledzenia rozwoju poszczególnych zawodów we Wrocławiu brak nam takich, choćby ułamkowych danych jakie posiadamy w odniesieniu do rozwoju cechów miejskich. Pełne zestawienie zawodów posiadamy dopiero z r. 1403, a źródła wcześniejsze wymieniają tylko sporadycznie bez dążenia do wyczerpania problemu, zawsze przy tym zawodów w mieście jest więcej nią cechów. Jednocześnie spis podatkowy z r. 1403 możemy uznać za wyczerpujące zestawienie zawodów rzemieślniczych w mieście, wymienia się 106 nazw zatrudnień rzemieślniczych, niekiedy dla nas nie zrozumiałych, niekiedy nawet dając osobno ich nazwy łacińskie i osobno nazwy niemieckie. Zatrudnienia te, niekiedy bardzo do siebie zbliżone i dla nieznanych nam dziś powodów wyodrębnione, dadzą się zgrupować w 92 zawodach.
Poszczególne zawody dadzą się zgrupować w osiem głównych działów (grup) reprezentujących najgłówniejsze gałęzie produkcji: w przemyśle metalowym mamy zgrupowane 22 zawody (27 nazw), w tekstylnym – 17 (18), w przemyśle skórzanym – 10 (12), drzewnym – 16 (20), spożywczym – 13 (16), dalej w odzieżowym – 10 (13), budowlanym – 6 (7), wreszcie opałowym – 1. Jak z zestawienia tego wynika, największe zróżnicowanie zawodowe istnieje w przemyśle metalowym, co oczywiście znajduje wytłumaczenie w różnorodności materiału surowca (żelazo, miedź, cyna, srebro, złoto itp.). Liczebność poszczególnych zawodów, względnie cechów, była rozmaita. Jeśli takich np. kowali było w r. 1403 we Wrocławiu 28, ślusarzy 56, to np. złotników widzimy tu tylko 12; jeśli spis z r. 1403 wymienia 136 tkaczy, to farbiarzy było tu 2. Jeżeli porównamy te liczby ze stosunkami w innych miastach zachodniej europy, to możemy zauważyć że we Wrocławiu ilościowo przeważają cechy i zajęcia najprymitywniejsze (kowale, ślusarze, tkacze) to procentowo, a nieraz i w liczbach bezwzględnych w miastach zachodnio-europejskich dostrzegamy zdecydowaną przewagę zawodów bardziej wyspecjalizowanych, produkujących bardziej kunsztowne i wymagające wyższej techniki produkty przemysłowe (farbiarze, złotnicy itp.).
Poszczególne warsztaty rzemieślnicze we Wrocławiu dostarczają odbiory z reguły gotowy towar. Wszystkie stadia produkcji, niekiedy nawet od zakupu surowca aż do wystawionego na sprzedaż towaru, dokonują się z reguły w ramach jednego i tego samego warsztatu. Postanowienia cechowe pilnują skwapliwie takiego porządku i wyznaczają kary za jego łamanie i oddawanie półfabrykatu do dalszej przeróbki osobom trzecim. Wyjątkowo tylko, i to zwłaszcza w przemyśle tkackim i piwowarskim, spotykamy się ze specjalnością zawodową w tym sensie, iż poszczególne stadia produkcji dokonywane są przez różnych specjalistów. I tak w spisie z r. 1403 w zawodzie tkackim obok tkaczy spotykamy zawód kupców runa, przęślarzy, postrzygaczy względnie czesaczy sukna, bielarzy, farbiarzy, wreszcie specjalistów od tkania bortów czy od delikatnych tkanin. Jednak tego rodzaju postęp w produkcji rzemieślniczej był we Wrocławiu w tym czasie jeszcze słabo zaawansowany w porównaniu z miastami zachodnimi. Trudno jest przypuścić, aby w mieście jeden postrzygacz czy bielarz, względnie dwóch farbiarzy, mogło zaspokoić potrzeby całego tkactwa wrocławskiego. Raczej powinniśmy przypuścić że do pomocy specjalistów odwoływali się wrocławscy tkacze jedynie , kiedy chodziło o produkt wysoko gatunkowy a z reguły produkty dla szerszej warstwy konsumentów przechodziły wszystkie stadia produkcji w warsztacie jednego i tego samego mistrza tkackiego.
