Sceptyczne rozwiązanie

Sceptyczne rozwiązanie
Zapał filozoficzny, podobnie jak religijny, posiada, jak się zdaje, tę złą stronę, że aczkolwiek dąży do poprawy obyczajów i wykorzenienia wad, może przecież wskutek nadanego mu niewłaściwego kierunku służyć wyłącznie podsycaniu jakiegoś upodobania, które nas opanowało, lub pchać umysł z tym większą stanowczością ku tej stronie, która go już zbyt silnie przyciąga przewagą i skłonnością wrodzonego usposobienia. Nie ulega wątpliwości, że dążąc do wspaniałego spokoju duszy, który cechuje filozofa-mędrca i usiłując znaleźć przyjemność tylko w tym, czego nam własny dostarcza umysł, możemy na koniec – jak to się przydarzyło Epiktetowi i innym stoikom – uczynić z naszej filozofii po prostu tylko wysubtelniony nieco system egoizmu i przerozumować sobie zarówno wszelką cnotę, jak też przyjemności wynikające z życia społecznego. A rozpatrując uważnie marność życia ludzkiego i rozmyślając o znikomości i niestałości bogactw i zaszczytów może właśnie tym samym pochlebiamy wrodzonemu lenistwu, które nienawidząc wiru światowego i zgiełku interesów, szuka jakiegoś rozumnego pozoru, aby oddawać się pełnej i niekrępowanej bezczynności. Istnieje jednak pewien kierunek filozofii, który jest, jak się zdaje, mniej narażonym na tę ujemną stronę, ponieważ nie łączy się z żadnym niewłaściwym upodobaniem umysłu ludzkiego i ponieważ nie może też przymieszać się do żadnej wrodzonej namiętności lub skłonności. Kierunkiem tym jest filozofia akademicka, czyli sceptyczna. Akademicy prawią ustawicznie o wątpliwościach, o zawieszaniu sądu, o niebezpieczeństwie tkwiącym w pospiesznym rozstrzyganiu, o ograniczeniu badań rozumowych do bardzo ciasnego zakresu, o wyrzeczeniu się wszelkich spekulacji, nie leżących w obrębie potocznego życia i praktycznego działania. Nie ma zatem rzeczy, która by bardziej od takiej filozofii sprzeciwiała się niedołężnemu lenistwu umysłu, jego niecierpliwej zarozumiałości, wygórowanym pretensjom i zabobonnej łatwowierności. Taka filozofia tłumi wszelką namiętność, z wyjątkiem zamiłowania do prawdy; ta zaś namiętność nie dopięła nigdy i nie może też nigdy dopiąć zbyt wysokiego stopnia. Więc dziwną się to musi wydać rzeczą, żeby filozofia ta, która prawie zawsze musi być nieszkodliwa i niewinna, miała być przedmiotem tylu nieuzasadnionych zarzutów i oszczerstw. Lecz może właśnie to, co ją czyni tak niewinną, jest zarazem tym, co ją naraża na ogólną nienawiść i złość: nie pochlebiając żadnej niewłaściwej skłonności mało zdobywa sobie zwolenników; sprzeciwiając się tylu występkom i niedorzecznościom, wzbudza przeciw sobie setki nieprzyjaciół, którzy ją piętnują jako zuchwałą, bezbożną i irreligijną.
70. Nie ma też obawy, by filozofia ta, usiłując zamknąć nasze badania w granicach potocznego życia, miała kiedykolwiek podkopać wnioski, które wyprowadzamy w życiu potocznym i wątpliwości swe posunąć aż do sparaliżowania wszelkiego działania i spekulacji. Rzeczywistość nigdy się swych praw nie wyrzeknie i ostatecznie zawsze odniesie zwycięstwo nad wszelkim rozumowaniem abstrakcyjnym. Chociaż więc np. twierdzimy, jak w poprzednim rozdziale, że w każdym rozumowaniu opartym na doświadczeniu umysł czyni pewien krok, który nie ma podstawy w żadnej argumentacji lub czynności intelektualnej, przecież nie ma niebezpieczeństwa, by rozumowanie to, na którym polega niemal cała wiedza, wskutek tego odkrycia ucierpiało. Jeżeli umysł, czyniąc ten krok, nie kieruje się żadną argumentacją, musi istnieć jakaś inna zasada równie ważna i poważna, która go do tego skłania; a zasada ta nie traci swego wpływu, póki natura ludzka pozostanie taką, jaką jest obecnie. Warto niezawodnie potrudzić się, aby zasadę tę wykryć.
71. Wyobraźmy sobie, że człowiek obdarzony rozumem jak najbystrzejszym i jak najzdolniejszy do zastanawiania się, znalazł się zupełnie nagle na świecie; niewątpliwie zauważyłby od razu ciągłe następstwo przedmiotów oraz zjawiających się kolejno zdarzeń; poza tym nie potrafiłby niczego więcej wykryć. Na razie nie umiałby drogą żadnego rozumowania dojść do pojęć przyczyny i skutku, ponieważ owe siły, które dokonują wszystkich działań w przyrodzie, nigdy nie podpadają pod zmysły i ponieważ nie można na tej tylko podstawie, że jedno zjawisko w jednym przypadku wyprzedziło inne, wyprowadzić rozumnego wniosku, że pierwsze jest przyczyną drugiego. Wszak związek ich może być dowolny i przypadkowy. I może nie ma żadnej racji, która by pozwoliła z ukazania się jednego zjawiska wnosić o istnieniu drugiego. Jednym słowem, człowiek ten, zanim nie nabędzie więcej doświadczenia, nie mógłby nigdy czynić przypuszczeń lub przeprowadzać rozumowań o żadnych faktach ani być pewnym żadnych rzeczy oprócz tych, które są mu dane bezpośrednio w spostrzeżeniu i pamięci.
