Kolejnym etapem mojej wędrówki po Polsce była Warszawa. Postanowiłem przyjrzeć się życiu zwykłych ludzi zamieszkujących stolicę. Trafiłem na ulicę Krochmalną i Ciepłą.
Minąłem ogród i plac za Żelazną Bramą. Wąskimi przejściami, pośród kramów, straganów i licznych sklepików wiodącymi ku ulicy Krochmalnej wkroczyłem w inny świat. Mówi się, że istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Pamiętam, że od pierwszego wejrzenia znienawidziłem to miejsce. Powitał mnie przykry zapach cmentarza, śmierci. Podejrzewam, że nie było to jednak miejsce wiecznego spoczynku. Wśród tego fetoru przemieszczali się żywi, a raczej sprawiający wrażenie żywych, ludzie (jeśli można ich nazwać ludźmi). Ich twarze były zżółkłe i martwe. Pamiętam widok starej Żydówki sprzedającej gotowane warzywa. Czułem się między nimi nieswojo, byłem niechcianym gościem, do czasu. Zawołał mnie, a raczej przywołał energicznym machaniem ręką chudy mężczyzna. W zasadzie wołając sam do mnie podszedł. Nieznajomy pokazał mi szklankę, którą trzymał w dłoni. Powiedziałem, że nie mam pieniędzy. Wtedy dowiedziałem się, czym głównie trudnią się młodsi mieszkańcy tego osiedla. Mężczyzna sprzedawał wodę sodową. Jednak sam widok szklanki- brudnej, oblepionej syropem zniechęcił mnie do zakupu. Mimo gorąca i zaduchu, w takiej chwili odechciewa się pić. Poszedłem dalej obserwując wystawy sklepowe. Czekolada, wędzone śledzie, warzywa i ludzie. Czułem na sobie wzrok mijanych osób, ludzi o twarzach chorych, chudych, o czerwonych oczach, z których patrzyła śmierć. Dookoła brudne ściany bloków, bruk pełen wądołów, szyldy domostw zbryzgane błotem. Wracając zaczepiłem Żydówkę z warzywami:
-Jak mi się tu żyje? Dziękuję, nie narzekam mości dobrodzieju…
Stolica- główne miasto jakiegoś państwa lub terytorium. Poniekąd miejsce reprezentujące kraj. Dopóki więc Warszawa odzwierciedla sytuację ludności polskiej, możemy spać spokojnie. Nie mamy na co narzekać…