Podobny objaw, chociaż może mniej wyraźny i na mniejszą skalę, dostrzegamy i w przemyśle piwowarskim. Na 56 słodowników (Melzer) wrocławskich z r. 1403 widzimy zaledwie tylko jednego piwowara (brasserer). Trudno znów przypuścić, aby jeden piwowar był w stanie przerobić słód od 56 słodowników, a raczej znów przyjąć wypadnie, że albo oni sami część surowca przerabiali na gotowy napój, albo dostarczali go nadto karczmarzom, którzy obok oficjalnego piwowarstwa trudnili się produkcją piwa. W pierwszym przypadku mielibyśmy znów do czynienia z procesem produkcji dokonującym się w całości w jednym warsztacie rzemieślniczym.
Jeżeli przyjrzymy się stopniowi uprzemysłowienia produkcji rzemieślniczej zauważymy bardzo znikomy postęp w tej dziedzinie. Choć brak w tym kierunku jakichś wyczerpujących danych, jednak przygodne wzmianki rozsiane po źródłach na przestrzeni lat 1267 – 1420 zdają się wskazywać, że stosowanie w mieście koła wodnego w różnych gałęziach produkcji było stosunkowo skromne. Choć początki stosowania tu siły napędowej wody były zdaje się dosyć wczesne, to jednak wszystko przemawia za tym, iż na przestrzeni przeszło 150 lat proces ten w mieście rozwijał się bardzo powoli i większego wpływu na sposób produkcji nie był w stanie wywrzeć.
Tak np. choć pierwszy folusz sukienniczy w mieście powstał w r. 1267, co na ówczesne czasy było niewątpliwie zjawiskiem postępowym, to jednak w następnym półtorawieczu nie obserwujemy ich silniejszego liczebnego wzrostu. Do r. 1395 możemy jedynie stwierdzić istnienie niewątpliwie jeszcze jednego folusza, dalej ewentualnie trzeciego przy czym nie mamy żadnej pewności, czy wszystkie funkcjonowały równocześnie. Raczej wszystko przemawia za tym, iż w XIV w. istniał tylko jeden folusz dla sukna w okolicy ówczesnej rzeźni, który oczywiście nie był w stanie obsłużyć potrzeb wszystkich tkaczy, którzy z reguły folować musieli sukno we własnym zakresie.
Podobnie było z blicherniami. Zezwolenie na ich założenie miasto otrzymało w 1359 r. od Karola IV. D tego czasu miejscy tkacze musieli sami płótno blichować. Ale i tak od 1359 r. liczba blicharni nie powiększyła się aż do r. 1463 w którym to roku dopiero słyszymy o drugiej blicharni. Tak więc w najlepszym razie dwie blicharnie pokrywać musiały zapotrzebowanie całego cechu tkaczy, co oczywiście było niemożliwe; jako tedy konieczny wniosek nasuwa się przypuszczenie, że tkacze płótna w rzeczywistości sami dokonywali procesu blichowania płótna.
Silniejszy zdaje się stopień „uprzemysłowienia” obserwować możemy w produkcji piwa. Wcześnie istnieją tu specjalne słodownie (Meczhaus). Już w r. 1270 istnieje w mieście kilka takich urządzeń przystosowanych do produkcji słodu i wywaru chmielu, a na przestrzeni drugiej połowy XIV w. możemy stwierdzić istnienie w mieście co najmniej 8 słodowni. Jeślibyśmy przyjęli, że były to zakłady większe, dostarczające surowca przeciętnie dla 7 majstrów.