72. Wyobraźmy sobie natomiast, że człowiek ten nabył więcej doświadczenia i że żył dość długo na świecie, aby zauważyć, że podobne przedmioty lub zjawiska wchodzą w stałe ze sobą związki; jakiż będzie skutek takiego doświadczenia? Człowiek ów wnosi ze zjawienia się jednego przedmiotu bezpośrednio o istnieniu drugiego. A przecież mimo całego swego doświadczenia nie posiada on pojęcia lub znajomości tej ukrytej siły, dzięki której jeden przedmiot wywołuje drugi; nie skłania go też do wyprowadzenia tego wniosku żaden proces rozumowania. Zawsze jednak czuje, że go coś do tego zmusza; a chociażby się przekonał, że jego rozum nie bierze udziału w tej czynności, sposób jego myślenia nie ulegnie zmianie. Istnieje inna zasada, która nim powoduje, gdy taki wyprowadza wniosek.
73. Zasadą tą jest nawyk, przyzwyczajenie. Gdziekolwiek bowiem powtarzanie się pewnej czynności lub funkcji wytwarza skłonność do odnawiania się tej samej czynności lub funkcji także wtedy, gdy nie pobudza nas do niej żadne rozumowanie ani działanie umysłu, tam zawsze powiadamy, że skłonność ta jest następstwem przyzwyczajenia. Używając tego wyrazu wcale nie sądzimy, jakobyśmy podali ostateczną przyczynę tego rodzaju skłonności. Wskazujemy tylko pewną tkwiącą w naturze ludzkiej zasadę, powszechnie uznaną i dobrze znaną ze swego działania. Może nie potrafimy posunąć naszych badań dalej, czyli podać przyczyny tej przyczyny; w takim razie musimy się zadowolić tym, że jest to zasada ostateczna, jaką możemy wskazać dla wszystkich naszych wniosków czerpanych z doświadczenia. Już sam fakt, że możemy się tak daleko posunąć, daje nam dostateczne zadowolenie; nie powinniśmy sarkać na ograniczoność naszych władz poznawczych, że nie chcą nas zaprowadzić dalej. A niewątpliwie wypowiadamy tutaj tezę jeżeli nie prawdziwą, to przynajmniej bardzo zrozumiałą, gdy twierdzimy, że tym, co wobec stałego związku dwóch przedmiotów, np. gorąca i płomienia, ciężaru i gęstości, każe nam po ukazaniu się jednego oczekiwać drugiego, jest wyłącznie przyzwyczajenie. Bądź co bądź jest to, jak się zdaje, jedyne przypuszczenie, które usuwa trudność wytłumaczenia, dlaczego wyprowadzamy z tysiąca wypadków wniosek, którego nie możemy wyprowadzić z jednego wypadku, niczym się od tamtych nie różniącego. Rozum niezdolny jest popełniać takie niekonsekwencje. Wnioski, które wyprowadza z rozważania jednego koła, są takie same, jak te, które by utworzył na podstawie przeglądu wszystkich kół na świecie. Natomiast nikt, kto widział tylko jedno ciało poruszające się wskutek potrącenia przez inne, nie mógłby wnosić, że każde ciało potrącone przez inne poruszy się. Wszystkie zatem wnioski czerpane z doświadczenia są wynikiem przyzwyczajenia, a nie rozumowania.
74. Przyzwyczajenie więc jest tym wielkim kierownikiem życia ludzkiego. Ono jest jedyną zasadą, która sprawia, że doświadczenie nasze jest dla nas pożyteczne i że wyczekujemy na przyszłość toku zjawisk podobnego do tego, który poznaliśmy dawniej. Bez wpływu przyzwyczajenia nie wiedzielibyśmy nic o żadnym fakcie poza tym, co jest bezpośrednio dane w spostrzeżeniu i pamięci. Nie wiedzielibyśmy nigdy, jak dobierać środki do pewnych celów lub jak się posługiwać danymi nam przez przyrodę siłami dla wywołania jakiegoś skutku. Od razu skończyłoby się zarówno wszelkie działanie praktyczne, jak też – po największej części – badanie naukowe. (…)
76. Jakiż tedy jest rezultat tego całego wywodu? Bardzo prosty, chociaż, przyznać trzeba, dość różny od potocznych teorii filozoficznych. Wszelkie przekonanie o faktach, czyli rzeczywistym istnieniu, wynika wyłącznie z jakiegoś przedmiotu danego w pamięci lub spostrzeżeniu i z nawyku łączenia tego przedmiotu z jakimś innym. Czyli innymi słowy: znalazłszy w wielu przypadkach, że jakieś dwa rodzaje przedmiotów, płomień i gorąco, śnieg i zimno zawsze ze sobą się łączyły, umysł mocą przyzwyczajenia czuje się zniewolonym – jeżeli ponownie spostrzega płomień lub śnieg – oczekiwać ciepła lub zimna i być przekonanym, że takie własności istnieją i że je przy bliższym zbadaniu wykryje. Przekonanie to jest koniecznym następstwem okoliczności, wśród których umysł się znajduje. Jest to objaw duszy, w danych warunkach tak samo nieunikniony, jak odezwanie się uczucia miłości, gdy doznajemy dobrodziejstwa, lub nienawiści, gdy spotyka nas krzywda. Wszystkie te objawy są rodzajem wrodzonych instynktów, których żadne argumentowanie, żaden proces myślowy lub rozumowy nie może ani wytworzyć, ani usunąć.