„Moje prawdziwe lub wyobrażone Soplicowo”
Każdy z nas w chwilach, gdy cały świat zwraca się przeciwko niemu, marzy o miejscu, gdzie mógłby od tego wszystkiego uciec. Marzy o miejscu, w którym wszelkie kłopoty znikną, zastąpione najmilszym naszemu sercu potrzebom. Dla bohaterów ?Pana Tadeusza? było nim Soplicowo ? a jak jest w przypadku zwykłej, przeciętnej osoby, która żyje dwieście lat później?
Długo się zastanawiając, mając doskonały przykład ? siebie samą – stwierdzam, że owy człowiek nie potrzebuje szukać daleko ? nie dla niego bowiem Wyspy Kanaryjskie czy inne, na pozór cudne, miejsce. Sama, żyjąc przez piętnaście lat na tym świecie, zdążyłam przekonać się o jego pozytywnych i negatywnych aspektach. Jednak po namyśle muszę stwierdzić, iż nie potrafię opisać miejsca, gdzie czułabym się lepiej ? a za takie właśnie uważam raj. Choć mój ? jak się okazuje, nie tak prywatny, choć brzmi to o wiele lepiej ? Eden potrafi w zaskakujący sposób ranić, nie wyobrażam sobie życia gdziekolwiek indziej. Pisząc to, zdaję sobie sprawę z tego, że choć z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, dochodząc tak do ery, Ziemia staje się coraz bardziej zepsuta i daleko jej do wzorca piękności, doskonalsze miejsce nie mieści się w obrębie mojej wyobraźni. Od lat filozofowie powtarzają, że co naturalne, jest piękne, a to właśnie nasza planeta, sama z siebie, tworzy wszystko, co znajduje się dookoła nas. Niepotrafiąc ubrać w słowa moich myśli, chcę napisać, że mimo ingerencji człowieka w naturę, nie uważam, by moja arkadia traciła ?na wartości?. Być może urodziłam się owe dwieście lat za późno, lecz uważam, że w miejscu, które określam jako ?cudne? nie powinno się nikogo ograniczać ? a tak właśnie działałoby się, gdyby narzucać człowiekowi swoją wolę. Mój raj to nie piękne widoki, biały śnieg czy gorące plaże, gdzie wszyscy mogą odpocząć. Moja idylla to miejsce pełne ludzi, gdzie nie sposób się nudzić, gdzie znajdują się złoczyńcy i przestępcy. Gdzie mordercy w krwawy sposób pozbywają się ?przeszkadzających? im osób, gdzie politycy mogą wykrzykiwać bzdury, a głupcy bezmyślnie ich popierają. W moim raju drzewa gubią liście wcześniej, niż przychodzi zima, śnieg pada w marcu, latem przechodzą powodzie, a słońce grzeje na jesień. Ludzie tu są fałszywi, potrafią kłamać prosto w oczy, by tylko dostać to, co im się należy, potrafią wbić nóż w plecy przyjaciół, gdy tylko mogą oni powiedzieć o słowo za dużo. Zwierzęta są tu w okrutny sposób mordowane, by zapewnić tylko ciepłe odzienia lubpożywienie. Uczniowie w szkołach klną na profesorów, którzy z istną pasją w oczach mówią ?i jeszcze może zadanie piąte…?, by tylko usłyszeć westchnienie rozpaczy. Naukowcy i filozofowie kłócą się z kościołem, który uniemożliwia im badania genetyczne na DNA, wymawiając się niezbywalnym prawem do życia. Ludzie podważają wiarę w Boga, tworząc coraz to nowsze sekty, umożliwiające im zrobienie na złość biskupom. Świat przesiąka ironią i sarkazmem, którego żadne z nas nie chce się wyzbyć, pewne swojej wyższości i racji nad innymi, tymi, których nazwę ledwo co wypluwają, w myślach określając ich jako plebs. Ta arkadia pełna jest pustych kobiet, które uważają się za lepsze od innych, ponieważ ich kozaki sięgają pod kolano, nie ?zaledwie? za kostkę, pełna jest sztucznie umięśnionych mężczyzn, wykrzywiających twarze w fałszywych uśmiechach. W niej góry nie mają wiecznie tej samej wysokości, czas na nie działa, powodując ich nieustanne wietrzenie. Lasy zostają codziennie ścinane, a rzeki i morza zanieczyszczane. Mój raj śmierdzi wysypiskami śmieci, potem ludzi, odchodami zwierząt, a przede wszystkim, śmierdzi głupotą ludzką, którego to zapachu nie da się zneutralizować najlepszymi perfumami ? nawet tymi, które w mojej idylli powstają przez testy na psach i kotach. Mimo to, potrafię przejść przez ulice mojego Edenu z otwartymi oczami, obracając głowę, by móc go lepiej obserwować. Ten widok wywołuje na mojej twarzy uśmiech ? w końcu urodziłam się w tym społeczeństwie, potrafiłam się przystosować. Teraz czerpię z tego radość ? naśmiewam się z tego, co mnie denerwuje, bezczelnie komentuję wszystko dookoła. Moja arkadia gwarantuje mi wolność słowa, wolność zachowań, jeśli nie narażam przez to osób postronnych. Moja arkadia gwarantuje mi, że nie będę się nudzić, że będę mogła ponarzekać na wszystko dookoła i uśmiać się do łez z przyjaciółmi.
Choć mój raj w niczym nie przypomina historycznego Edenu i zapewne nikt inny nie określiłby tym mianem naszej planety, nie żałuję swojego wyboru. Wiem bowiem, że choć w marzeniach mogę uciekać do miejsca, gdzie nie dzieje się żadne zło, w realnym świecie nie wytrzymałabym tam ? potrzebuję akcji. Dlatego też nie zamieniłabym mojej idylli na żadną inną.