Znacznie skromniejsze jest za to stosowanie koła wodnego w innych gałęziach produkcji rzemieślniczej. Pod r. 1386-1387 słyszymy o wodnej szlifierni metalu (Slyfmol) , i jednym tartaku (Bretmol). Na tych wzmiankach kończą się nasze wiadomości o stosowaniu siły wodnej w rzemiośle wrocławskim. Jak widzimy brak danych o stosowaniu jej w rzemiośle metalowym (miechy, młoty), skórzanym (garbarnie) itp. Oczywiście dalecy jesteśmy od przypuszczenia, że koło (wodne lub ręczne) było w mieście stosowane tylko w wyliczonych wyżej wypadkach. Szeroko rozwinięte budownictwo miejskie, budowa wież, gmachów publicznych, kościołów itp. pociągała za sobą konieczność stosowania do podnoszenia ciężarów wind i dźwigów, które na całym Śląsku, a więc przypuszczalnie i we Wrocławiu były szeroko stosowane, jednak brak nam bliższych danych źródłowych.
O wielkości tych urządzeń mechanicznych niewiele możemy powiedzieć. Żaden spis miejski nie wymienia ich istnienia, albo choćby liczby osób w zawodzie takim zajętych. Jedynie z wiadomości pośrednich (wysokość czynszu dzierżawnego, stosunek np. słodowni do liczby słodowników) możemy wnosić, iż z reguły były to przedsiębiorstwa niewielkie. Taki np. jedyny w mieście tartak płaci w r.1386 czynszu dzierżawnego 6 grzywien rocznie, a więc mniej niż przeciętna ławka rzeźnicza; szlifiernia płaciła czynszu 15 grzywien , folusz od 20-30 grzywien. Wszystko są to kwoty stojące znacznie poniżej np. czynszu dzierżawnego przeciętnego młyna wrocławskiego (czynsz od młynów w r. 1387 wynosił 349 grzywien, co czyni 31 grzywien przeciętnie na młyn).
I jeszcze jeden szczegół charakterystyczny. Jeśli początkowo urządzenia machaniczne w mieście są własnością prywatną mieszczan, to w ciągu XIV w. przechodzą one prawie wszystkie bez wyjątku na własność miasta – patrycjatu miejskiego. Miejską jest założona w r. 1359 blicharnia, miastu płaci czynsz dzierżawny szlifiernia i tartak. O foluszu na kępie mieszczańskiej wiemy, że w latach 1332, 1386 i 1387 wydzierżawiony był przez miasto za czynsz. Jedynie niektóre słodownie były jeszcze w XIV w własnością prywatną bogatych kramarzy, jak np. słodownie przy bramie Świdnickiej, choć i niektóre z nich były własnością miasta i były przezeń wydzierżawiane. Niewątpliwie w tym zmonopolizowanym przez patrycjat miejski zaczątków mechanizacji produkcji rzemieślniczej w mieście , a w ślad za tym w dążeniu do ograniczenia ich ilości, upatrywać należy jedną, może główną nawet przyczynę słabego oparcia się produkcji rzemieślników wrocławskich na pracy ówczesnych „maszyn”. Tak więc w badaniach nad rozwojem i wielkością wrocławskiej produkcji rzemieślniczej opierać się musimy z konieczności przede wszystkim na analizie poszczególnych warsztatów pracy, na wyciąganiu wniosków z liczby osób zajętych w poszczególnych gałęziach produkcji.
Pod tym względem jednak nie jesteśmy w stanie śledzić rozwoju rzemiosła wrocławskiego, ponieważ dopiero spis z r. 1403 pozwala nam wejrzeć bliżej w strukturę zawodową naszego miasta. Według spisu tego 1232 osoby w mieście opłacały podatek z tytułu wykonywanego zawodu (rzemiosła). Niestety jednak nie możemy stwierdzić czy liczba ta odpowiada ilości samodzielnych warsztatów, czy też obejmuje z jednej strony osoby prowadzące dwa lub nawet więcej warsztatów, a z drugiej także osoby nie posiadające własnego przedsiębiorstwa, a pracujące na własny rachunek w cudzym warsztacie (majstrowie bez straganu, niektórzy czeladnicy, partacze itp.). Choćbyśmy nawet te ewentualności wzięli pod uwagę, to jednak w całości przyjąć wypadnie raczej, że liczba podatników od rzemiosła odpowiada w przybliżeniu ilości warsztatów w mieście (mistrzów cechowych).
