1
W żelaznej zbroi i złotej koronie,
Otoczon hufcem wojowników zbrojnym,
Bolesław Śmiały zasiada na tronie,
Gdy kanclerz głosem zawołał potrójnym:
„Trzech krewnych książąt, wygnańców z daleka,
Od ciebie, Panie, wsparcia twego czeka”.
2
Wchodzą: Izasław, książę na Kijowie,
Z nim Węgrów, Czechów młodzi królewice,
Bela, Jaromir; ci w krótkiej osnowie
Mówią ze łzami: „Trzech tronów dziedzice
„Błagamyć, królu, niech nas broń twa wspiera
„I wróci berta, co przemoc wydziera”.
3
Bolesław na to; „Gdy niewinność wzywa,
„Prawdziwy rycerz bieży w zawód chlubny” –
Rzeki i za Szczerbiec Chrobrego porywa:
„Przysięgam na ten oręż mężogubny.
„Że go nie złożę, aż dumę ukrócę
I wzięte państwa skrzywdzonym powrócę!”
4
Co przyrzekł, spełnił. Czechy i Morawy,
Zbiwszy orężem, obdarza pokojem;
Już Jaromira odbiera dzierżawy,
Nad Cisą Węgrów wstępnym znosi bojem,
Niemce, w posiłek ściągnione, rozprasza
I Belę królem węgierskim ogłasza.
5
Młodemu księciu wkładają koronę!
„Węgry – zawołał – te kraje zdobyte
Mogłem zatrzymać za trudy łożone,
Lecz wolę oddać, komu należyte;
Niechaj lud mężny i bliski naszemu
Sam włada, nigdy me służy obcemu.”
6
Już Kijów bierze, wraca Izasława;
Ale w rozkoszach bogatej stolicy
Zniknęła z oczu waleczność i sława,
Zgnuśniał król, z królem dzielni wojownicy
Już nie turnieje i gonitw zakłady,
Lecz uczty, zbytek i huczne biesiady.
7
Powrót do Polski nie kładzie granicy
Rozwiązłej chuci, co wszystko znieważa.
Biskup Stanisław wśród Pańskiej świątnicy
Wyrzuca błędy i klątwą zagraża;
Bolesław Śmiały ledwie gniew hamuje,
Tai urazę, lecz zemstę gotuje.
8
Wkrótce na Skałce, kiedy kapłan święty
Ofiary Bogu przed ołtarzem składa,
Z rozkazu króla huf dworzan zawzięty
Z dobytą bronią do kościoła wpada:
Trzykroć się miota, lecz tajemna siła
Trzykroć zuchwalców na ziemię zwaliła.
9
Bolesław, w gniewie nie znający miary,
Nieustraszony, zemsty dokonywa;
Lecz przebóg! skoro dopełnił ofiary,
Gniew zniknął, żałość serce mu przeszywa:
„Ach! – rzeknie – odtąd chcę świętymi czyny
Szukać w zwycięstwach przebaczenia winy.”
10
Rzym znieważony cisnął gromy swoje
Na króla, na lud, dotąd jemu wierny,
Przybytków Pańskich zamknięte podwoje,
Wszędy płacz, trwoga i smutek niezmierny:
Przed Watykanem schylając kolana,
Polak własnego wypierał się pana.
11
Ten król, przed którym narody truchlały,
Dotknięty klątwą, królestwo opuszcza.
Jest klasztor Ossa, na pochyłku skały,
A czarna wkoło okrąża go puszcza;
Tam mąż nieszczęsny w wieku jeszcze sile
Długą pokutą płaci gniewu chwile.
12
Tam dotąd kamień leży mchem okryty,
Jodła mu cienia i chłodu dodawa;
Na głazie zbrojny mąż z koniem wyryty. –
Polak, czytając imię Bolesława,
Pomny na jego nieśmiertelne czyny,
Płacząc nad losem, nie pamięta winy.