W balladzie Mickiewicza napotykamy historię typowo romantyczną, tak podobną wszystkim twórcom polskiego romantyzmu. Historia to o miłości, o żalu z miłości i o zemście z miłości, której morał ostrzega, by nie igrać z uczuciami, bo zawód miłosny może mieć straszne konsekwencje.
Mickiewicz przedstawia nam zrozpaczoną Krysię, która została porzucona przez swego namiętnego kochanka.
Naiwna dziewczyna połknęła obietnicę ślubu i związała się z bogatym paniczem; w efekcie zrodziła mu dziecko. Okazuje się jednak, że jej kochanek jest fałszywym intrygantem, mężczyzną okrutnym i pozbawionym honoru, który wykorzystał wieśniaczkę, sam zaś wkrótce ożenił się z dobrze usytuowaną damą. Krysia w spazmach desperacji i zalana strumieniem gorzkich łez, biegnie nad mokradła i rzuca się w wody jeziora.
Od strony realnej – popełnia samobójstwo, co już w moich oczach maluje ją jako niekonsekwentną egoistkę – któż przecież zaopiekuje się teraz dzieckiem? Szczęście, że sługa wierny miał serce przygarnąć jej synka, jednak zmuszając niejako wieśniaka do tej opieki – sama postąpiła nieładnie.
Ale „Rybka” jest przecież baśniową balladą i od strony fantastycznej pozwala Krysi na przemianę w Świteziankę – rybę. To też umożliwia dziewczynie karmić synka, gdy tylko sługa przyniesie go nad jezioro i nieco łagodzi pomroki jej wątpliwej postawy.
Należy także pamiętać, że według romatyzmu miłość jest jedną z tych największych wartości, które popychają do czynów nadzwyczajnych, a w jej imię człowiek może zrobić wszystko, co dla romantyków byłoby pewnie usprawiedliwieniem Krysi.
Główny problem moralny jednak dotyczy sceny, która następuje pewnego wieczoru; gdy pan z żoną udają się na spacer brzegiem jeziora. Jest pora wieczornego karmienia, a sługa choć chce, nie może wyjść, bo oczekuje powrotu państwa. Kiedy jednak po dłuższym czasie nikt się nie zjawia, rusza z dzieciątkiem nad mokradła. Tam wita go widok niezwykły – w miejscu bystrej rzeki – teraz sam piach, a zaraz obok dwa kamienne głazy kształtem przypominające parę ludzi. Wśród przerażenia i strachu, wieśniak w końcu pojmuje – oto przed nim zemsta Świtezianek.
Kara, która spotkała panicza i jego żonę była bardzo surowa, bardzo. Przemiana w głaz jest równoważna ze śmiercią. Tutaj należy rozsądzić, czy kara śmierci jest dopuszczalna, nawet w imię zmesty? Jak już wspomniałam, według wielu romantyków – być może i jest.
Jednak nawet idąc ich mentalnością: zemsta powinna była dosięgnąc jedynie winowajcę. Niesłusznie ucierpiała postronna żona kochanka wieśniaczki. Sam okrutny panicz zaś poniósł jeno konsekwencje swego ohydnego postępowania.
Ja natomiast nie zgadzam się z zemstą Świtezianek. Według moich wartości i mojego sumienia nikt nie zasługuje na potępienie z góry, bo tymsamym niesprawiedliwie pozbawia się go szansy zmiany.
Któż wie? Może panicz podpatrując któregoś wieczoru wzruszającą scenę matki-syreny karmiącej jego własne dziecko,pożałowałby swej postawy i naprawił wyrządzone niegdyś krzywdy, przygarnął syna… Jednak zemsta Krysi była bezwzględna i najwyraźniej jej chęć paliła ją wewnętrznie.
Panicz możliwości nawrócenia nie dostał, dama zginęła niesłusznie, a zemsta przecież nie mogła ukoić żalu dziewczyny, bo jest rodzicielką tylko głębszej rozpaczy i niczego nie rozwiązuje.
Dlatego sądzę, że zemsta Świtezianki była niesprawiedliwa, i ode mnie Krysia rozgrzeszenia nie otrzymała.