Ze stosunku liczby osób zajętych w rzemiośle do ogółu ludności Wrocławia w r. 1403 wynika, że zaledwie 6,7 % mieszkańców miasta zajętych było jako samodzielni pracownicy w rzemiośle. Do liczby 1232 rzemieślników należy dodać jeszcze co najmniej tyluż uczni i czeladników, co oczywiście podwoi stosunek procentowy osób pracujących do ogólnej liczby mieszkańców miasta (13,3%).
Te 1232 warsztaty rzemieślnicze, względnie osoby pracujące samodzielnie w produkcji, można następująco zgrupować według gałęzi produkcji: najliczniej reprezentowany w mieści przemysł spożywczy grupuje 270 osób (warsztatów)(21,9%), drugi z kolei co do liczebności odzieżowy liczy 268 osób (21,7%), trzeci z kolei tkacki 252 warsztaty (20,4%). Te gałęzie produkcji skupiają we Wrocławiu razem 64% ogółu warsztatów rzemieślniczych. Pozostałe gałęzie produkcji są już procentowo znacznie słabiej reprezentowane. Przemysł metalowy obejmuję 16,7% (206 warsztatów), skórzany zajmuje 8,1% (100) osób, drzewny i rogowy 7,4% (92), budowlany 3,3% (41), wreszcie opałowy 0,2% (3).
Organizacja rzemiosła wrocławskiego tkwi przez cały koniec XIII do początku XV w. w systemie cechowym. Choć w przeciwieństwie do innych miast śląskich wrocławskie statuty cechowe sprzed r. 1420 są nader nieliczne, jako że w całości prawie zostały wchłonięte przez postanowienia nowych statutów Zygmunta Luksemburskiego, jednak nieliczne zachowane do dziś ich szczątki pozwalają stwierdzić, że np. przymus cechowy obowiązywał w przeważnej liczbie cechów.
Statuty cechowe wydawane były zawsze przez radę miejską, a więc przedstawicielstwo patrycjatu miejskiego. Stąd jego własne interesy kupieckie są stawiane we wszystkich statutach na naczelnym miejscu; stąd też płyną zwiększające się wciąż ograniczenia dla wytwórców dóbr materialnych sprzedawania własnej produkcji wprost odbiorcy, a dążenia do wysunięcia się kupca między producenta a konsumenta. Choć w niektórych gałęziach produkcji ograniczenia takie nie mogły mieć miejsca, choć niektóre cechy rzemieślnicze potrafiły przeprowadzić prawo i obowiązek posiadania własnego sklepu-straganu w rynku z własnymi wyrobami, to jednak dla przeważnej części rzemiosła obowiązywały ostre postanowienia zabraniające sprzedawania wyprodukowanego towaru detalicznie, ograniczające możności sprzedawania produktów tylko do niektórych ich rodzajów przeznaczonych na rynek najbliższy, umożliwiające rzemieślnikom zakup surowca na wsi bezpośrednio od wytwórcy, albo przynajmniej ograniczające możności zakupowania surowca do pewnej ustalonej wysokości. Oczywiście wszystkie te przepisy miały na celu zapewnienie bogatym miejskim kupcom (Reichkrämer) monopol nie tylko na handel importowany i tranzytowy, ale także silny wpływ na handel lokalny.
Ogólnie rzecz biorąc we wrocławskim systemie cechowym tego czasu daje się bez spornie stwierdzić coraz silniejsze przechodzenie warsztatów cechowych na pracę najemną czeladników, a nawet uczniów. Stosunki takie panują dowolnie w cechach: krawieckim, różańczarskim, u iglarzy, druciarzy i haftkarzy, u pasiarzy; jeśli dodamy do tego objaw widocznie bardzo pospolity w mieście, iż mistrzowie wzajemnie przepłacali sobie czeladników, to musimy dojść do wniosku, że najem oczywiście nie w zupełności wolny, ponieważ ograniczony możnością opuszczania mistrza przez ucznia czy czeladnika, był w naszym mieście zjawiskiem bardzo pospolitym. Tekst poszczególnych statutów niedwuznacznie wskazuje, iż w końcu XIV i w początku XV w. mistrzowie coraz częściej wyręczali się najemną pracą pomocników. Choć nie we wszystkich statutach cechowych mamy wiadomości o stosowaniu przez mistrzów siły najemnej, jednak nie znamy ani jednego wypadku, aby istniały zakazy korzystania z niej.
Niedopowiedzenia i zakazy przekazów źródłowych wskazują wyraźnie iż gdzieś na przełomie XIV-XV w. stosowane bywały, przynajmniej w niektórych gałęziach produkcji, formy nakładu. Tak np. w cechu kaletników utarł się zwyczaj oddawania pracy ludziom nie należącym do cechu; podobne stosunki panowały zdaje się i w rzemiośle tkackim, skoro postanowienia cechowe zakazują majstrom zatrudniać więcej jak 4 kobiety zajęte czesaniem sukna. Nieraz mistrzowie sami przyjmują pracę za wynagrodzeniem od osób trzecich. Prace takie są niekiedy w wyjątkowych wypadkach przez prawo sa
nkcjonowane, w innych wręcz zakazywane.
Przeciw wszystkim tym zjawiskom, nie mieszczącym się w ramach klasycznej organizacji cechowej, występują ostro postanowienia cechowe XIV i zarania XV w. Oczywiście występują one przeciw formom zwiększania się warsztatów rękodzielniczych, wyrastania jednych nad drugie, starając się utrzymywać stan względnej przynajmniej równości warsztatów, a co za tym idzie i produkcji. Oczywiście rozporządzenia takie tylko pośrednio miały na celu utrzymanie przybliżonej równości ekonomicznej w rzemiośle. W rzeczywistości miały one na oku korzyści klas posiadających w mieście, patrycjatu kupieckiego, dla którego duży warsztat, wyłamujący się z pod kontroli cechowej, dążący do bezpośrednich kontaktów z odbiorcą, był groźniejszym konkurentem, niż warsztat średni, nie mówiąc już o drobnym. Nie słyszymy też we Wrocławiu o jakichkolwiek rozporządzeniach zmierzających w kierunku zapewnienia każdemu majstrowi posiadania własnego warsztatu, sankcjonując nieraz istnienie kilku współwłaścicieli jednego warsztatu.
Pod r. 1396 słyszymy jako o wypadkach częstych, że po dwóch majstrów iglarskich, druciarzy, haftkarzy czy różańczarzy posiada wspólnie jeden warsztat. Choć brak nam w odniesieniu dla Wrocławia tak charakterystycznych w tym kierunku postanowień cechowych, jak np. w odniesieniu do Świdnicy czy Strzegomia, nie mniej nie mamy najmniejszych danych przypuszczać, aby stosunki we Wrocławiu były pod tym względem korzystniejsze dla biednych rzemieślników. Dane statystyczne zebrane dla r. 1403 przez Mendla dla dwóch tylko dzielnic naszego miasta stwierdzają bezapelacyjnie, że 57%, względnie nawet 72% rzemieślników było zwolnionych od podatku od wykonywanego rzemiosła.
Wypada omówić także rzemiosło pozacechowe, partaczy i pracę majstrów nie posiadających własnych warsztatów. Pomimo tego że statuty cechowe wyraźnie i na każdym kroku podkreślają, że rzemiosło może tylko uprawiać posiadający prawo miejski i przynależny do cechu, choć przywilej Henryka Probosa z r.1272 wyraźnie zabrania zakładania w obrębie mili od miasta jakichkolwiek targów, kramów z suknem i obuwiem, jatek i karczem, jednak tak rzemiosło pozacechowe, wykonywane przez osoby nie będące członkami cechu, jak rzemiosło wiejskie na wsi pod wrocławskiej kwitło przez cały XIV w.
Mimo wszelkich zakazów słyszymy o istnieniu w obrębie mili miejskiej licznych tkaczy płótna nie należących do cechu, o wypadkach brania na zamówienie przez osoby nie należące do cecho pracy u kaletników była już wyżej mowa. Czy są to rzeczywiście tylko te dwa cechy, w których istniała praca pozacechowa, wątpliwe, choć poza tym o podobnych zakazach w innych gałęziach rękodzieła wrocławskiego nie słyszymy. Ale za to dowiadujemy się, że często czeladnicy u takich pasiarzy czy tkaczy płótna pracują poza warsztatem na własną rękę, oczywiście za zapłatą osobną, wykonując bądź całość produkcji, bądź farbując przędzę na zamówienie osób trzecich. I znów trudno przypuścić, aby zjawisko pracy na własny rachunek czeladników była specyfiką tylko tych dwóch zawodów. Niewątpliwie występowało ono i w innych gałęziach rzemiosła, a tu może najjaskrawiej. O rozmiarach tego rodzaju produkcji pozacechowej nie możemy niczego bliższego powiedzieć, musiała ona być dosyć wielka i przynosić mistrzom duże straty, skoro postanowienia przeciwko partaczom znajdowały swój wyraz w ustawodawstwie miejskim.
A wreszcie pod wrocławskie rzemiosło wiejskie. Mimo że miasto pilnuje starannie, aby całe zapotrzebowanie wsi pokrywało rzemiosło miejski i czyni w tym kierunku nawet ulgi rzemieślnikom, pozwalając im na detaliczną i okrężną sprzedaż narzędzi potrzebnych rolnikom. Jednak rzemiosło wiejski nawet we wsiach dalej od miasta położonych kwitnie i zaspokaja nie tylko potrzeby własnej wsi, ale jeszcze produkcję swą eksportuje.
W okolicach Wrocławia stosunki układały się jednak odmiennie. Wraz z postępującą specjalizacją zajęć i doskonalenia się produkcji, wraz z koncentracją rzemiosła w mieście zanika rzemiosło ze wsi pod wrocławskiej. W porównaniu z XII-wiecznymi dokumentami lokacyjnymi, w których na każdym kroku występują kowale, piekarze, szewcy i kramarze (przynajmniej w teorii), rzemiosło pod wrocławskie w XIV w. i w zaraniu XV prawie nie istnieje. Trafiają się wprawdzie pośrednie wzmianki o kowalach poza miastem, piekarzach w obrębie mili miejskiej, ale zwalczani zawzięcie przez majstrów miejskich w wymianie między wsią a miastem nie chyba odgrywać większej roli. Za to liczne i częste są karczmy wiejskie, jest to jednak chyba zamierzone gdyż właśnie w karczmach zaopatrywała się ludność wiejska w produkty rzemiosła miejskiego. Ale i tu zdarzają się wypadki, że zakazywano w danej wsi założenia karczmy. Tak tedy na podstawie tych wszystkich danych wnosić wolno, że wieś pod wrocławska od połowy ca najmniej XIV w. opanowana była zupełnie przez wyroby miejskie. Produkcja rodzima wiejska, jeśli istniała, nie odgrywała widocznie większej roli, skoro spisy z r. 1353 i 1425 nie wymieniają ani razu podatków płaconych przez rzemieślników wiejskich.
Obok rzemiosła wiejskiego w przedstawieniu stosunków produkcyjnych w rzemiośle wrocławskim nie podobna pominąć faktu, że także zakony, a nawet świeckie duchowieństwo prowadziło niekiedy na własny rachunek produkcję rzemieślniczą. Wspomniano wyżej o zainteresowaniach wrocławskich beginek w tkaniu sukna, produkowanego oczywiście z wełny własnoręcznie przez nie przędzonej. Do rozmiarów niemal katastrofalnych, w opinii rady miejskiej , dla przemysłu miejskiego dochodziło do warzenia piwa i wyszynk nim przez klasztory wrocławskie (św. Wincentego i na Piasku) oraz kler katedralny i to nie tyle na własne potrzeby, ile na potrzeby całej ludności zamieszkującej Elbląg i Ostrów Tumski. Wchodziły tu w grę w dodatku interesy nie tylko rzemiosła, ale i kupiectwa wrocławskiego, i na tym punkcie doszło w r. 1380 do poważnego konfliktu.
Jakość i rozmiary produkcji rzemieślniczej wrocławskiej tego czasu nie dają się oczywiście choćby w najogólniejszych rysach określić. Brak w tym kierunku nie tylko jakichkolwiek statystyk, ale nawet danych pośrednich wskazujących na wielkość produkcji czy to poszczególnych warsztatów, czy całych gałęzi rękodzieła. Wyciągając na razie wnioski z faktu, iż przytłaczająca większość warsztatów wrocławskich była od podatku zwolniona, stwierdziwszy, że niektóre cechy były więcej niż w połowie od podatku uwolnione, nie możemy produkcji Wrocławia ocenić zbyt różowo. Dodajmy do tego okoliczności, że niektóre towary produkowane w mieście oceniane bywały nawet współcześnie jako „gar zu grob”. Niewiele lepszą miało zdaję się opinię sukno wrocławskie, jako że nie spotykamy go przez cały w. XIV na rynkach zagranicznych, a nawet w Polsce sporadycznie się ukazuje. Nie znaczy to jednak, aby ocenę taką można stosować do wszystkich zawodów. Złotnictwo i malarstwo wrocławskie stało zdaje się dosyć wysoko, skoro złotnicy tutejsi zasięgają opinii w sprawie dobroci srebra stosowanego w wyrobach u cechów Brugges i Kolonii w r. 1372, a mieszczanin wrocławski magister Pyessel wezwany został do odnowienia i pozłocenia bani na wieży katedry gnieźnieńskiej w r. 1417. Szczególną wziętością cieszyli się pewnie zegarmistrze wrocławscy (spis z r. 1403 wymienia ich dwóch), skoro mieszczanin wrocławski Swebelin (zresztą z zawodu ślusarz) zobowiązuje się w latach 1368-1373 wykonać trzy zegary w Opawie, Świdnicy i dla kapituły wrocławskiej. Słyszymy również często o osiedlaniu się w innych miastach polskich rzemieślników wrocławskich: malarzy w Krakowie, konwsiarzy i szklarzy w Toruniu, żeby tylko wymienić przykładowo parę najważniejszych wzmianek. Przypuszczalnie rzemieślnicy ci, przeniósłszy się do nowego miasta, wykonywali w nim zawód wyuczony w e Wrocławiu, nie znajdując widocznie w rodzinnym mieście możliwości szerszego zbytu dla swej warsztatowej produkcji.
Charakteryzując ogólnie rzemiosło wrocławski na przestrzeni XIV w., podkreślić wypadnie, że ówczesna polityka handlowa patrycjatu wrocławskiego, podobnie jak innych miast zachodnio-europejskich, broniła się kurczowo przed importem nawet towarów powszedniego użytku spoza miasta, zakazywała członkom cechów rzemieślniczych nabywania surowców czy towarów od osób nie będących obywatelami miejskimi, ograniczała sposób i rozmiary produkcji, utrudniała wreszcie prawo sprzedaży własnych wyrobów, wszystko to w celu, aby cały zysk z handlu wewnętrznego miejskiego, czy z najbliższych rynków skupić w ręku uprzywilejowanego kupiectwa-patrycjatu. Olbrzymie korzyści materialne, jakich dostarczał kupiectwu handel tranzytowy i importowany do miasta sprawiał, że produkcją rodzimą kapitał kupiecki się zupełnie nie interesował, a nawet hamował drobny handel okrężny z najbliższą okolicą . wszystkie te czynniki, każdy z osobna i razem wzięte sprawiały, że we Wrocławiu produkcja rzemieślnicza na eksport przez cały w. XIV nie rozwinęła się, a może nawet wnioskując ze wzmianek o eksporcie z innych miast śląskich stała niżej od rzemiosła reszty drobniejszych miast śląskich.